Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 6

Название: Kryminał

Автор: Zygmunt Zeydler-Zborowski

Издательство: PDW

Жанр: Исторические приключения

Серия: Kryminał

isbn: 9788375653175

isbn:

СКАЧАТЬ Każdy człowiek chce żyć.

      – Ależ proszę się nie gniewać. Rozumiem to doskonale. Nie chciałem pana urazić. Jednak jeśli pan zauważy to tajemnicze auto, to proszę zaraz mnie zawiadomić. Chciałbym się zobaczyć z szoferem.

      – Dobrze. Jak pan sobie życzy. – Darlen zebrał starannie resztki śniadania i wyszedł, zamykając cicho drzwi za sobą.

      Pozostawszy sam, Antoni zgasił papierosa i wyciągnął się z przyjemnością w ciepłym łóżku. Był rozleniwiony po obfitym śniadaniu i czuł, że go ogarnia senność. Myśl jednakże pracowała intensywnie, nie dając usnąć. Cała ta tajemnicza historia zaczynała go naprawdę intrygować. Słyszał wielokrotnie o tym, że jacyś zbrodniarze posługiwali się „duchami” dla swych celów, wykorzystując głupotę ludzką. W tym wypadku jednak trudno się było czegoś takiego dopatrzyć. Komu mogło zależeć na tym, ażeby gospodę Darlena otoczyć atmosferą niesamowitości? Jakiejże to trzeba było wytrwałości, ażeby przez rok straszyć systematycznie. A poza tym spacery po suficie nie należały do rzeczy najprostszych. Restauracja Darlena była dobrze zamknięta i już samo przedostanie się do wnętrza przedstawiało duże trudności. Czyżby naprawdę należało przyjąć możliwość jakichś sił nadprzyrodzonych? Antoni sięgnął po nowego papierosa i obracając go w palcach, zastanawiał się dłuższą chwilę. Wreszcie zrezygnował z palenia, wstał i począł się pośpiesznie ubierać. W pokoju było bardzo zimno.

      Za oknem szarym blaskiem kołysał się smutny jesienny dzień. Drobny, uporczywy deszcz mżył jednostajnie. Chłodny wiatr uderzał ostrymi kroplami o szyby i z nagich drzew strącał resztki pożółkłych liści. Ponad mokrymi dachami brudnych domów chyliło się zadymione mgłą, ponure niebo. Poprzez zalane wodą ulice podążali skuleni, okryci gumowymi płaszczami przechodnie. Szerokie skrzydła czarnych parasoli lśniły gładką powierzchnią.

      Antoni zapatrzył się w niewesoły krajobraz. Właściwie najchętniej wróciłby do Londynu, zamiast siedzieć w tej zabłoconej dziurze, ale ciekawość kazała mu uzbroić się w cierpliwość. To, co tu usłyszał i zobaczył, stanowczo zasługiwało na uwagę.

      Około południa czekała go niezbyt miła niespodzianka. Musiał zapoznać się z całą rodziną oberżysty. Darlen najwidoczniej był dumny ze swego gościa i nie mógł sobie odmówić tej przyjemności, aby się nim pochwalić przed żoną i dziećmi. Madame Darlen była, w przeciwieństwie do męża, wysoką, kościstą kobietą o podłużnej końskiej twarzy, na której dominował duży, drapieżnie zagięty nos. Mocno zarysowana dolna szczęka nadawała całej postaci wyraz siły i zdecydowania. Okrągłe, czarne oczy, osadzone dość blisko nosa, patrzały poważnie, a nawet ponuro. Jeżeli ktoś szukał wdzięku i kobiecości, to na pewno nie znalazł tego u żony grubego oberżysty. Młody Patrick Darlen, dwudziestoparoletni chłopak, posiadał kościstą budowę matki, był barczysty i muskularny. Nie lubił dużo mówić. Spoglądał spode łba i robił wrażenie bardzo nieśmiałego. Natomiast jego młodsza siostra Klara paplała bez przerwy. Odziedziczyła po ojcu pełne kształty, a jej okrągła, czerwona twarz przypominała duży dojrzały pomidor. Przy najlepszych chęciach nie można jej było nazwać ładną, ale była bardzo żywa i posiadała o wiele więcej przyrodzonego wdzięku niż jej matka. Z natarczywą ciekawością przyglądała się Antoniemu, starając się wszystkimi możliwymi sposobami zwrócić na siebie uwagę eleganckiego młodzieńca. Darlen zaprowadził swego gościa do najbardziej reprezentacyjnego pokoju, gdzie na szerokiej otomanie siedziała rzędem cała jego rodzina. Antoni w pierwszej chwili odniósł wrażenie, że znalazł się przed dużą familijną fotografią, sporządzoną z okazji imienin lub ślubu. Uśmiechnął się i złożywszy uprzejmy ukłon, przedstawił się pani domu.

      – Jakżeż się pan czuje w naszym mieście? – spytała oschle Darlenowa, mierząc gościa badawczym spojrzeniem.

      – Doskonale. Ogromnie mi się tu podoba – odparł swobodnie Antoni, ubawiony tą całą dziwaczną sytuacją.

      – Właśnie pan Walton obiecał nam dopomóc w naszych kłopotach – pośpiesznie wtrącił się do rozmowy Darlen, jakby się obawiał, że później może nie być dopuszczony do głosu.

      – Za bardzo ojciec przejmuje się tymi duchami – mruknął Darlen junior.

      Antoni spojrzał na niego trochę zdziwiony.

      – W każdym razie jesteśmy panu bardzo zobowiązani – powiedziała Darlenowa, ale w głosie jej nie czuć było najmniejszego entuzjazmu.

      – Małżonek pani stanowczo przecenia moje możliwości – zauważył skromnie Antoni. – Po prostu zainteresowałem się, jako literat, tą całą historią, ale nie sądzę, żebym potrafił coś tutaj zdziałać…

      – Jestem pewien, że przy pańskiej pomocy zdołamy jakoś to wszystko wyjaśnić! – zawołał Darlen.

      Antoniemu wydało się, że grubas rzucił żonie porozumiewawcze spojrzenie.

      – Miejmy nadzieję, że się to jakoś ułoży – powiedziała koścista kobieta. – Klaro – zwróciła się do córki – przynieś nam wina.

      – Ach, po cóż ten kłopot – uśmiechnął się Antoni.

      – To żaden kłopot. Musi pan skosztować kieliszek naszego wina.

      Po chwili wróciła Klara, niosąc ostrożnie pękatą, omszałą butelkę. Darlen pośpiesznie wyjął z kredensu kieliszki. Antoni stwierdził ze zdziwieniem, że trunek jest stary i wysokogatunkowy. Znał się na tym.

      – Rzeczywiście wyśmienite wino – powiedział z przekonaniem, zanurzając wargi w gęstym, aromatycznym płynie. – Widzę, że warto tutaj posiedzieć.

      – Mamy kilka niezłych buteleczek w piwnicy dla specjalnych gości – zaśmiał się Darlen. – Zostało jeszcze coś niecoś ze starych zapasów.

      Klara chciała sobie powtórnie napełnić kieliszek. Matka stanowczo odebrała jej butelkę.

      – Młode panny nie piją alkoholu – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.

      Dziewczyna zaczerwieniła się gwałtownie i spojrzała przelotnie na Antoniego.

      – Niech się mama o nią nie boi. Może wypić – wtrącił się niespodziewanie ponury Patrick.

      Darlenowa zgromiła syna spojrzeniem.

      – Niech mi pan powie – zwrócił się do młodzieńca Antoni, pragnąc nie dopuścić do rodzinnej scysji. – Czy i pan także widział kiedyś ten tajemniczy samochód?

      – Oczywiście – odparł młody Darlen, łypnąwszy niechętnie na matkę. – Każdy z nas widział to szare auto.

      – Jak ono wyglądało?

      – Duże, bardzo eleganckie, szarego koloru. W oknach są zawsze zapuszczone ciemne firanki.

      – Tak, ciemne firanki – powtórzył w zamyśleniu Antoni. – Czy pan nigdy nie próbował zajrzeć do tego samochodu? Przekonać się, kto wewnątrz siedzi?

      Chłopak wzruszył ramionami.

      – Wolę się tam w takie sprawy nie wdawać. Jeszcze mi co łeb ukręci. Kto to może wiedzieć.

      – Mam СКАЧАТЬ