Prom. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Prom - Remigiusz Mróz страница 5

Название: Prom

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327156624

isbn:

СКАЧАТЬ zawahał się, a potem opróżnił niewielką butelkę jednym haustem. Szybko wyszedł z domu, dopiero przy swoim starym volvie uświadamiając sobie, że Ann-Mari sama przez kilka chwil się nie odzywała. I jeśliby ktoś go pytał, to dopiero był zły omen.

      – Podali więcej informacji – powiedziała, gdy usiadł za kółkiem.

      – To znaczy?

      – Podobno tuż przed tym, jak Morgenrøde się zatrzymał, rozległ się sygnał dźwiękowy.

      – Syrena ze statku?

      – Tak twierdzi jeden z mieszkańców pobliskiej wioski. Ale nie wiedzą, co to oznacza.

      Zapewne nic dobrego, uznał Hallbjørn. Uruchomił silnik, a potem zawrócił i z wolna skierował się zboczem ku Ovari Vegur. Kusiło go, by przyspieszyć, ale doskonale wiedział, że wystarczy chwila nieuwagi lub pech, a samochód potoczy się w dół. Mimo że na bieżąco odśnieżano i posypywano jezdnie solą, warunki na drogach pozostawiały wiele do życzenia. Starsi Farerowie twierdzili nawet, że zanosi się na zimę stulecia – i że mieszkańcy archipelagu przekonają się o tym już w nadchodzących dniach.

      – Wiadomo coś jeszcze?

      – Coraz więcej. Z Tórshavn wypłynęła już jednostka MRCC – poinformowała Ann-Mari. – Ale wątpię, żeby straż przybrzeżna cokolwiek pomogła.

      Olsen milczał, skupiając się na drodze.

      – Nawet jeśli doszło do awarii, ten mały kuter nie podholuje przecież takiego giganta – ciągnęła Ann-Mari. – Mówili, że sam ładunek Morgenrøde waży dobre trzy tysiące ton.

      Ann-Mari relacjonowała jeszcze przez chwilę wiadomości z mediów. Hallbjørn bacznie się przysłuchiwał, choć zdawał sobie sprawę, że na tym etapie to jedynie spekulacje. Czymś trzeba było wypełnić czas antenowy.

      Konkrety pojawią się dopiero, gdy straż przybrzeżna nawiąże kontakt ze statkiem.

      Po chwili minął rzekę Fossę i zaparkował przy domu swojego przyjaciela, Jóhana Bærentsena. Wysiadł z auta, nie rozłączając się z córką, a potem zapukał do drzwi. Nie czekał na odpowiedź, od razu pociągnął za klamkę.

      Drzwi były zamknięte, co na Farojach stanowiło odstępstwo od normy. Na palcach jednej ręki można było policzyć domy, których właściciele w ogóle decydowali się na zamontowanie zamków.

      – Który dziś? – spytał Hallbjørn.

      – Czternasty.

      A zatem wszystko jasne. Jóhan Bærentsen wybrał się na kontynent, aby uzupełnić zapasy towarów, które oferował mieszkańcom Vestmanny po okazyjnych cenach. Zaopatrywał miasteczko właściwie we wszystko – od najnowszych urządzeń z logo nadgryzionego jabłka po najmodniejszą bieliznę marki Change, duńskiej sieci, która powoli podbijała kolejne rynki.

      Część rzeczy składował w domu, dlatego należał do tych nielicznych, którzy zamykali drzwi. Olsen zaklął pod nosem i wrócił do samochodu.

      – Erna w domu? – zapytał Ann-Mari.

      – Nie.

      – A Signar?

      – Jest. Ogląda transmisję w salonie.

      Obecność partnera kuzynki wykluczała złożenie wizyty Ann-Mari. Przy kilku ostatnich spotkaniach z Signarem dochodziło do coraz większych scysji, a ostatecznie wszystko sprowadziło się do bijatyki. Hallbjørn nie był zadowolony z tego, jak się wówczas zachował, ale na swoje usprawiedliwienie miał to, że próbował zobaczyć się z córką.

      Wracając myślami do tamtych chwil, miał wrażenie, że teraz stał się innym człowiekiem. Wtedy był gotów na wszystko, kierował się impulsem i podejmował pochopne, nieprzemyślane decyzje.

      Teraz było inaczej. A przynajmniej tak mu się wydawało.

      Wsiadł do samochodu, zapuścił silnik, a potem wcisnął gaz do dechy. Koła zabuksowały na oblodzonym podjeździe, ale po chwili volvo ruszyło naprzód. Hallbjørn skierował się ku wyjazdowi z miasteczka.

      Nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie, nie wiedząc, co się dzieje z Katrine.

      – Mówią, że straż podpłynęła do promu.

      – I?

      – Statek nie odpowiada na wezwania.

      – Widzą coś? Pokazują coś na antenie?

      Olsen zbyt szybko wziął zakręt i przez moment samochód zdawał się nie słuchać kierowcy. Hallbjørna oblała fala gorąca, ale kiedy wyjechał na prostą, odetchnął. Minął stację benzynową po lewej i pomknął zboczem w dół. Szybko opuścił Vestmannę, jadąc jedyną drogą prowadzącą na południe.

      Dojazd do Argir w normalnych warunkach zabrałby mu najwyżej pół godziny. Teraz jednak sądził, że zjawi się tam najszybciej za czterdzieści pięć minut.

      – Pokazują Morgenrøde i tę krypę straży przybrzeżnej.

      – Przybili do promu?

      – Nie, zatrzymali się w pewnej odległości.

      – Dlaczego?

      – Nie wiem.

      – Gdzie są ustawione kamery KVF?

      – Chyba na przylądku Kirkubønes.

      Sensownie, pomyślał Hallbjørn, po czym podjął decyzję, że pojedzie na przylądek. Będzie miał z tego miejsca najlepszy widok na prom i zapewne to właśnie tam zbiorą się służby.

      – Nie podpływają bliżej? – zapytał z nadzieją w głosie.

      – Nie.

      – A co robią?

      – Jeden z mundurowych wyszedł na dziób z megafonem. Dwaj pozostali są w sterówce, ale nie widać, co kombinują.

      Olsen nie potrzebował więcej informacji. Wszystko wskazywało na to, że prom Horisont Færger został porwany.

      Nie zważając na lód, Hallbjørn dodał gazu.

      Sobota, 14 stycznia, godz. 14.03

      Mocny podmuch wiatru niemal zwiał kaptur z głowy Katrine. Chwyciła go w porę, a potem ściągnęła sznurki po bokach. Mimo że sztormówka była nieprzemakalna, Ellegaard miała wrażenie, jakby była przemoczona do suchej nitki.

      Patrzyła przez moment na mężczyznę, który siłował się z drzwiami, a potem pokręciła głową. Kiedy tylko ruszył z rufy w ich stronę, rozpoznała go. Dobrze się znali; wcześniej tego dnia jadła śniadanie w jego towarzystwie. Był najbliższym przyjacielem Hallbjørna – a na dobrą sprawę może także jedynym.

      Bærentsen kilka razy uderzył w drzwi, po czym odwrócił się i podszedł do dwójki stojącej przy СКАЧАТЬ