Imię róży. Wydanie poprawione przez autora. Умберто Эко
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Imię róży. Wydanie poprawione przez autora - Умберто Эко страница 15

Название: Imię róży. Wydanie poprawione przez autora

Автор: Умберто Эко

Издательство: PDW

Жанр: Исторические детективы

Серия:

isbn: 9788373925625

isbn:

СКАЧАТЬ łaski. Wiesz, że życia mego natchnieniem była najczystsza cnotliwość, Wilhelmie. – Chwycił go kurczowo za ramię. – Wiesz, z jakim… srogim, tak, to słowo jest właściwe, z jakim srogim pragnieniem pokuty umartwiałem w sobie drgnienie ciała, bym stał się bez reszty przezroczysty na miłość Ukrzyżowanego Jezusa… Jednakowoż trzy niewiasty w mym życiu to trzy niebiańskie wysłanniczki. Aniela z Foligno, Małgorzata z Città di Castello (która wyjawiała mi zakończenie mojej książki, kiedy napisałem dopiero trzecią część) i wreszcie Klara z Montefalco. Było nagrodą niebios, że ja, właśnie ja, miałem prowadzić badanie w sprawie jej cudów i obwieścić świętość Klary tłumom, nim jeszcze ruszył się Kościół. I ty tam byłeś, Wilhelmie, i mogłeś wesprzeć mnie w tym świętym przedsięwzięciu, a przecież nie chciałeś…

      – Lecz to święte przedsięwzięcie, do którego mnie zachęcałeś, łączyło się z posłaniem na stos Bentiwengi, Jacoma i Giovannuccia – odparł cichym głosem Wilhelm.

      – Swoją przewrotnością bezcześcili jej pamięć. Ty zaś byłeś inkwizytorem!

      – I wtenczas właśnie poprosiłem o uwolnienie od tego ciężaru. Ta historia mi się nie podobała. Szczerze powiem, że nie podobał mi się sposób, w jaki nakłoniłeś Bentiwengę do wyznania błędów. Udałeś, że wstępujesz do jego sekty, jeśli jakaś sekta była, wyłudziłeś jego sekrety i nakazałeś go uwięzić.

      – Tak przecież walczy się z nieprzyjaciółmi Chrystusa! Byli to kacerze, pseudoapostołowie, śmierdzieli siarką brata Dulcyna!

      – Byli przyjaciółmi Klary.

      – Nie, Wilhelmie, nie okrywaj ani skrawkiem cienia pamięci Klary!

      – Ale widywano ich przy niej…

      – Miała ich za duchowników, nie podejrzewała… Dopiero w toku śledztwa stało się jasne, że Bentiwenga z Gubbio ogłosił się apostołem, a potem wraz z Giovannucciem z Bevagni uwodził mniszki, powiadając im, iż piekła nie ma, iż można zaspokajać żądze cielesne, nie obrażając przy tym Boga, przyjmować ciało Chrystusa (wybacz mi. Panie) po tym, jak się zabawiało z mniszką, iż Panu milsza była Magdalena od dziewicy Agnieszki, iż to, co pospólstwo zwie diabłem, jest samym Bogiem, albowiem demon jest mądrością, a Bóg jest też mądrością! I właśnie błogosławiona Klara po wysłuchaniu tych przemówień miała wizję, w której sam Bóg powiedział jej, że tamci są niegodziwymi stronnikami Spiritus Libertatis!

      – Byli minorytami, których umysły gorzały od tych samych wizji, co umysł Klary, a często granica między zachwyceniem wizji i szaleństwem grzechu jest prawie niedostrzegalna – odrzekł Wilhelm.

      Hubertyn ścisnął mu dłonie i jego oczy znowu zaszły łzami.

      – Nie powiadaj tego, Wilhelmie. Jakże możesz mylić moment zachwyconej miłości, która pali ci trzewia wonią kadzidła, z rozpasaniem zmysłów, o których wiesz, że są z siarki? Bentiwenga nakłaniał do dotykania nagich członków ciała, twierdził, że tak tylko zyskać można wyzwolenie spod władzy zmysłów, homo nudus cum nuda iacebat24.

      – Et non commiscebantur ad invicem25.

      – Kłamstwa! Szukają rozkoszy, a kiedy czują pobudzenie zmysłowe, nie mają za grzech, jeśli dla uśmierzenia żądzy mężczyzna i niewiasta spoczywają obok siebie, a on dotyka jej i całuje we wszystkie miejsca, i łączy swój nagi brzuch z jej nagim brzuchem!

      Wyznaję, że sposób, w jaki Hubertyn piętnował występek, nie nakłaniał mnie do cnotliwych myśli. Mój mistrz musiał dostrzec, że ogarnął mnie zamęt, i przerwał świętemu człekowi.

      – Jesteś duchem żarliwym, Hubertynie, w miłości do Boga i w nienawiści do zła. Chciałem tylko powiedzieć, że mała jest różnica między żarem serafinów a żarem Lucyfera, rodzą się bowiem zawsze z największego rozpłomienienia woli.

      – Och, różnica jest i znam ją! – oznajmił natchniony Hubertyn. – Chcesz powiedzieć, że wolę dobra od woli zła oddziela mały krok, ponieważ chodzi o kierowanie jedną i tą samą wolą. To jest prawdziwe. Lecz różnica leży w przedmiocie, a przedmiot jest jasno widoczny. Tutaj Bóg, tam diabeł.

      – Ja zaś boję się, że nie umiem już odróżnić, Hubertynie. Czyż to nie twoja Aniela z Foligno opowiadała o tamtym dniu, że w uniesieniu ducha spoczywała w grobowcu Chrystusa? Czyż nie mówiła, jak to najpierw całowała Jego pierś i widziała Go leżącego z zamkniętymi oczyma, a potem całowała Jego wargi i poczuła, że spomiędzy nich dobył się zapach niewypowiedzianej słodyczy, i po chwili położyła swoje lico na licu Chrystusa, i Chrystus zbliżył swoją dłoń do jej lica, i przygarnął ją do siebie, i, tak sama opowiadała, jej rozradowanie sięgnęło wielkich wyżyn…?

      – Co to ma wspólnego z pędem zmysłów? – zapytał Hubertyn. – Było to przeżycie mistyczne, ciało zaś było ciałem naszego Pana.

      – Być może nazbyt przywykłem do Oksfordu, gdzie nawet przeżycie mistyczne było innego rodzaju…

      – Bez reszty w głowie – uśmiechnął się Hubertyn.

      – I w oczach. Bóg poznawany jako światło, w promieniach słońca, w obrazach odbitych w zwierciadłach, w rozlaniu barw po częściach uładzonej materii, w odblasku dziennego światła na mokrych liściach… Czyż ta miłość nie jest bliższa miłości Franciszka chwalącego Boga w Jego stworzeniach, kwiatach, ziołach, wodzie, powietrzu? Nie myślę, by w tego rodzaju miłości kryć się mogła jakaś pułapka. A nie podoba mi się miłość, która do rozmowy z Najwyższym przenosi dreszcze, jakie przeżywa się w dotknięciu cielesnym…

      – Bluźnisz, Wilhelmie! To nie to samo. Niezgłębiona otchłań oddziela zachwyt serca miłującego Jezusa Ukrzyżowanego od znieprawionego zachwytu pseudoapostołów z Montefalco…

      – Nie byli pseudoapostołami, byli braćmi Wolnego Ducha, sam to powiedziałeś.

      – A cóż za różnica? Nie wiedziałeś wszystkiego o tym procesie, ja sam nie śmiałem włączyć między dokumenty niektórych wyznań, by ani na chwilę nie rzucić skraju diabelskiego cienia na atmosferę świętości, jaką Klara wytworzyła w tamtym miejscu. Ale o pewnych rzeczach, Wilhelmie, o pewnych rzeczach wiedziałem! Gromadzili się nocą w piwnicy, brali nowo narodzone dzieciątko, rzucali nim do siebie, aż umarło od uderzeń… albo od czego innego… Kto zaś jako ostatni miał je w swoich dłoniach i w czyich rękach umarło, zostawał głową sekty… Ciało zaś dzieciątka rozdzierali i mieszali z mąką, by uczynić z niego bluźniercze hostie!

      – Hubertynie – rzekł stanowczo Wilhelm – to wszystko powiedzieli wiele wieków temu ormiańscy biskupi o sekcie paulicjan. I bogomiłów.

      – I co z tego? Diabeł jest głupcem, trzyma się pewnego rytmu, kiedy zastawia pułapki i uwodzi, powtarza własne rytuały w odstępach tysięcy lat, sam zaś nigdy się nie zmienia i właśnie przez to poznaje się go jako nieprzyjaciela! Przysięgam ci, w dzień Wielkiej Nocy zapalali świece i prowadzili dziewczątka do piwnicy. Potem gasili świece i rzucali się na owe dziewczątka, nawet jeśli byli z nimi złączeni więzami СКАЧАТЬ



<p>24</p>

Nagi mężczyzna leżał z nagą niewiastą (łac.).

<p>25</p>

I nie obcowali ze sobą (łac.).