Sekretne dziecko. Kerry Fisher
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sekretne dziecko - Kerry Fisher страница 9

Название: Sekretne dziecko

Автор: Kerry Fisher

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788308067796

isbn:

СКАЧАТЬ matką. A nawet tego nie umiem zrobić porządnie.

      Oczy zaszły mi łzami, gdy Danny odwrócił się, zanim zdążyłam wyrzucić z siebie te same żale, co zwykle.

      – Dlaczego ta głupia Linda z przeciwka może mieć pięcioro dzieci, które prawie nigdy się nie kąpią i chodzą zawszone, a ja nie mogę nawet raz zajść w ciążę? Nie pojmuję tego.

      Gdy wróciłam do kuchni, słyszałam jego kroki na schodach, a potem cichy spokojny głos przeplatający się z oburzonym, piskliwym głosem Louise. Zamknęłam drzwi i włączyłam radio. Dobrze już znałam to uczucie, wrażenie, że przeholowałam, wymieszane ze świadomością, że moi bliscy będą łagodzić sytuację, nie rozumiejąc, dlaczego tak się przejmuję, dlaczego wszystko musi być idealne, dlaczego moja córka musi być lepsza od innych.

      Zawsze, gdy Louise wychodziła do którejś z koleżanek, słyszała ode mnie: „Mów proszę i dziękuję, pytaj, czy możesz odejść od stołu, myj ręce przed jedzeniem”. Czułabym się urażona, gdyby matki odwożące ją po takich odwiedzinach nie zatrzymywały się na progu, by mi powiedzieć, jak dobrze jest wychowana. Żal mi było tych dziewcząt, które przychodziły do nas na podwieczorek w starych ubraniach, brzydkich luźnych sztruksach o dwa numery za dużych, w kurtkach ze zbyt długimi rękawami.

      – Psujesz ją – mówił Danny za każdym razem, kiedy przynosiłam kolejną bluzkę czy parę ogrodniczek dla Louise.

      – Moja córka nie będzie wyglądała, jakby nikt jej nie kochał.

      Siedziałam w kuchni i mieszałam kawę, drapiąc łyżeczką po dnie filiżanki z ceramiki Denby. Miałam ochotę się do nich przyłączyć i wspólnie obejrzeć talent show New Faces. Danny i Louise spierali się przy każdym uczestniku:

      – Siedem za wykonanie.

      – W żadnym razie! Najwyżej pięć za wrażenie artystyczne.

      Choć nadal czułam się pokrzywdzona, nie mogłam się nie uśmiechnąć, kiedy Louise śpiewała wraz z wykonawcą niemal każdą piosenkę. Głos miała silny jak na swój wiek. Danny zachęcał ją:

      – Powinnaś tam pójść, Lou. Jesteś urodzoną gwiazdą.

      W końcu przyszedł mnie zawołać.

      – No chodź, chodź do nas.

      Demonstracyjnie wyłączyłam radio, niby z niechęcią, w duchu dziękując opatrzności, że mam tak wyrozumiałego męża. Tak bardzo chciałabym porozmawiać z nim o tobie. Albo z kimkolwiek. Móc potwierdzić twoje istnienie. I moją stratę.

      Nie dalej jak przedwczoraj Eileen, sąsiadka mamy, wetknęła swój wścibski nos przez płot od podwórza i huknęła na cały głos:

      – A więc, Susie, postanowiłaś mieć tylko jedno dziecko? Teraz to już chyba byłaby za duża przerwa między Louise a ewentualnym rodzeństwem.

      W normalnej sytuacji odparłabym wymuszonym żartem, że Lou mi wystarcza, ale w tym momencie jej atak mnie zaskoczył.

      – Numer dwa jakoś nie chce się zjawić.

      – Zawsze możecie adoptować. Tyle młodych dziewcząt w trudnej sytuacji rodzinnej z radością oddałoby swoje dziecko takiej miłej parze jak wy.

      Mama zaczęła ściągać energicznie pranie ze sznurka, krótkimi stanowczymi szarpnięciami, jakby samo wypowiedzenie słowa „adopcja” mogło sprawić, że mój sekret rozniesie się po całej dzielnicy. Postawiła kosz z praniem na ziemi.

      – Przy adopcji nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, prawda? Kim byli rodzice? Można się wpakować w nie lada kłopoty.

      Aż rozdziawiłam usta ze zdumienia. Gdyby nie obecność wścibskiej Eileen, na pewno byśmy się pokłóciły. Myśl o tym, że nowi dziadkowie mojego syna mogliby wypowiadać takie opinie, była dla mnie nie do zniesienia. Kto jak kto, ale moja matka powinna to rozumieć. Czasem myślę, że tak bardzo chciała udawać, iż to się nie zdarzyło, i tak przekonująco kłamała, że aż przekonała samą siebie i naprawdę o tym zapomniała.

      Ja zaś nie mogłam zapomnieć. Miałam wrażenie, że kiedy umrę, rozkroją mnie i zobaczą twoje imię wyryte w najgłębszym zakątku mojego serca.

      Przed samym wejściem do salonu Danny się zatrzymał. Cichym głosem powiedział:

      – Żałuję, że nie umiem dać ci szczęścia, Susie.

      Przytuliłam się do niego i położyłam mu głowę na ramieniu.

      Objął mnie, zamknął oczy i wtulił twarz w moje włosy.

      – Wiesz, że naprawdę cię kocham.

      – Wiem. Wiem. – Nie byłam w stanie powiedzieć mu tego samego. Już nie. Nie mogłam mówić o miłości po tym, co zrobiłam, nie umiałam wydobyć z siebie tych słów. Ludzie, którzy kochają, nie kłamią. Delikatnie ucałowałam go w usta i wsunęłam palce w jego czuprynę. – Ciągle jestem twoim słońcem?

      Zawsze zaczynał swoje listy od „Słońce Ty moje”. Kpiłam sobie z tego, ale on był nieugięty. „Szczerze mówiąc, kiedy jestem na statku, leżę w hamaku i myślę o Tobie, wyobrażam sobie, że tańczymy w salonie, a Ty śpiewasz dla mnie z całego serca. Choćbym miał bardzo ciężki dzień, ten obraz zawsze podnosi mnie na duchu”.

      Jakże to wydawało się odległe.

      Danny się uśmiechnął.

      – Może czasami się chmurzysz, ale zawsze będziesz moim słońcem. No chodź, zobaczymy, czy ktoś z tych młodych talentów potrafi śpiewać tak dobrze jak ty.

      Następnego dnia rano Danny zaproponował, żebyśmy całą rodziną wybrali się na wycieczkę wzdłuż wybrzeża do East Wittering, żeby „zaczerpnąć świeżego powietrza”.

      Poza jednym momentem – kiedy zobaczyłam chłopca mniej więcej w twoim wieku grającego z ojcem w krykieta na plaży – udało mi się skoncentrować na tych, którzy byli blisko mnie, a nie na osobie będącej daleko.

      Wyobrażałam sobie, co myślą postronni przechodnie, patrząc na nas, jak gramy w swingball, zbieramy muszle i puszczamy kaczki na wodzie. Pewnie uważali nas za szczęśliwą rodzinę. Skąd mieliby wiedzieć, że moja pochwała „Dobry rzut, Louise!” brzmiała dla mnie wymuszenie, a mój śmiech był chrapliwy i nienaturalny? Że kiedy staliśmy z Dannym obok siebie, trzymając się za ręce i patrząc na słońce ponad taflą morza, tak jak wtedy, gdy podarowałam mu znaleziony kamień w kształcie serca, czułam się, jakbym grała jakąś rolę.

      Kiedy nadszedł poniedziałek – dzień wyników rekrutacji do szkół – a z nim możliwość, że prawda wyjdzie na jaw, że okażę się beznadziejną matką, poczułam niemal ulgę. Zaraz jednak przypomniała mi się siostra Patricia z szyderczym uśmiechem, jakby mówiła, że jeśli nie zabierze mi mojego syna i nie przekaże go adopcyjnym rodzicom, czekającym na to z utęsknieniem, on zarazi się ode mnie złem, którym jestem przeżarta. Miałam nadzieję – wręcz modliłabym się o to, gdyby wspomniana СКАЧАТЬ