Название: Śnieżna siostra
Автор: Майя Лунде
Издательство: PDW
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 9788308071144
isbn:
Poszedłem za nią do kuchni. Obiad stał na stole. Paluszki rybne z tartą marchewką i ziemniakami w mundurkach. Poczułem ucisk w żołądku, bo również dzisiaj nie pojawiła się w naszym domu nawet najskromniejsza gwiazda betlejemska, nie mówiąc o świeczniku adwentowym.
Mama zmierzwiła mi włosy, a tata szybko mnie objął.
– Cześć, Julianie – powiedziała mama.
– Miałeś udany dzień? – spytał tata.
– Tak – odparłem.
Ale nic więcej nie powiedziałem, bo nikt już na mnie nie patrzył ani nie czekał, aż coś powiem. To było pytanie, które zadawali, nie oczekując odpowiedzi.
– A wam dobrze minął dzień? – spytałem, nakładając ziemniaki na talerz.
– Tak – powiedziała mama.
– Tak – powiedział tata.
– Tak – powiedziała Augusta.
A potem każde z nas zaczęło obierać ziemniaki, nie odzywając się do siebie. Spojrzałem najpierw na mamę, potem na tatę. Wyglądali zupełnie zwyczajnie. Tak jak zawsze odkąd sięgam pamięcią. Mama z tym samym przedziałkiem, tata w tych samych okularach. A jednak przez ostatnie pół roku zmienili się nie do poznania. Miałem wrażenie, że przy stole siedzą kopie moich rodziców, które nie do końca wiedzą, jak kiedyś się zachowywali: mama opowiadała śmieszne historie, które przydarzyły jej się w pracy; tata zawsze planował, co będziemy robić w przyszły weekend i za rok, i potrafił podskakiwać z radości na krześle. Albo mama umiała śmiać się tak głośno, że aż czasem robiło mi się głupio, ale tata zawsze powtarzał, że właśnie w tym śmiechu się zakochał.
Ale teraz już tacy nie byli. Nie byli sobą, tylko siebie przypominali.
Nagle kawałek ziemniaka stanął mi w gardle, bo pomyślałem: a co, jeśli mama i tata rzeczywiście zostali zamienieni w te dziwne postaci, które mają ich przedstawiać? A prawdziwi rodzice już nigdy nie wrócą?
Nawet Augusta była jedynie kopią samej siebie. Siedziała cicho, wkładając ostrożnie kawałki ziemniaka do ust, nie brudząc się i nie złoszcząc ani odrobinę. Poczułem, że tęsknię za Dynamitem, że naprawdę mi jej brakuje.
Ale najbardziej brakowało mi Juni, mojej starszej siostry. Wszystkim nam jej brakowało, wiedziałem o tym. Chętnie wybrałbym się z całą rodziną na cmentarz, żeby ją odwiedzić, ale mama i tata nigdy tego nie chcieli. Nie wiedziałem dlaczego. Raz poszedłem tam sam. Grób był ciemny i pusty, bez żadnych ozdób czy zniczy. Juni leżała tam na dole. Podobno. Nie mogłem tego pojąć. Jedyne, co po niej zostało, to rabata porośnięta chwastami i zimny kamień. Kiedy tam stałem, poczułem się tak, jakby moje serce się przemieniło w zimny kamień. Nie mogłem tego wytrzymać. Ani sekundy dłużej. Uciekłem stamtąd i już nigdy nie wróciłem.
– Tak, tak – powiedziała mama.
– Tak – powiedział tata.
– Znowu pada śnieg – powiedziała mama.
– Tak – powiedział tata.
Wyglądało na to, że w domu również potrafimy rozmawiać wyłącznie o pogodzie. Czy tak już będzie zawsze?
Nie. Nie, tak nie może być.
– Przyszło mi coś do głowy... – zacząłem.
– Tak? – spytała mama.
– Może powinniśmy przynieść z piwnicy świecznik adwentowy? – zaproponowałem.
– Świecznik adwentowy? – powtórzył tata.
Spojrzeli na mnie oboje. Można by pomyśleć, że wspomniałem o jakiejś dziwnej rzeczy nie z tego świata, bo wyglądali, jakby nigdy nie słyszeli o takim świeczniku.
– W końcu zbliża się czwarta niedziela adwentu – zauważyłem.
– Masz rację – powiedziała mama.
– Co prawda, to prawda – powiedział tata.
– To co, postawimy świecznik? – spytałem.
– Chyba najwyższy czas – stwierdziła mama.
– Tak, już pora – potwierdził tata. – Spójrz, jak teraz sypie.
I znowu zaczęli rozmawiać o śniegu, o tym, że jest mokry i ciężki, a po obiedzie mama wyszła przed dom, żeby go odgarnąć. Spojrzałem na tatę. Na pewno zaraz zejdzie do piwnicy i przyniesie świecznik i pastę do polerowania mosiądzu. Ale tata był zbyt zajęty sprzątaniem kuchni. Potem zajął się praniem, podczas gdy mama odkurzała. Ostatnio bardzo zależało im na tym, żeby było czysto, dużo bardziej niż kiedyś.
Kiedy kładłem się spać, na kuchennym stole wciąż nie było ani adwentowego świecznika, ani fioletowych świeczek. Za to we mnie tlił się mały zimny płomień. Maleńki, ale bardzo rozgniewany. Wśliznąłem się pod kołdrę i poczułem, jak bardzo mam tego wszystkiego dość. Dość tych dziwnych kopii rodziców, którzy z niczym sobie nie radzili. Dość tego, że wszystko było takie jak kiedyś, a jednak zupełnie inne. Dość paluszków rybnych. Miałem serdecznie dość paluszków rybnych!
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.