Imię róży. Wydanie poprawione przez autora. Умберто Эко
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Imię róży. Wydanie poprawione przez autora - Умберто Эко страница 14

Название: Imię róży. Wydanie poprawione przez autora

Автор: Умберто Эко

Издательство: PDW

Жанр: Исторические детективы

Серия:

isbn: 9788373925625

isbn:

СКАЧАТЬ że papież uznaje za przewrotne przekonanie, iż Chrystus był ubogi, ale było jasne, że od głoszenia ubóstwa Chrystusa do głoszenia ubóstwa jego Kościoła nie było daleko, a Kościół ubogi stałby się Kościołem słabym w oczach cesarza. Dlatego też od tamtego czasu wielu braciaszków, którzy nie wiedzieli nic ani o cesarstwie, ani o Perugii, zginęło na stosach.

      O tych rzeczach rozmyślałem, patrząc na legendarną postać Hubertyna. Mój mistrz przedstawił mnie, a starzec dłonią ciepłą, prawie rozpaloną, pogłaskał moje lico. Przy dotknięciu tej dłoni pojąłem wiele z tego, co słyszałem o tym świętym człeku, zrozumiałem mistyczny ogień, który trawił go od czasu młodości, kiedy przedstawił sobie, że został przemieniony w skruszoną Magdalenę – i nader mocne więzy, jakie zadzierzgnął ze świętą Anielą z Foligno, która wprowadziła go w adorację krzyża…

      Przypatrywałem się tym rysom delikatnym niby rysy świętej, z którą utrzymywał braterskie obcowanie zmysłów duszy. Domyślałem się, że umiał przybrać wygląd znacznie twardszy, kiedy w roku 1311 sobór w Vienne odsunął franciszkańskich przełożonych niechętnych duchownikom, lecz tym ostatnim nakazał, by żyli w pokoju w łonie zakonu, ten zaś rycerz wyrzeczeń nie zgodził się na ostrożną ugodę i podjął walkę o utworzenie zakonu niezależnego i natchnionego zasadą surowości. Hubertyn przegrał wówczas bitwę, albowiem w owych latach Jan XXII walczył o krucjatę przeciw zwolennikom Piotra di Giovanni Olivi, lecz Hubertyn nie zawahał się stanąć w obliczu papieża, by bronić pamięci przyjaciela, papież zaś, ujęty jego świątobliwością, nie ośmielił się go potępić (chociaż innych później potępił). W owej okoliczności nastręczył mu nawet drogę ratunku, nakazując wstąpienie do zakonu kluniackiego. Hubertyn, który musiał być także biegły w zdobywaniu sobie poparcia i sprzymierzeńców na dworze papieskim (on, z pozoru tak bezbronny i wątły), zgodził się, owszem, wstąpić do klasztoru w Gemblach we Flandrii, ale zda mi się, że nigdy tam się nie udał, lecz pozostał w Awinionie w świcie kardynała Orsiniego, by bronić sprawy franciszkanów.

      Dopiero ostatnimi czasy (a to, co na ten temat zasłyszałem, było niejasne) nastąpił schyłek jego fortuny na dworze i Hubertyn musiał oddalić się od Awinionu, a jednocześnie papież nakazał ścigać tego nieposkromionego człeka jako kacerza, który per mundum discurrit vagabundus23. Powiadano, że wszelki ślad po nim przepadł. Z popołudniowej rozmowy między opatem a Wilhelmem dowiedziałem się, że skrył się w tym opactwie, I oto miałem go teraz przed sobą.

      – Wilhelmie – mówił właśnie – mieli mnie zabić, musiałem uchodzić nocą.

      – Kto chciał twojej śmierci? Jan?

      – Nie. Jan nie miłował mnie nigdy, ale zawsze darzył szacunkiem. Na dobrą sprawę on to podsunął mi przed dziesięciu laty sposób uniknięcia procesu, nakazując mi wstąpić do benedyktynów.

      – Któż więc źle ci życzy?

      – Wszyscy. Kuria. Dwakroć próbowali mnie zabić. Chcieli zamknąć mi usta. Wiesz, co się zdarzyło pięć lat temu. Dwa lata wcześniej potępieni zostali begardzi z Narbony, a Berengar Talloni, który należał wszak do grona sędziów, odwołał się do papieża. Były to chwile trudne, Jan wydał już dwie bulle przeciw duchownikom i sam Michał z Ceseny uległ; ano właśnie, kiedyż tu przybędzie?

      – Stanie tu za dwa dni.

      – Michał… Tyle już czasu go nie widziałem. Opamiętał się, rozumie, czego chcemy, kapituła w Perugii przyznała nam rację. Ale wtedy, w tysiąc trzysta osiemnastym, ustąpił papieżowi i oddał w jego ręce pięciu duchowników z Prowansji, bo nie chcieli się podporządkować. Spłonęli, Wilhelmie… Och, to straszne! – Skrył twarz w dłoniach.

      – Ale co właściwie zaszło po odwołaniu się Talloniego? – zapytał Wilhelm.

      – Jan musiał na nowo otworzyć dyskusję, pojmujesz? Musiał, bo również w kurii byli ludzie ogarnięci zwątpieniem, nawet franciszkanie z kurii, faryzeusze, groby pobielane, gotowi sprzedać się za prebendę, a przecie ogarnęło ich zwątpienie. Wtenczas to Jan kazał mi przygotować memoriał na temat ubóstwa. Był piękny, Wilhelmie, oby Bóg wybaczył mą pychę.

      – Czytałem, pokazał mi go Michał.

      – Także wśród naszych byli chwiejni: prowincjał Akwitanii, kardynał San Vitale, biskup Kaffy…

      – To głupiec – rzekł Wilhelm.

      – Niechaj spoczywa w pokoju, odszedł do Boga dwa lata temu.

      – Bóg nie był tak miłosierny. To fałszywa nowina z Konstantynopola. Jeszcze jest wśród żywych, powiadają mi, że wejdzie w skład legacji. Oby Bóg miał nas w swej pieczy!

      – Ale sprzyja kapitule w Perugii – rzekł Hubertyn.

      – I w tym rzecz. Należy do tego samego gatunku ludzi, którzy są zawsze najlepszymi sprzymierzeńcami własnych nieprzyjaciół.

      – Prawdę mówiąc, nawet wtedy nie najlepiej przysłużył się sprawie. Zresztą wszystko skończyło się w istocie na niczym, ale przynajmniej nie postanowiono, że myśl sama jest heretycka, i to było ważne. Z tego też powodu inni nie wybaczyli mi nigdy. Przykładali się, jak mogli, by szkodzić na wszystkie sposoby, powiedzieli, że trzy lata temu, kiedy Ludwik ogłosił Jana kacerzem, byłem w Sachsenhausen. A wszak wiedzieli wszyscy, że w lipcu przebywałem w Awinionie z Orsinim… Uznali, że niektóre ustępy deklaracji cesarza są odbiciem moich poglądów. Cóż za szaleństwo!

      – Nie takie znowu wielkie. Pomysły podsunąłem im ja, sięgając do twojej deklaracji awiniońskiej i do niektórych stronic Oliviego.

      – Ty?! – zakrzyknął Hubertyn, jednocześnie osłupiały i rozradowany. – Przyznajesz mi zatem rację!

      Wilhelm miał minę zakłopotaną.

      – W owym momencie były to myśli odpowiednie dla cesarza – rzekł wymijająco.

      Hubertyn spojrzał nań podejrzliwie.

      – Ach, tak. Ale ty nie wierzysz w nie naprawdę, czyż nie mam racji?

      – Opowiadaj dalej – rzekł Wilhelm. – Opowiedz, jak wymknąłeś się tym psom.

      – O tak, Wilhelmie, to są psy. Wściekłe psy. Zdarzyło mi się zmagać z samym Bonagratią. Czy wiedziałeś?

      – Ależ Bonagratia z Bergamo trzyma z nami!

      – Teraz, kiedy jakże długo doń przemawiałem. Wtedy dopiero przekonał się i zaprotestował przeciw conditorem canonum. I papież uwięził go na rok.

      – Słyszałem, że teraz bliski jest jednemu z moich przyjaciół z kurii, Wilhelmowi Ockhamowi.

      – Niewiele go znam. Nie podoba mi się. To człowiek bez żaru, wszystko u niego z głowy, nic z serca.

      – Ale to nie lada głowa.

      – Być może, i zaprowadzi go do piekła.

      – Zatem spotkam go tam СКАЧАТЬ



<p>23</p>

Swobodnie wędruje po świecie (łac.).