Название: Prom
Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327156624
isbn:
– Nie wiem. Nic nam nie mówią, naprawdę.
Olsen zaciągnął się głęboko i niedbale wskazał na radiowóz.
– Niech pan mnie wpuści tam na chwilę, to wszystkiego się dowiemy.
– Nie mogę. Poza tym to nie mój przełożony wydał rozkaz.
– A kto?
– Sigvald Nolsøe.
Imię i nazwisko podziałało na Hallbjørna jak grzmot zapowiadający burzę. Jeśli z którymkolwiek Farerem na wyspach jego relacje zmieniały się o sto osiemdziesiąt stopni, to właśnie z postawnym, łysym Nolsøem.
To on zamknął Hallbjørna w areszcie śledczym, przesłuchiwał, później współdziałał, a ostatecznie…
Ostatecznie trudno było stwierdzić, na jakiej są stopie. Być może przez ostatni rok wykształcił się między nimi obustronny szacunek, ale opierający się na typowo męskiej, szorstkiej relacji. Takiej, która przy kilku niefortunnych słowach mogła przerodzić się w konflikt.
– Coś nie tak? – spytał Magnussen.
– Nie. Wszystko w porządku.
Oczywista bzdura, choć nie ze względu na fakt, że to Nolsøe zarządził blokadę drogi przed Kvívík. Liczyły się implikacje. A te były bezsprzeczne.
Jeśli powierzono tę sprawę Sigvaldowi, nie mogło chodzić o osuwający się śnieg czy potrącenie owcy. Nolsøe zajmował się wyłącznie przestępstwami największego kalibru. Zabójstwami.
Ale czy to możliwe? Na dawnych Farojach przez lata nie doszło do żadnego morderstwa. A teraz kolejne miałoby zbiec się w czasie z pierwszym aktem terroryzmu na terytorium archipelagu?
Jeśli w istocie tak było, wnioski nasuwały się same.
– Tym bardziej muszę skorzystać z radia – powiedział Hallbjørn, ruszając w kierunku policyjnego wozu.
– Panie Olsen!
– Spokojnie. Sigvald nie będzie miał nic przeciwko.
– Stój!
Najwyraźniej czas na uprzejmości się skończył. Hallbjørn zatrzymał się, a potem powoli odwrócił. Zgodnie z tym, czego się spodziewał, zobaczył wymierzony w siebie pistolet. Spojrzał na chłopaka, na papierosa dymiącego spomiędzy palców, a potem się zaciągnął.
Magnussen ciężko oddychał.
– Kurwa mać! – rzucił, jakby to miało wszystko tłumaczyć. – Gdziekolwiek pan się zjawia, tam od razu są problemy.
– Tak mówią.
– I mają rację.
Hallbjørn wskazał pistolet i pokręcił głową.
– Schowa pan tę broń?
Policjant wyglądał, jakby na to jedno ustępstwo był w stanie pójść. Namyślał się przez chwilę, ostatecznie zapewne dochodząc do wniosku, że celowanie do byłego żołnierza przyniesie więcej szkód niż korzyści. Włożył pistolet do kabury, ale jej nie zapiął.
Hallbjørn podwinął rękaw i spojrzał na stary zegarek. Stracił sporo czasu na przepychanki, podczas gdy Katrine mogła w tej chwili zmagać się z sytuacją kryzysową.
Ale co takiego mogło się dziać na pokładzie? Olsena nachodziły czarne myśli, ale na dobrą sprawę nie miał choćby szczątkowej informacji, na podstawie której mógłby spekulować.
Stwierdził, że najwyższy czas to zmienić. Jeśli kiedykolwiek zamierzał wykorzystać uznanie, jakie udało mu się w ostatnim czasie zyskać, to teraz nadszedł odpowiedni moment.
– Niech pan sam go wywoła – zaproponował Olsen. – I powie, że czekam tutaj na niego.
– Nie sądzę, żeby miał przyjechać z Tórshavn tylko dlatego, że…
– Nie ma go w Tórshavn.
– Nie?
– Jest gdzieś niedaleko. – Hallbjørn pstryknął niedopałkiem w śnieg. – Nie bez powodu kazał zamknąć Vestmannavegurin akurat na tym odcinku.
Magnussen wydawał się skołowany. Ewidentnie nie miał pojęcia, jaki był powód wydania takiego rozkazu.
– To gdzieś tutaj znaleziono ciało – dodał Hallbjørn.
– Słucham?
– W okolicy znajdują się zwłoki. – Olsen rozejrzał się po zaśnieżonych zboczach. – Na ile sposobów mam to jeszcze ująć, żeby pan to zrozumiał?
Chwilę później funkcjonariusz wywołał Nolsøego. Kilka pierwszych prób nie przyniosło żadnego rezultatu – Hallbjørn sądził, że Sigvald opuścił radiowóz, aby zbadać miejsce zdarzenia. Za którymś razem jednak policjant z Tórshavn w końcu się odezwał – w charakterystyczny dla siebie, burkliwy sposób, jakby właśnie przeszkodzono mu w zadaniu najwyższej wagi państwowej.
Magnussen przez chwilę z nim rozmawiał, ale mówił zbyt cicho, by Olsen mógł dosłyszeć, co konkretnie mu przekazuje. Po chwili młody funkcjonariusz wychylił się z auta.
– Pyta, czy wie pan, gdzie jest park przy Á Túni.
– To nie żaden park.
Funkcjonariusz sprawiał wrażenie, jakby nie pojął tej uwagi.
– Niech pan mu powie, że niemal całe życie spędziłem w Vestmannie – mruknął Olsen. – Kvívík dla mnie to jak dla niego Argir, niemal przydomowe podwórko.
Policjant milczał.
– Tak, wiem, gdzie jest ten żywopłot i kilka ławek przy Á Túni – bąknął Hallbjørn.
– Świetnie.
Mundurowy na moment zniknął w radiowozie. Po chwili wysiadł i zamknął drzwi, co nie mogło być dobrym sygnałem. Hallbjørn liczył na to, że pierwszą rzeczą, którą zrobi Magnussen, będzie odblokowanie drogi.
– Mówi, że będzie tam na pana czekał – odezwał się policjant.
– Więc może mnie pan przepuścić?
– Dostałem na to zezwolenie, ale najpierw muszę pana pouczyć – odparł nieco zakłopotany chłopak. – Ma pan zaparkować przy Kirkjuvegur i poczekać, aż ktoś się po pana zgłosi. Nad rzeką przeciągnięto taśmy policyjne i…
– Rozumiem. Mam się nie wychylać.
– Chyba zależy im na tym, żeby możliwie jak najmniej osób pana zauważyło.
– Mniejsza z tym. Przesunie pan ten wóz czy nie?
– Nie СКАЧАТЬ