Imię róży. Wydanie poprawione przez autora. Умберто Эко
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Imię róży. Wydanie poprawione przez autora - Умберто Эко страница 17

Название: Imię róży. Wydanie poprawione przez autora

Автор: Умберто Эко

Издательство: PDW

Жанр: Исторические детективы

Серия:

isbn: 9788373925625

isbn:

СКАЧАТЬ w swoim ciele pięć ran Ukrzyżowanego Jezusa. Bonifacy był Antychrystem mistycznym, ustąpienie zaś Celestyna jest nieważne. Bonifacy był bestią wychodzącą z morza, której siedem głów przedstawia siedem grzechów głównych, dziesięć rogów zaś łamanie przykazań, a otaczają ją kardynałowie, szarańcza, której ciałem jest Apollyon! Liczbą bestii, jeśli czytać jej imię w alfabecie greckim, jest Benedicti! – Przyjrzał mi się, by zobaczyć, czy pojąłem, i uniósł palec, napominając mnie. – Benedykt XI był Antychrystem właściwym, bestią wychodzącą z ziemi! Potwór nieprawości i niegodziwości rządził z przyzwolenia Boga Jego Kościołem, by cnota następcy rozbłysła chwałą!

      – Ależ, ojcze święty – ważyłem się zaprzeczyć ledwie słyszalnym głosem – wszak jego następcą jest Jan.

      Hubertyn przyłożył dłoń do czoła, jakby chciał wymazać dokuczliwy sen. Oddychał z trudem, był zmęczony.

      – Słusznie. Rachunek był błędny, wciąż czekamy na papieża anielskiego… Lecz tymczasem pojawili się Franciszek i Dominik. – Wzniósł wzrok do nieba i rzekł jakby w modlitwie (lecz byłem pewny, że recytował stronicę ze swojej wielkiej księgi o drzewie żywota): – Quorum primus seraphico calculo purgatus et ardore celico inflammatus totum incendere videbatur. Secundus vero verbo predicationis fecundus super mundi tenebras clarius radiavit27. Tak, jeśli takie były obietnice, papież anielski musi przyjść.

      – I oby tak się stało, Hubertynie – powiedział Wilhelm. – Na razie jestem tu, by zapobiec wypędzeniu człowieczego cesarza. O twoim papieżu anielskim mówił także brat Dulcyn…

      – Nie wypowiadaj więcej imienia tego węża! – ryknął Hubertyn i po raz pierwszy ujrzałem, jak przeobraził się z człeka strapionego w zagniewanego. – Zbrukał słowa Joachima z Kalabrii, uczynił z nich żagiew śmierci i plugastwa! Jeśli Antychryst miał swych wysłanników, on nim był. Lecz ty, Wilhelmie, mówisz tak, bo w istocie nie wierzysz w nadejście Antychrysta, a twoi mistrzowie z Oksfordu nauczyli cię bałwochwalczej czci dla rozumu, wyjaławiając wieszcze władze twojego serca!

      – Mylisz się, Hubertynie – odparł z wielką powagą Wilhelm. – Wiesz, że najbardziej z moich mistrzów czczę Rogera Bacona…

      – Który roił o latających maszynach – zadrwił boleśnie Hubertyn.

      – Który jasno i bez ogródek mówił o Antychryście, dostrzegał jego znaki w znieprawieniu świata i w osłabieniu mądrości Lecz nauczał, że jest jeden tylko sposób przygotowania się na jego przyjście: badanie sekretów natury, używanie wiedzy dla ulepszenia rodzaju ludzkiego. Możesz przygotować się do walki z Antychrystem, badając lecznicze przymioty ziół, naturę kamieni, a nawet kreśląc plany latających maszyn, które budzą twój uśmiech.

      – Antychryst twojego Bacona był tylko wymówką, by oddawać się pysze rozumu.

      – Lecz wymówką świętą.

      – Nic, co służy za wymówkę, nie jest święte. Wilhelmie, wiesz, że życzę ci dobrze. Wiesz, jak wielką ufność pokładam w tobie. Skarć rozum, naucz się opłakiwać rany Pana, wyrzuć precz swoje księgi.

      – Zachowam tylko twoją – uśmiechnął się Wilhelm.

      Hubertyn też się uśmiechnął i pogroził mu palcem.

      – Niemądry Angliku. I nie wyśmiewaj zbytnio swoich bliźnich. Raczej lękaj się tych, których nie możesz pokochać. I strzeż się opactwa. Nie podoba mi się to miejsce.

      – Właśnie zamierzam lepiej je poznać – rzekł Wilhelm na pożegnanie. – Chodźmy, Adso.

      – Ja ci powiadam, że nie jest dobre, ty zaś chcesz je poznać. Ach! – westchnął Hubertyn, potrząsając głową.

      – Ano właśnie – odezwał się Wilhelm, który dotarł już do połowy nawy – kim jest ten mnich, podobny do zwierzęcia i mówiący językiem z wieży Babel?

      – Salwator? – Hubertyn, który już klękał, odwrócił się. – Zdaje się, że wniosłem go w wianie temu opactwu… Wraz z klucznikiem. Kiedy zrzuciłem habit franciszkański, wróciłem na jakiś czas do mojego dawnego klasztoru w Casale i zastałem tam innych braci pogrążonych w trwodze, albowiem wspólnota oskarżała ich, że są duchownikami z mojej sekty… tak się wyrażali. Ująłem się za nimi i uzyskałem, że mogli pójść w moje ślady. A dwóch, Salwatora i Remigiusza, zastałem właśnie tutaj, kiedy przybyłem w minionym roku. Salwator… doprawdy wygląda jak bestia. Ale jest usłużny.

      Wilhelm zawahał się przez chwilę.

      – Usłyszałem, jak mówi: penitenziagite.

      Hubertyn milczał. Machnął ręką, jakby chciał odpędzić dręczącą go myśl.

      – Nie, nie sądzę. Wiesz, jacy są ci świeccy bracia. To wieśniacy, którzy słuchali może jakiegoś wędrownego kaznodziei i sami nie wiedzą, co mówią. Salwatorowi mam co innego do zarzucenia; jest to bestia żarłoczna i lubieżna. Ale nic, nic a nic przeciw ortodoksji. Nie, choroba opactwa tkwi gdzie indziej, szukaj jej u tych, co wiedzą za dużo, nie zaś u tych, co nie wiedzą nic. Nie buduj zamku podejrzeń na jednym słowie.

      – Nie uczynię tego nigdy – odparł Wilhelm. – Właśnie by tego nie czynić, porzuciłem obowiązki inkwizytora. Ale lubię słuchać słów, a później nad nimi rozmyślać.

      – Za dużo myślisz. Chłopcze – powiedział, zwracając się ku mnie – nie bierz złego przykładu ze swojego mistrza. Jedyną rzeczą, o której winno się myśleć, i widzę to u schyłku mego żywota, jest śmierć. Mors est quies viatorisfinis est omnis laboris28. Ostawcie mnie z moją modlitwą.

      Przed noną

      Kiedy to Wilhelm odbywa wielce uczoną rozmowę z herborystą Sewerynem

      Przebyliśmy z powrotem główną nawę i wyszliśmy. Byłem wciąż niespokojny po rozmowie z Hubertynem.

      – To człek… dziwny – rzekłem.

      – Jest, lub był, pod wieloma względami człowiekiem niezwykłym. Lecz właśnie z tego bierze się owa dziwność. Tylko w ludziach małych nie widzimy niczego nadzwyczajnego. Hubertyn mógł był zostać jednym z owych kacerzy, do których spalenia przyłożył ręki, albo kardynałem Świętego Kościoła Rzymskiego. Zbliżył się znacznie do obu tych spaczeń. Kiedy rozmawiam z Hubertynem, mam uczucie, że piekło jest rajem oglądanym z drugiej strony.

      Nie pojąłem, co chciał powiedzieć.

      – Z jakiej strony? – spytałem.

      – Otóż to – potaknął Wilhelm. – Rzecz w tym, by wiedzieć, czy są jakoweś strony i czy jest całość. Lecz nie słuchaj tego, co mówię. I nie zerkaj więcej na ten portal – powiedział, klepiąc mnie leciutko w kark, albowiem mój wzrok przyciągnęły rzeźby, które widziałem już, wchodząc. – Dosyć cię straszono. Na wszystkie sposoby.

      Kiedy СКАЧАТЬ



<p>27</p>

Pierwszy z nich, z anielskiego wyboru oczyszczony i natchniony niebiańskim żarem, zdawał się rozniecać płomienie. Drugi zaś, napełniony słowem modlitwy, promienniej zajaśniał ponad ciemnościami świata (łac.).

<p>28</p>

Śmierć wytchnieniem podróżnego, końcem trudu wszelakiego (łac.).