Название: Proxima
Автор: Stephen Baxter
Издательство: PDW
Жанр: Научная фантастика
Серия: Proxima/Ultima
isbn: 9788381165075
isbn:
– A prawa tych dzieci? – zapytał John Synge. – Kim jesteście, żeby je skazywać, a także ich dzieci, na niewolniczą harówkę w tym ponurym świecie? A wszystko po to, żeby spełniły się wasze niedorzeczne plany galaktycznej dominacji, żywcem wzięte z epoki bohaterów!
Podniosła się Martha Pearson. Yuri wiedział, że ta niespełna czterdziestoletnia kobieta, twarda i samodzielna, wywodzi się z bogatej hawajskiej rodziny.
– I kto wam dał prawo traktować mnie i inne kobiety jak klacze rozpłodowe?
Wstał również Onizuka. Strażnicy pokoju stawali się coraz bardziej niespokojni.
– Ja tu widzę jeszcze jeden podstawowy problem. Niezależnie od tego, co tam sobie planowaliście, zostawiacie tu sześciu mężczyzn i cztery kobiety. Kto kogo dostanie? Którzy faceci będą bez kobiety? Powiecie nam to, zanim odlecicie z powrotem między gwiazdy?
W odpowiedzi McGregor odwrócił się, niemalże z wdziękiem, do zaskoczonej Mardiny Jones. Bez ostrzeżenia wyciągnął pistolet z kabury.
– Jeśli chodzi o ścisłość, kobiet będzie pięć. Przykro mi, moja droga.
Na twarzy Mardiny, która bezwiednie nagrywała całe zdarzenie za pomocą urządzenia na ramieniu, malowało się zdumienie.
– Co ty wyprawiasz, Lex, do cholery?
– Zostajesz. Słuchaj, odbyliśmy naradę na ten temat, ja i wysocy rangą członkowie załogi. Przewodniczył kapitan.
– Naradę?
– Z oczywistych względów nie mogliśmy się skonsultować z Nowym Nowym Jorkiem, prędkość światła nie jest nieskończona. Ale mamy wytyczne, regulamin. Jeżeli liczba kolonistów spadnie z powodu nieprzewidzianych ubytków, a w tym przypadku spadła, mamy rozkaz uzupełnić braki członkami załogi. W tej grupie potrzeba więcej kobiet. Z genetycznego punktu widzenia różnisz się od wszystkich na Ziemi…
– Jestem Aborygenką – powiedziała dość cichym głosem. – Dlatego mi to robisz. Masz pojęcie, Lex, jak musiałam walczyć, żeby zrobić karierę z takim pochodzeniem, żeby dostać się na ten przeklęty statek? I teraz, po tym wszystkim, wywalisz mnie tutaj tylko z powodu tego, kim jestem? Aborygenką? Kobietą?
– Jestem pewien, że dzięki swoim praktycznym umiejętnościom i wyszkoleniu będziesz wartościowym uzupełnieniem tej pionierskiej grupy…
Yuri zauważył, jak John Synge, Harry Thorne i Onizuka wymieniają porozumiewawcze spojrzenia. Strażnicy sprężyli się. W przewidywaniu kłopotów Yuri wstał, chwycił Lemmy’ego za rękę i pociągnął go za siebie.
– Dowalmy im! – zakomenderował spokojnie Onizuka. – I spadajmy z tego jebanego zadupia. – Chwycił kamień i ruszył do ataku.
Oczywiście, nie mieli żadnych szans. Już pierwsza salwa anestetycznych strzałek powaliła napastników. McGregor osobiście rozprawił się z Mardiną, która upadła na ziemię w swoim eleganckim kombinezonie astronauty. Matt Speith dał nogę. Abbey Brandenstein, związana, z twarzą przy ziemi, tylko się śmiała.
Nagle powstało wrażenie, że Mattock przymierza się na kobiety. Kiedy uniesioną pałką zamachnął się na Pearl Hanks, Lemmy krzyknął:
– Nie! – Odsunął się od Yuriego i zerwał do biegu.
A Yuri pobiegł za nim.
Dwaj strażnicy chyba tylko czekali na pretekst. Ruszyli prosto na Yuriego.
Mattock dopadł go pierwszy i zwalił z nóg ciosem w gardło, zanim ten zdążył zasłonić się ręką.
– Jesteś przyszłością ludzkości, gnojku! – burknął i kopnął Yuriego w głowę.
ColU, aplikując proste lekarstwa rannym kolonistom, przywrócił przytomność Yuriemu jeszcze przed odlotem wahadłowca.
Potem Yuri przysiadł się do Lemmy’ego i pozostałych, wśród których była Mardina Jones, milcząca i wściekła. Patrzyli, jak prom z rykiem zawraca wzdłuż śladu, który wcześniej wytyczył na dnie wyschniętego jeziora, i bez wysiłku wzbija się ku niebu.
W momencie gdy kadłub ostro się pochylił, coś oderwało się od lewego skrzydła. Frunęło niby łach, targany na wszystkie strony w rozpędzonym strumieniu powietrza, zanim spadło na ziemię i zastygło w bezruchu.
Lemmy wstał i przeleciał wzrokiem po osadnikach, licząc głowy.
– Kogo brak? Jenny. To była Jenny Amsler, zadekowała się w skrzydle. Głupia pinda. – Po chwili dodał: – I znów było ich mniej… – Zaśmiał się nerwowo, lecz nikt mu nie zawtórował.
Wahadłowiec z zadartym nosem wciskał się w statyczny pokaz świateł – niebo Proximy c.
Rozdział 14
MÓWI ANGELIA 5941. Wiadomość głosowa wyrażona nieformalnym językiem, zawierająca uwagi osobiste i streszczenie osiągnięć techniczno-naukowych, przeznaczona do wiadomości publicznej, załączona do przekazu zawierającego informacje szczegółowe.
Dzień dobry, pozdrawiam pana, doktorze Kalinski, oraz Boba, Monicę i resztę obsługi naziemnej, a także, oczywiście, moją siostrę przyrodnią Stef. Obliczyłam, że w centrum operacyjnym w Yeats będziecie mieli poranek, kiedy za niespełna sześć dni dotrze do was ta wiadomość.
Szesnastego dnia po starcie jestem w doskonałym zdrowiu, wszystkie podsystemy działają optymalnie.
Zakończył się mój przelot przez zewnętrzne rejony Układu Słonecznego. W zasadzie dostałam się w przestrzeń międzygwiezdną dzień po osiągnięciu docelowego przyśpieszenia i zaniku wiązki promieniowania mikrofalowego. Właśnie przekroczyłam heliopauzę: granicę, poza którą łagodny wiatr galaktyczny zaczyna dominować nad słabnącym strumieniem cząstek emitowanych ze Słońca. Od tamtej pory minęłam wiele interesujących obszarów: odległość ogniskową w polu grawitacyjnym Słońca, gdzie skupia się światło odległych gwiazd, to po dziesięciu dniach, a kilka dni później Pas Kuipera z lodowymi światami wielkości Plutona. Mimo to nadal znajduję się w obszarze oddziaływania Słońca, bo przebijam się przez potężny Obłok Oorta, otaczającą układ strefę pełną komet, z której wydostanę się dopiero po latach.
W tej chwili modyfikuję swoją strukturę. W otchłani między gwiazdami występują drobiny pyłu i okruchy lodu; to tak zwany ośrodek międzygwiazdowy. Jest ich niewiele, ale gdyby trafił mnie choć jeden paproszek, mogłoby dojść do znacznych zniszczeń. Statek Dextera Cole’a wiózł generatory zasilające potężne pole magnetyczne i zespół laserów do likwidowania elektrycznie СКАЧАТЬ