Nóż. Jo Nesbo
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nóż - Jo Nesbo страница 18

Название: Nóż

Автор: Jo Nesbo

Издательство: PDW

Жанр: Современные детективы

Серия: Harry Hole

isbn: 9788327159571

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Nie – zaprotestował z naciskiem Bjørn.

      Harry spojrzał na niego. Chłopak z Toten rzadko bywał tak zdecydowany. Bjørn wzruszył ramionami.

      – Jeśli jest tam nagranie, które pomoże w wyjaśnieniu tej sprawy, to nie uważam, że zaszczyt powinien przypaść Winterowi.

      – Aha.

      – Z drugiej strony lepiej, żebyś ty też tu nic nie ruszał.

      – Ponieważ jestem podejrzany.

      Bjørn nie odpowiedział.

      – W porządku – powiedział Harry. – Wyrzucony mąż zawsze jest pierwszym podejrzanym.

      – Dopóki nie zostanie wyeliminowany ze sprawy. Sam się zajmę nagraniem z tej kamery. Mówisz, że środkowy świerk?

      – Trudno ją zobaczyć. Kamera jest w pończosze, w identycznym kolorze jak pień. Umieściłem ją na wysokości dwóch i pół metra od ziemi.

      Bjørn obrzucił Harry’ego dziwnym spojrzeniem. Wreszcie pulchny technik ruszył w stronę drzew swoim zaskakująco miękkim i wyjątkowo powolnym krokiem. Zadzwonił telefon Harry’ego. Cztery pierwsze cyfry na wyświetlaczu powiedziały mu, że to ze stacjonarnej linii wewnętrznej tabloidu „VG”. Sępy zwietrzyły padlinę. A ponieważ dzwoniły do niego, najprawdopodobniej już znały nazwisko ofiary i doszukały się związku. Odrzucił połączenie i schował telefon z powrotem do kieszeni.

      Bjørn już kucał przy świerkach. Obejrzał się przez ramię i gestem przywołał Harry’ego. Ale za moment nakazał:

      – Nie podchodź bliżej. – I znów włożył białe lateksowe rękawiczki. – Ktoś nas uprzedził.

      – Co, do jasnej cholery… – szepnął Harry.

      Pończocha, zerwana z pnia i podarta, leżała na ziemi obok zniszczonej kamery i obudowy. Ktoś rozdeptał urządzenie. Bjørn podniósł szczątki.

      – Nie ma karty pamięci – zauważył.

      Harry oddychał przez nos.

      – Zobaczenie kamery w tej pończosze kamuflującej to niezły wyczyn – stwierdził Bjørn. – Trzeba właściwie stać tuż przy drzewie, żeby ją dostrzec.

      Harry w zamyśleniu skinął głową.

      – Albo… – Poczuł, że mózg potrzebuje więcej tlenu, niż on był w stanie mu dostarczyć. – Albo trzeba wiedzieć, że tam jest.

      – No tak. Komu o tym mówiłeś?

      – Nikomu. – Głos Harry’ego zabrzmiał ochryple, a on sam nie mógł pojąć od razu, czym jest owa narastająca w piersi bolesność, która za wszelką cenę chce się z niej wyrwać. Czyżby się budził? – Absolutnie nikomu. I zakładałem ją w kompletnych ciemnościach w środku nocy, więc nikt mnie nie widział. Przynajmniej żaden człowiek.

      Teraz poczuł, co takiego chce się z niego wydostać. Wroni krzyk. Płacz szaleńca. Śmiech.

      9

      Było wpół do trzeciej po południu, a kiedy drzwi do lokalu się otworzyły, nieliczni goście spojrzeli na nie bez większego zainteresowania.

      Restauracja U Schrødera.

      Określenie „restauracja” było może nieco mylące, bo wprawdzie stara knajpa serwowała wybór typowo norweskich przysmaków, takich jak smażony boczek z białym sosem z mąki i mleka, ale dania główne stanowiły piwo i wino. Przybytek od połowy lat pięćdziesiątych mieścił się przy Waldemar Thranes gate, a od lat dziewięćdziesiątych był stałą knajpą Harry’ego – z kilkoma latami przerwy, kiedy mieszkał z Rakel na Holmenkollen. Ale teraz wrócił.

      Osunął się na ławę pod ścianą przy stoliku koło okna.

      Ława była nowa. Oprócz niej wyposażenie nie zmieniło się tu od dwudziestu lat. Te same stoliki i krzesła, to samo barwione szkło w podwieszanym suficie, te same obrazy Sigurda Fosnesa przedstawiające Oslo, nawet obrusy – czerwone z ukośnie ułożonymi na nich białymi – były te same. Największa rewolucja, jaką Harry był w stanie sobie przypomnieć, zaszła w 2004 roku, gdy po wprowadzeniu ustawy antynikotynowej lokal pomalowano, żeby pozbyć się zapachu tytoniu. Kolor zostawiono ten sam, a zapachu nigdy nie dało się usunąć.

      Sprawdził telefon, ale Oleg nie odpowiedział na jego prośbę o oddzwonienie, pewnie siedział w samolocie.

      – To straszne, Harry. – Nina zabrała z jego stolika dwie półlitrowe szklanki po piwie. – Właśnie przeczytałam w Internecie. – Wytarła wolną rękę w fartuch i popatrzyła na niego. – Jak się czujesz?

      – Dziękuję, okropnie – odparł Harry.

      A więc sępy już puściły nazwisko. Na pewno zdobyły też gdzieś fotografię Rakel. I Harry’ego, oczywiście. Jego zdjęć miały w swoich archiwach mnóstwo, a niektóre z nich tak brzydkie, że Rakel kiedyś spytała, czy następnym razem nie mógłby trochę zapozować. Ona natomiast nigdy nie wychodziła brzydko na zdjęciach, nawet gdy się starała.

      – Kawa?

      – Dzisiaj muszę cię prosić o piwo, Nino.

      – Rozumiem sytuację, ale już od lat nie podaję ci alkoholu, Harry. Od ilu?

      – Od wielu. I bardzo doceniam twoją troskę. Ale, widzisz, nie wolno mi się obudzić.

      – Obudzić?

      – A jeśli pójdę gdzieś, gdzie podają mocny alkohol, to przypuszczalnie zapiję się na śmierć już dzisiaj.

      – Przyszedłeś tu, bo serwujemy w zasadzie tylko piwo?

      – No i stąd trafię do domu z zawiązanymi oczami.

      Pulchna, stanowcza kelnerka popatrzyła na niego ze zmartwioną, zamyśloną miną. W końcu westchnęła głęboko.

      – Dobrze, Harry. Ale to ja zdecyduję, kiedy będziesz miał dość.

      – Nigdy nie będzie dość, Nino.

      – Wiem. Chociaż wydaje mi się, że przyszedłeś tu również dlatego, że chciałeś, aby obsługiwał cię ktoś, do kogo masz zaufanie.

      – Możliwe.

      Nina odeszła, ale za chwilę wróciła z piwem i postawiła je przed nim.

      – Powoli – powiedziała. – Powoli.

      Gdy był już przy trzecim, znów otworzyły się drzwi.

      Harry zorientował się, że ci z gości, którzy unieśli głowy, nie opuścili ich od razu, a ich spojrzenia śledziły długie, obciągnięte skórzanymi spodniami nogi aż do chwili, gdy zatrzymały się one СКАЧАТЬ