Название: Prom
Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327156624
isbn:
Olsen zaparkował na parkingu nieopodal cmentarza i zerknął na godzinę. Nie miał czasu na zabawy.
Wysiadł z auta i ruszył w kierunku policyjnych taśm. Kawałek dalej znajdował się charakterystyczny parawan, nigdy niezwiastujący niczego dobrego. Przed nim stał łysy policjant, który od razu przykuwał uwagę swoją potężną sylwetką.
Ledwo zobaczył Hallbjørna, z dezaprobatą pokręcił głową.
– Miałeś czekać w samochodzie.
– Nie mam czasu. Katrine jest na tym promie.
– Wiem.
– Co jeszcze wiesz?
– Że mamy tutaj trupa – odparł Sigvald, zerkając w stronę parawanu. – A w cieśninie porwaną jednostkę.
– Więc to akt terroryzmu?
– Tak.
– Skąd ta pewność?
– Bo skurwysyn ogłosił swój manifest.
5
Sobota, 14 stycznia, godz. 14.53
Katrine siedziała na miękkim dywanie, opierając się o ścianę. Była sama na korytarzu. Tor-Ingar i Jóhan weszli do sali konferencyjnej i gorączkowo poszukiwali czegokolwiek, co mogłoby im się przydać. Na dobrą sprawę chyba nie bardzo wiedzieli czego. Ellegaard potrzebowała chwili, by przetrawić wszystko to, co usłyszała.
Zamachowiec mówił krótko, raptem minutę lub dwie, ale jego słowa odbijały się echem w jej głowie. Z głosu wnosiła, że ma od trzydziestu pięciu do czterdziestu lat. Wydawał się dobrze przygotowany do zadania, był opanowany. Właściwie mówił, jakby relacjonował jakieś odległe zdarzenia, a nie sytuację, którą sam stworzył.
Konkretów było niewiele. Na początku porywacz zaapelował o spokój i poinformował, że przejął kontrolę nad jednostką. Oznajmił, że wszystkie windy są zablokowane, a zamki w drzwiach zdezaktywowane.
Nikomu rzekomo nic nie groziło, o ile pasażerowie nie zaczną przemieszczać się po statku. Niebawem miał przedstawić swoje żądania, ale najpierw chciał zapewnić wszystkich, że są częścią czegoś, co na zawsze zapisze się w historii nie tylko wysp, ale także całej Europy. Dodał, że realizuje misję, której wielu podjęło się przed nim, ale nikt nie zrobił tego z odpowiednią determinacją. On miał zamiar to zmienić.
Na koniec dodał, że wziął zakładników. I to, co nastąpiło po tym, wybrzmiewało najgłośniejszym echem w myślach Katrine.
– Jestem uzbrojony – oświadczył. – I zacznę zabijać wszystkich na pokładzie, jeśli zbliży się do nas jakakolwiek jednostka.
Ellegaard uważała, że nie sposób będzie utrzymać tego przekazu w tajemnicy. Dotarł nie tylko do pasażerów, ale także do straży przybrzeżnej i wszystkich, którzy do tej pory musieli zgromadzić się na przylądku Kirkubønes. Wyraźnie słyszała, że włączone były także głośniki na pokładzie słonecznym.
Oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy.
Powinna się tego spodziewać. W ostatnim czasie wszystko zaczęło układać się zbyt pomyślnie, by taki stan rzeczy mógł trwać. Zmierzali z Hallbjørnem w dobrym kierunku, oboje z optymizmem patrzyli w przyszłość, a Katrine rozmawiała nawet z Ann-Mari o tym, by dziewczyna wróciła do domu.
Udało jej się zresztą uzyskać wstępną deklarację. Ann-Mari postawiła jednak warunek, że budynek przy Fjalsvegur musi zostać wyremontowany. Ellegaard bynajmniej nie dziwiła się takiemu ultimatum. Stan rudery jej też spędzał sen z powiek.
– Katrine? – rozległ się głos Bærentsena.
Podniosła się i weszła do salki. Dwóch mężczyzn z prawdziwą pasją zajęło się przeszukiwaniem. Otworzyli szafki i wyrzucili z nich wszystkie rzeczy.
W jednej z szafek znaleźli butelki wody, trochę batonów i orzeszków. Najwyraźniej namiastka kateringu zawsze musiała być na miejscu. Jóhan podał Katrine wodę.
– Musimy działać – stwierdził.
W normalnych okolicznościach odpowiedziałaby, że muszą zrobić dokładnie odwrotnie. Te jednak do normalnych nie należały. Gdyby jednostka została porwana na wodach przybrzeżnych Danii, w okolicy natychmiast zaroiłoby się od służb, które znały się na rzeczy. Jeśli nie duńskich, to niemieckich.
Szybko podjęto by czynności, które były w takiej sytuacji konieczne, poczynając od próby nawiązania kontaktu z zamachowcem. Służby w Europie od lat szkolono do radzenia sobie z takimi ludźmi, tutaj jednak działo się inaczej.
Znamienne było już to, że wysłano straż przybrzeżną. Ci ludzie świetnie radzili sobie z poskramianiem morderczego żywiołu, jakim było morze, ale nie mieli żadnego doświadczenia w walce z ludzką naturą.
Katrine wiedziała, że wiele będzie zależało od tego, jak zachowają się pasażerowie. Zanim przypłyną posiłki z kontynentu, to na ich barkach będzie spoczywała odpowiedzialność za rozwój sytuacji.
Ona zaś była prawdopodobnie jedyną osobą na promie, która miała jakiekolwiek doświadczenie policyjne. Nie pozostało jej nic innego, jak uznać, że to obliguje ją do działania. I do zebrania grupy, która podejmie próbę ratunku.
Bierność mogła mieć tylko jeden finał. I Katrine bez trudu wyobraziła sobie nagłówki w jutrzejszej prasie, solidarność w Internecie wyrażoną poprzez zamieszczanie wszędzie farerskich flag czy analizy prowadzone we wszystkich programach publicystycznych na świecie, które będą miały na celu ustalenie, czy tragedii dało się zapobiec.
Ellegaard napiła się wody i odstawiła butelkę na stół konferencyjny.
– Zgoda – powiedziała po chwili.
– Tak po prostu? Sądziłem, że…
– Nie mamy innego wyjścia. Albo my będziemy działać, albo on.
Østerø na moment przerwał przetrząsanie ostatniej szafki i obejrzał się na pozostałych.
– Więc od czego zaczniemy?
Dobre pytanie, pomyślała Ellegaard. Podjąć decyzję, by nie siedzieć biernie, to jedno, ale wcielić w życie jakikolwiek plan – to zupełnie co innego. Zwłaszcza jeśli jest się zamkniętym na pokładzie, który z punktu widzenia ewakuacji nie jest zdatny do niczego i w sytuacji awaryjnej został odcięty od reszty statku.
– Ma pani broń? – spytał Tor-Ingar.
– Nie.
Spojrzała na Jóhana. Na końcu języka miała pytanie, czy nie jest uzbrojony. Była to absurdalna myśl, ale właściwie uzasadniona. Jóhan handlował wszystkim – i zapewne ze wszystkimi. Na jego miejscu dla bezpieczeństwa zaopatrzyłaby się choćby w paralizator.
– Dlaczego СКАЧАТЬ