Название: Proxima
Автор: Stephen Baxter
Издательство: PDW
Жанр: Научная фантастика
Серия: Proxima/Ultima
isbn: 9788381165075
isbn:
– Dobra, ale…
Yuri, dziecko ziemskiej epoki bohaterów, poznał zagadnienia ekologii i środowiska wcześniej, niż dowiedział się, o co chodzi w piłce nożnej i z dziewczynami. „Gaja” była archaicznym skrótowym określeniem złożonych samoregulujących się systemów podtrzymujących życie na planecie poprzez ogromny przepływ minerałów, powietrza i wody – i wszystko to napędzane energią słońca i stabilizowane przez życie. Ziemskie Słońce rozgrzewało się na przestrzeni eonów i Gaja znalazła na to lekarstwo; dostosowując ilość gazów cieplarnianych w atmosferze, takich jak dwutlenek węgla, zbudowała gigantyczny termostat, który utrzymywał na powierzchni globu stałą temperaturę, sprzyjającą życiu.
Ale Proxima nie przypominała Słońca, podobnie jak Per Ardua Ziemi.
– Per Ardua nie potrzebuje Gai – stwierdził Yuri. – Proxima jest stabilna. Temperatura czerwonych karłów nie wzrośnie przez biliony lat. Tak mówił McGregor. Dlatego życie na Per Ardui zatrzymało się w optymalnym punkcie i wyciska ile może ze światła Proximy. Koniec zmian.
John szturchał i rozgrzebywał kołyszące się wodorosty.
– Chcesz powiedzieć, że tutejsze życie w jakiś sposób góruje nad naszym?
– Nie rozumiem, czemu według ciebie jedno ma być lepsze od drugiego. Po prostu oni, tu mając inne warunki, znaleźli inne rozwiązania.
John wyprostował się i oddychając ciężko, przeszywał wzrokiem Yuriego.
– Fakt, ale to myśmy zbudowali statek kosmiczny. Nie te patykowate insekty. To myśmy tu przylecieli, a nie one na Ziemię.
Yuri wzruszył ramionami.
– Wiesz, Yuri, nie bardzo umiem cię rozgryźć. Jak my wszyscy chyba. Może zapominamy, że jesteś z innej epoki. Przynajmniej ja. Ale gadasz z tym swoim dziwacznym akcentem. Znam paru Brytyjczyków, mam na myśli tych z północy i południowców, którzy mówią po francusku. Żaden z nich nie przypomina ciebie w gadaniu. No dawaj, możesz mi powiedzieć. Z jakiej paki wsadzili cię do kapsuły kriogenicznej? Byłeś wtedy dzieciakiem.
– Miałem dziewiętnaście lat – odparł niechętnie. – Musiałem wyrazić zgodę.
John prychnął wzgardliwie.
– Jestem prawnikiem, chłopcze. Byłem prawnikiem. Rodzice lub opiekunowie mogą kazać ci wszystko, gdy masz dziewiętnaście lat. Niezależnie od tego, co mówi prawo na temat zgody. Wywarli presję na tobie, żebyś wlazł do tej skrzyni, co? Wysłali cię w przyszłość, w której nie będzie ich pośród żywych. Ani wszystkich, których znałeś.
– Myśleli, że robią coś dobrego. Że wysyłają mnie w lepsze czasy.
John pokręcił głową.
– Klasyka. Właśnie tego argumentu używali przywódcy w epoce bohaterów. Gdy stawali przed sądem, byłem młodym studentem prawa. Robiliśmy to dla was i dla przyszłych pokoleń. Powtarzali to w kółko. Pod względem etycznym trudno im było cokolwiek zarzucić, bo w sumie ich plany się powiodły, przynajmniej w kwestii przywrócenia ładu na Ziemi. To tak jakby świat uratowała banda nazistowskich lekarzy. Słyszałeś o nazistach? Słuchaj, nie zamartwiaj się tym, co zrobili twoi rodzice. Tobie i całemu światu. Jesteś tylko ofiarą. Mało tego: jesteś jakby chodzącym, gadającym miejscem zbrodni. Tak myśl o sobie.
– Wszyscy jesteśmy ofiarami, John – odpowiedział ostrożnie Yuri. – Jeśli tak to nazywasz. Wszyscy, którzy ugrzęźliśmy na Per Ardui.
Najwidoczniej Yuri źle odczytał jego nastrój. Bo John, początkowo przyjacielski i wylewny, może nawet zbyt wylewny, nagle się rozzłościł, co mu się zresztą często przytrafiało.
– Więc jestem ofiarą, tak? Dzielisz ze mną ból, tak? Ale ja tego jakoś nie widzę. Na pewno nie w nocy, gdy pojebane słońce ani myśli zachodzić! – Wpatrywał się złowrogo w Yuriego. – Ty i ta twoja Mardina.
– Nie ma żadnej mojej…
– Dlatego postanowiłeś odczekać? Kiedy wszyscy dobierali się w pary? Czekałeś na główną nagrodę, powiedz!
– Nie…
– Co może wiedzieć taki dzieciak jak ty z epoki potworów? Niech ci się nie wydaje, że będziesz mógł kiedyś czuć to, co ja czuję. I że kiedyś zrozumiesz. Zresztą, walić to! – Wyrzucił grabie na brzeg, płosząc następnych budowniczych, ostrożnych, lecz zaciekawionych. Wyszedł z wody i ściągnął wodery.
Yuri brodził za nim. Zanim wydostał się na brzeg, John maszerował już do obozu.
Yuri nie wiedział, co siedzi w głowie Johnowi Synge’owi, który dawniej był prawnikiem, specjalistą od traktatów rządowych, później zamieszanym w aferę korupcyjną. Wolał łapankę niż wyrok skazujący i więzienie, więc dał się wywieźć z planety. Johnowi przyszło żyć w świecie bez porównania bardziej skomplikowanym, oddalonym o sto lat od epoki Yuriego. Yuri miał trudności ze zrozumieniem używanych przez niego sformułowań i problemów, które go nurtowały. „Jesteś jak neandertalczyk, który próbuje ogarnąć prawo patentowe” – powiedziała kiedyś, niezbyt uprzejmie, Martha Pearson.
Ale Martha umarła.
Rak dobrał się do jej kości i szybko pojawiły się przerzuty. Może był to rezultat życia na Marsie, może intensywnego promieniowania w przestrzeni kosmicznej, może jednego z rozbłysków na Proximie. A może po prostu się z tym urodziła. Tak czy inaczej, na nic się zdały ograniczone funkcje medyczne ColU. Mógł jej zaoferować jedynie opiekę paliatywną, a i to w niepełnym zakresie. Choć John groził, że rozbierze go na części za pomocą łomu, ColU niezmiennie utrzymywał, że nie jest w stanie wezwać pomocy, nie ma nadajnika radiowego i w dodatku nie ma do kogo się zwrócić, ponieważ „Ad Astra” dawno odleciała. Piekliła się nawet Mardina, oficer ISF porzucony tu razem z pozostałymi; uważała, że astronauci założyli tu swoją bazę, a ColU kłamie.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.