Nóż. Jo Nesbo
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nóż - Jo Nesbo страница 25

Название: Nóż

Автор: Jo Nesbo

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Harry Hole

isbn: 9788327159571

isbn:

СКАЧАТЬ otrzymał kwaśny uśmiech i salut jednym palcem.

      Larsen się podniósł i wyciągnął do Harry’ego rękę.

      – Dzięki za pomoc, Hole. Drogę sam znajdziesz.

      – Pytanie, czy wy ją znajdziecie. – Harry obdarował Larsena krótkim uśmiechem, jeszcze krótszym uściskiem dłoni i wyszedł.

      Przy windzie wcisnął przycisk przywołujący i oparł się czołem o gładki metal obok jej drzwi.

      Chciała, żeby wrócił.

      Więc jak, czy to polepsza, czy pogarsza sprawę?

      Wszystkie te bezużyteczne „a jeśli”. Wszystkie samookaleczające „powinienem był”. Ale również to drugie, ta żałosna nadzieja, której czepiają się ludzie, chcący wierzyć, że istnieje miejsce, gdzie ci, którzy się kochają, ci, którzy mają korzenie jak Old Tjikko, spotkają się znów. Bo myśli o tym, że tak nie jest, nie da się wytrzymać.

      Drzwi windy się rozsunęły. Pusta. Była tylko ta klaustrofobiczna straszna trumna, która zapraszała do środka, aby zwieźć go w dół. W dół ku czemu? Ku wszechogarniającemu mrokowi?

      Poza tym Harry nigdy nie jeździł windami. Nie znosił ich.

      Zawahał się. Wsiadł.

      11

      Harry obudził się, drgając, i zapatrzył na pokój. Echo jego własnego krzyku ciągle odbijało się od ścian. Spojrzał na zegarek. Dziesiąta. Wieczorem. Zrekonstruował ostatnie trzydzieści sześć godzin. Przez wszystkie był mniej lub bardziej pijany, w żadnej nic się nie wydarzyło, a mimo to potrafił utworzyć coś w rodzaju osi czasu bez dziur. Z reguły mu się to udawało. Ale sobotni wieczór w Jealousy był jednym niekończącym się blackoutem. Prawdopodobnie wreszcie go dopadło długotrwałe działanie nadużywania alkoholu.

      Spuścił nogi z kanapy, usiłując sobie przypomnieć, co tym razem skłoniło go do krzyku. I pożałował, gdy mu się to udało.

      Trzymał w dłoniach twarz Rakel, a jej martwe oczy nie wpatrywały się w niego, tylko patrzyły poprzez niego, jakby jego tam nie było. Podbródek pokrywała cieniutka warstewka krwi, tak jakby Rakel kasłała i bańka krwi pękła jej na ustach.

      Sięgnął po stojącą na stoliku butelkę Jima Beama i wypił łyk. To już nie działało. Wypił jeszcze jeden. Dziwne było to, że chociaż nie widział maski, którą na jej twarz nałożyła śmierć, i raczej nie miał jej zobaczyć przed pogrzebem w piątek, we śnie była taka rzeczywista.

      Spojrzał na telefon, czarny i martwy, obok butelki. Był wyłączony od chwili, gdy Harry wcisnął tamten guzik przed wczorajszym przesłuchaniem. Powinien go włączyć. Na pewno Oleg dzwonił. Trzeba załatwić różne rzeczy. Powinien wziąć się w garść. Sięgnął po leżący na brzegu stolika korek od Jima Beama. Powąchał go. Korek niczym nie pachniał. Rzucił nim o gołą ścianę i mocno zacisnął dłoń na szyjce butelki, jakby chciał ją udusić.

      12

      O trzeciej po południu Harry przestał pić. Przed dalszym piciem o czwartej, piątej i przez resztę wieczoru nie powstrzymało go żadne wydarzenie ani też żadna specjalna myśl. Organizm zwyczajnie nie tolerował już więcej. Harry włączył telefon, zignorował nieodebrane połączenia i SMS-y i zadzwonił do Olega.

      – Wydobyłeś się na powierzchnię?

      – Raczej do końca utonąłem – odparł Harry. – A ty?

      – Jakoś się unoszę.

      – To dobrze. Najpierw mnie zwymyślasz, a potem przejdziemy do spraw praktycznych?

      – Okej. Gotowy?

      – Dawaj.

      Dagny Jensen spojrzała na zegarek. Była zaledwie dziewiąta, a oni dopiero skończyli główne danie. Mówił przede wszystkim Gunnar, mimo to Dagny nie miała już siły. Powiedziała, że boli ją głowa, a Gunnar na szczęście okazał wyrozumiałość. Zrezygnowali z deseru, uparł się jednak, że odprowadzi ją do domu, chociaż mówiła, że to zbyteczne.

      – Wiem, że w Oslo jest bezpiecznie – stwierdził. – Ale uważam, że miło się przejść.

      Mówił o zabawnych, niegroźnych rzeczach, a ona za wszelką cenę starała się zachować przytomność umysłu i śmiać się we właściwych momentach, chociaż w jej wnętrzu panował chaos. Ale kiedy minęli kino Ringen i zaczęli iść w górę Thorvald Meyers gate do bloku, w którym mieszkała, nastąpiła chwila ciszy, aż w końcu Gunnar powiedział:

      – Dagny, przez ostatnie dwa dni sprawiasz wrażenie trochę nieswojej. Wiem, że to nie moja sprawa, ale czy coś się stało?

      Uprzytomniła sobie, że na to czekała. Liczyła na to. Miała nadzieję, że ktoś spyta. Że dzięki temu się ośmieli. W przeciwieństwie do innych ofiar gwałtu, które zaciskały zęby i milczały, tłumacząc to wstydem, bezsilnością, lękiem, że nikt im nie uwierzy. Wcześniej uważała, że sama nigdy by się tak nie zachowała. Zresztą wcale tak nie czuła. Dlaczego zatem postępowała tak jak inne? Czy dlatego, że po powrocie z cmentarza do domu przepłakała dwie godziny bez przerwy, zanim zadzwoniła na policję, ale kiedy czekała, aż przełączą ją do odpowiedniego wydziału, żeby zgłosiła gwałt, nagle zabrakło jej siły i odłożyła słuchawkę? Później zasnęła na kanapie i obudziła się w środku nocy, a jej pierwszą myślą było to, że wszystko jej się tylko przyśniło. Poczuła ogromną ulgę. Aż do chwili, gdy sobie przypomniała. Ale przez moment dopuściła do siebie myśl, że to mógł być jedynie zły sen. I gdyby zdecydowała się potraktować to w ten sposób, mogło tak pozostać, byle nikomu o niczym nie wspomniała.

      – Dagny?

      Drżąc, nabrała powietrza i udało jej się zapanować nad głosem.

      – Nie, nic złego się nie stało. Mieszkam już tutaj. Dziękuję, że mnie odprowadziłeś, Gunnarze. Widzimy się jutro.

      – Mam nadzieję, że będziesz się lepiej czuła.

      – Dziękuję.

      Przytulił ją, musiał jednak wyczuć, że Dagny się wycofuje, w każdym razie prędko ją puścił. Ruszyła w stronę klatki schodowej D, jednocześnie wyjmując klucz z torebki. Ale kiedy podniosła głowę, zorientowała się, że ktoś wyłonił się z ciemności i wszedł w krąg światła lampy nad drzwiami wejściowymi. Szeroki w barach szczupły mężczyzna w brązowej zamszowej kurtce, z długimi czarnymi włosami obwiązanymi czerwoną chustką. Stanęła jak wryta, a z jej gardła wyrwał się szloch.

      – Nie bój się, ukochana Dagny, nic ci nie zrobię. – Oczy jarzyły się w pomarszczonej twarzy. – Jestem tu tylko po to, żeby czuwać nad tobą i nad naszym dzieckiem. Bo ja dotrzymuję obietnic. – Mówił cicho, prawie szeptem, lecz wcale nie musiał podnosić głosu, żeby go słyszała. – A ty pamiętasz moją obietnicę, prawda? Jesteśmy zaręczeni, Dagny. Dopóki śmierć nas nie rozłączy.

      Dagny usiłowała СКАЧАТЬ