Kryminał. Zygmunt Zeydler-Zborowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kryminał - Zygmunt Zeydler-Zborowski страница 5

Название: Kryminał

Автор: Zygmunt Zeydler-Zborowski

Издательство: PDW

Жанр: Исторические приключения

Серия: Kryminał

isbn: 9788375653175

isbn:

СКАЧАТЬ do dużej, mrocznej sali i Antoni wyczuł, że Darlen chowa się na wszelki wypadek za jego plecami.

      – Zapal pan światło.

      Oberżysta odnalazł wyłącznik i snop jaskrawego światła trysnął z dużego, ciężkiego żyrandola.

      – Tam, tam – zawołał zdławionym głosem Darlen. – Widzi pan? Widzi pan? Tam, znowu.

      Antoni spojrzał i poczuł się dziwnie nieswojo. Na świeżo wybielonym suficie widać było zupełnie wyraźnie ślady ciężkich, zabłoconych butów. Sala restauracyjna była duża i bardzo wysoka.

      – Chodźmy – powiedział Antoni i wydało mu się, że jego własny głos zabrzmiał jakoś nienaturalnie.

      Darlen pośpiesznie skierował się ku drzwiom.

      Deszcz przestał padać, ale wicher przybrał jeszcze na sile.

      Tego wieczoru Antoni już więcej nie rozmawiał z oberżystą. Wsunął się do chłodnej, trochę wilgotnej pościeli i odprawiwszy pośpiesznie Darlena, pogrążył się w zadumie. Czuł się właściwie bardzo głupio. Jeszcze pół godziny temu śmiał się z dziwacznych opowieści tego grubego poczciwca, a jednak to, co zobaczył na własne oczy, było przecież faktem niezaprzeczalnym. Nie znajdował się pod wpływem alkoholu ani też nie miał gorączki. Nawał sprzecznych myśli wirował mu po głowie i pomimo zmęczenia nie mógł od razu zasnąć. Na razie trudno mu było właściwie zdać sobie sprawę z tego, co widział i słyszał tego wieczoru. Na pozór sytuacja była najzupełniej banalna i bardzo zakrawała na jakąś niesamowitą powieść sensacyjną. Stara, opuszczona gospoda, w której straszy, to tematyka wykorzystywana już wielokrotnie w literaturze, teatrze i filmie. Ale jednak ślady na suficie widział na własne oczy i temu się nie dawało zaprzeczyć. Należało gruntownie zbadać całą sprawę. Antoni nie wierzył w życie pozagrobowe, ale jednocześnie nie mógł sobie stworzyć w tym wypadku jakiejś rozsądnej teorii, która miałaby chociaż pozory prawdopodobieństwa. Co to były za ślady i komu mogło zależeć ewentualnie na straszeniu spokojnych mieszkańców tego cichego miasteczka? Postanowił stanowczo pozostać tutaj dłużej. Czuł, że zdobędzie materiał jeśli nie do powieści, to przynajmniej do ciekawych felietonów. W jakim stopniu wpłynęło na tę decyzję spotkanie z Elizą, trudno by było na razie osądzić, a i sam Antoni nie uświadamiał sobie jeszcze tego należycie.

      Poczuł, że jest straszliwie zmęczony. Ostatnim wysiłkiem zgasił światło i natychmiast zasnął.

      Zbudził się wśród nocy z przeświadczeniem, że ktoś wszedł do jego pokoju. W jednej chwili otrząsnął z siebie resztki snu. Wydarzenia wieczoru przemknęły mu błyskawicą przez rozgorączkowany mózg. Ostrożnie sięgnął po rewolwer, który przed zaśnięciem wsunął pod poduszkę, i zapalił światło. Pokój był pusty i cichy. Antoni wyszedł z łóżka, a poczuwszy pod stopami chłodną podłogę, oprzytomniał zupełnie.

      – Do licha, zaczynam ulegać jakimś sugestiom – mruknął niezadowolony z siebie. Sprawdził drzwi, obszukał na wszelki wypadek wszystkie kąty, a nie znalazłszy nic podejrzanego, wrócił pod kołdrę. Był zły, że zaczynał poddawać się głupiemu zdenerwowaniu. Przewracał się dłuższy czas z boku na bok, zanim zdołał usnąć ponownie.

      Z rana zbudziło go dyskretne stukanie do drzwi. Antoni przetarł oczy, przegarnął palcami zmierzwioną czuprynę i spojrzawszy niechętnie na niewidocznego intruza, wstał i przekręcił klucz w zamku. Wszedł Darlen, niosąc na tacy śniadanie. Takiego efektu Antoni nie spodziewał się wcale. Najwidoczniej oberżysta wszelkimi siłami pragnął sobie pozyskać gościa do walki z tajemniczym duchem. Tak czy inaczej, smakowicie wyglądająca jajecznica była nie do pogardzenia.

      – Jakże się panu spało? – spytał grubas, ustawiając śniadanie na małym stoliku. – Mam nadzieję, że dobrze pan u nas wypoczął.

      – Doskonale – skłamał Antoni. – Spałem całą noc jak zabity.

      – Tak, tak. A ja, wie pan, nie bardzo spałem. Ciągle mi się wydawało, że ktoś łazi po domu.

      Antoni spojrzał z pewną niechęcią na Darlena. Z nastaniem dnia wszystko było jakieś prostsze i mniej tajemnicze. Nie miał też ochoty wprowadzać się znowu w te niesamowite nastroje.

      – Chciałbym pana jeszcze o coś zapytać – powiedział, smarując bułkę świeżym, pachnącym masłem.

      Oberżysta pochylił się ku przodowi.

      – Słucham?

      – Czy przypadkowo nie zauważył pan, że to tajemnicze auto, o którym pan wczoraj wspominał, zatrzymuje się w tych stronach wtedy, kiedy ukazują się ślady na suficie?

      Grubas zastanowił się przez chwilę.

      – To zależy – powiedział powoli. – Czasami tak, a czasami nie. Na przykład wczoraj nie widziałem przez cały dzień szarej limuzyny. Ale co też pan ma na myśli? Jestem zaskoczony tym pytaniem.

      – Ach, nic takiego – mruknął obojętnie Antoni i sięgnął po kubek z kawą. – Tak sobie rozważam rozmaite możliwości.

      – Czy przypuszcza pan, że zdoła pan wyjaśnić te niesamowite zjawiska? – spytał niespokojnie oberżysta.

      Antoni uśmiechnął się.

      – Nie jestem ani detektywem, ani nie zajmuję się naukami tajemnymi. Nie może więc pan bardzo liczyć na moją pomoc. Jednakże interesuje mnie to wszystko i chciałbym dojść do pewnych rezultatów. Czy będę mógł się u pana zatrzymać przez kilka dni?

      – Jak długo pan tylko zechce, panie… panie…

      – Walton. Nazywam się Antoni Walton.

      – Tak jest, panie Walton. Może pan u mnie przebywać, jak długo pan zechce. Będę bardzo szczęśliwy, mogąc pana gościć u siebie. Jest pan przecież pierwszym mym gościem od przeszło roku. Więc jeżeli pan tylko chce i… i…

      – …i nie boi się – uzupełnił z uśmiechem Antoni.

      – Tak, właśnie. Coś takiego miałem na myśli.

      – Nie, panie Darlen, nie boję się tego jegomościa spacerującego po suficie i zamieszkam u pana.

      Oberżysta skłonił się uprzejmie. Antoni poklepał przyjacielsko grubasa po ramieniu.

      – A więc załatwione – powiedział wesoło. – Zostaję tutaj i mam nadzieję, że nie policzy mi pan zbyt drogo za ten pokój.

      – Ach, panie Walton, jakżeż pan może nawet przypuszczać takie rzeczy – zawołał pośpiesznie Darlen. – Gdzieżbym śmiał.

      Antoni sięgnął po papierosy.

      – Jeszcze jedna sprawa – mruknął, widząc, że oberżysta ustawia na tacy naczynia i zbiera się do odejścia. – Czy nigdy nie pokusił się pan o to, żeby zajrzeć do tego tajemniczego samochodu?

      Darlen spojrzał na niego jak na wariata.

      – Nie, nigdy nie przyszło mi to na myśl.

      – A СКАЧАТЬ