Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone страница 4

Название: Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3

Автор: Sierra Simone

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-66520-06-6

isbn:

СКАЧАТЬ Racja – odpowiada swoim senatorskim, rzeczowym tonem. Skandal i jego konsekwencje. Na tym się zna, z tym umie sobie radzić. – Polecę memu szefowi sztabu, by skontaktował się z Kay i Trieste w celu opracowania spójnej koncepcji medialnych działań defensywnych.

      – Kay już wkrótce przestanie być moją szefową sztabu – odpowiadam, spoglądając na naszą wspólną fotografię z dzieciństwa.

      – Czemu, na miłość boską? – W głosie Morgan słyszę irytację. – Ona jest najlepszym człowiekiem w całym twoim zespole.

      – Właśnie dlatego – wyjaśniam lekko zniecierpliwiony. – Zapomniałaś już, że Embry opuszcza Biały Dom i chce rywalizować ze mną podczas wyborów?

      – Och. No tak.

      – We dwoje stanowicie znakomicie dobraną parę.

      – Jak ty i Kay.

      – Elegancka symetria. Po każdej stronie brat i siostra.

      – I dwie takie pary stają przeciw sobie. – Parska śmiechem i przez chwilę wspominam Pragę. Ciekawi mnie, jakim torem potoczyłoby się nasze życie, gdybyśmy wiedzieli, że jesteśmy rodzeństwem, gdybyśmy kochali się jak brat z siostrą, a nie jak…

      Śmiech Morgan przechodzi w kolejne westchnienie.

      – To Embry powiedział ci o Lyrze, tak?

      – Tak.

      – Strasznie zależało mu na tym, żeby cię przed tym uchronić. No i żeby uchronić mnie i Lyra przed skandalem. Musiał się naprawdę wściec, skoro zdecydował się zagrać tą kartą.

      Oczami wyobraźni widzę jego tęczówki, błękitne jak niezapominajki, piękne usta wykrzywione w złości, zmarszczki przecinające jego czoło.

      – Myślę, że on mnie nienawidzi.

      – Być może – zgadza się Morgan. – Ale zarazem nigdy nie przestanie cię kochać. Taki już wywierasz wpływ na ludzi.

      Otwieram oczy i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Srebrzyste pasma na skroniach, poważne usta, jednodniowa szczecina na policzkach. Znużony weteran. Facet raniący ludzi, których kocha, i doznający przy tym wzwodu. Nie zasługuję na ich miłość. Zabawne, że do dzisiejszego wieczora ani przez moment nie wątpiłem, że wszystko to mi się należy, a teraz…

      – Naprawdę taki wywieram wpływ na ludzi? Bo ja mam poczucie, jakbym ich raczej swoją miłością wypalał, jakbym wykorzystywał ich tak długo, aż w końcu nic im nie pozostaje. Czy zauważyłaś, że nikt z tych, którzy mnie kochają, nie kończy dobrze? Samo zbliżenie się do mnie wprowadza w ludzkie życie czynnik tragedii.

      Sam nie wiem, dlaczego wszystko to jej wyznaję. Jest jedną z osób, które skrzywdziłem, zrujnowałem jej życie po prostu przez to, że się w nie wmieszałem. Pomijając tę naszą obecną rozmowę, odkąd związałem się z Greer, komunikujemy się wyłącznie za pośrednictwem notatek służbowych i asystentów. Nie ryzykujemy otwierania się przed sobą.

      – Kiedy tylko cię poznałam, od razu wiedziałam, że to się skończy tragedią. A mimo to i dziś nie postąpiłabym inaczej. Ani o włos.

      Lodowate, stalowe sedno jej wypowiedzi otacza aura wyzywającej przekory, jakby prowokowała mnie do kłótni. Podejmuję wyzwanie.

      – Dlaczego, Morgan? Jaki to wszystko miało sens? Całe to… cierpienie… w imię czego?

      – Co chciałbyś ode mnie usłyszeć? Że wszystko to wyłącznie czysty przypadek?

      Czysty przypadek. Czysty przypadek, że kobieta, którą zapłodniłem, okazała się moją siostrą. Czysty przypadek, że jej przyrodni brat okazał się jedną z dwóch miłości mojego życia. Czysty przypadek, że mój ojciec był prezydentem, a jego wice dziadkiem mojej żony.

      W życiu człowieka może się wydarzyć sporo przypadków, a jednak tego jest już za wiele.

      – Nie. Nie to chciałbym usłyszeć.

      – W takim razie pogódź się z tym, że sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły, i że nie zmienisz przeszłości. Istnieje wyłącznie teraźniejszość.

      – Teraźniejszość – mruczę. Teraźniejszość, w której mój mały książę ucieka ode mnie, by rywalizować ze mną o stanowisko. Teraźniejszość, w której mogę stracić wszystko. I być może to mi się właśnie należy.

      – Maxen, ja… – Morgan bierze głęboki wdech. – Jakkolwiek wiele lub jakkolwiek mało mogłoby to dla ciebie znaczyć, uważam, że jesteś świetnym materiałem na ojca. Jesteś porządnym facetem. Wspaniałym mężczyzną. Wielkim człowiekiem.

      Moje palce zaciskają się na naszyjniku Greer, z trudem wydobywam głos ze ściśniętego bólem gardła. Wciąż mam przed oczami twarz Embry’ego. W uszach ciągle brzmią mi jego słowa.

      Różnica polega na tym, że ja nie boję się zrobić tego, co zrobić trzeba. I myślę, że ty się tego boisz.

      – Nie czuję się wielkim człowiekiem.

      – Gdybyś się czuł, tobyś nim nie był.

      Na to nie znajduję odpowiedzi. Bo jej uwaga wydaje mi się jednocześnie niesłuszna i słuszna. Wielcy ludzie, mężczyźni i kobiety, muszą być pokorni i skromni.

      – Będziesz wiedział, co zrobić – pociesza mnie Morgan. – W sprawie Lyra, Embry’ego i Melwasa. Dasz sobie radę ze wszystkim.

      – Naprawdę tak we mnie wierzysz? Przecież mnie nienawidzisz.

      – Moja wiara w ciebie wykracza poza miłość i nienawiść, Maxen. Mogę wraz z Embrym konkurować z tobą o prezydenturę i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby wygrać, ale postąpię tak, bo mam to w naturze. Dążenie do władzy. Nie dlatego, żebym wątpiła w to, czy jesteś dobrym prezydentem i porządnym człowiekiem. I nie dlatego, żebym łudziła się, jak Embry, że boisz się walki.

      Odkładam naszyjnik Greer i wstaję.

      – A jak myślisz, czego się boję?

      Wybucha mrocznym śmiechem.

      – Embry myśli, że zrobiłeś się zbyt bierny, lecz ja znam prawdę, braciszku. Zrobiłeś się taki aktywny, jakby w twojej głowie roiło się od rekinów. Tak cię świerzbi do wojaczki, że nocą ogarnia cię od tego zgroza, która nie daje ci zasnąć. Nie boisz się konfliktu, boisz się tego, co nastąpi, gdy już podejmiesz walkę. Boisz się siebie. I myślę, że kiedy ostatecznie przestaniesz nad sobą panować, to rozpętasz taką burzę, jakiej ten kraj nie widział od lat.

      – Nie dopuszczę do tego. – Nie mogę do tego dopuścić.

      – Twoja zbroja ma słabe punkty.

      Mrużę oczy, chociaż przed sobą mam wieszak z krawatami, nie twarz mojej siostry.

      – Co masz na myśli?

      – СКАЧАТЬ