Название: Kryminał
Автор: Zygmunt Zeydler-Zborowski
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Kryminał
isbn: 9788375652796
isbn:
Zupełnie co innego jest wyobrażać sobie jakąś fantastyczną historię, a co innego przekonać się na własne oczy, że te fantastyczne domysły są jak najbardziej realne. Stałem wpatrzony w nieruchome ciało szczura. Więc jednak to prawda… Michał… To nie był atak serca. Michał został zamordowany. Zamordowany! Czerwone plamy zaczęły mi wirować przed oczami. Zamordowany! Zamordowany! Wybiegłem na taras, świeża ziemia przygotowana do przesadzania roślin.
Nietrudno mi było odtworzyć sobie całą sytuację. Ktoś wiedział, że Michał będzie przesadzał kaktusy, przy takiej robocie jest prawie rzeczą niemożliwą, żeby się nie zadrasnąć jakimś kolcem. Morderca nasycił kolce bardzo silnie działającą trucizną. Wszystko to wydawało się proste i zupełnie jasne. Ale kto zamordował Michała? Komu mogło zależeć na jego śmierci? Musiał to być ktoś bliski, ktoś, kto znał jego zwyczaje, kto wiedział, kiedy Michał będzie przesadzał kaktusy. A teraz ten ktoś usunął zatruty kaktus. Herman Richter? Możliwe. To zniknięcie kluczy. Leżały na pewno na barze, a on nalewał whisky… Chwileczkę. Whisky nalewała także ta dziewczyna, także kręciła się koło baru. Równie dobrze mogła ona zabrać klucze. Bo właściwie nie wiadomo, po co przyszła. Nie miała żadnego interesu. Może przyszła specjalnie po to, żeby mi ukraść klucze od mieszkania. Czyż to możliwe, żeby ona miała coś wspólnego z zamordowaniem Michała? Co się za tym kryło? Ona albo ten Niemiec. A może dozorca? Ale nie, dozorca oddał mi przecież swoje klucze. To nic nie znaczy. Mógł mieć drugi komplet kluczy. Wątpliwe, żeby dozorca… Przecież sprzątnąłby ten kaktus przed moim przyjazdem. Miał na to dosyć czasu. Mógł to zrobić pod jakimkolwiek pretekstem, nawet jeśli ktoś byłby stale w mieszkaniu. A przecież mieszkanie Michała po wyjeździe jego żony stało puste.
Nie czułem głodu. Głowę miałem rozpaloną, pełną niespokojnych myśli. Postanowiłem, nie zwlekając, zanieść kolce kaktusa do analizy. Zapakowałem kolce, nieżywego szczura i wybiegłem na miasto.
Niełatwe miałem zadanie. Dopiero po dłuższych poszukiwaniach odnalazłem instytut, który zajmował się takimi sprawami. Początkowo nie mogłem się dogadać. Uprzejmy starszy pan z siwą bródką nie rozumiał, o co mi chodzi. Niestety nie mówił żadnym innym językiem poza hiszpańskim. Wreszcie, zniechęcony, przywołał na pomoc jakiegoś młodego człowieka, który znał angielski. Odetchnąłem z ulgą.
Przedstawiłem im dokładnie całą sytuację. Przyglądali mi się trochę podejrzliwie. Miałem wrażenie, że ogarnęły ich poważne wątpliwości, co do stanu moich władz umysłowych. Sympatyczny pan z bródką pokiwał głową, poprawił okulary i powiedział łagodnie, tak jak się mówi do człowieka, którego się nie chce drażnić:
– Jeśli ma pan tego rodzaju podejrzenia, powinien się pan przede wszystkim zwrócić do policji.
Młody człowiek przetłumaczył na angielski słowa swego szefa.
Przyznałem im rację, ale jednocześnie oświadczyłem, że do policji chcę pójść, mając już pewien materiał dowodowy. Po dłuższych pertraktacjach zgodzili się przeprowadzić analizę szczura i kolców kaktusa. Musiałem wpłacić dziesięć dolarów i wynik miał być gotowy na drugi dzień. Wpadłem w rozpacz. Cały dzień mam czekać? Zaproponowałem, że dopłacę jeszcze pięć dolarów, ale żeby natychmiast przystąpili do pracy. Zaakceptowali moją propozycję.
Czekałem około trzech godzin. Wreszcie wezwali mnie do gabinetu i powiedzieli, że w kolcach kaktusa nic nie znajdują. Co się zaś tyczy szczura, to rzeczywiście zdechł on na skutek działania jakiejś silnej trucizny. Zmiany anatomiczne przypominają nieco działanie kurary. Z całkowitą pewnością trudno jest jednak to stwierdzić, ponieważ dawka trucizny była bardzo mała. Prosiłem, żeby mi dali takie stwierdzenie na piśmie. Odmówili, twierdząc, że analizę wykonali dla mnie prywatnie i że nie mają prawa wystawiać żadnych oficjalnych dokumentów w podobnym wypadku. Doszedłszy do przekonania, iż nic tu już więcej nie zdziałam, podziękowałem im i poszedłem do domu. Odchodząc, miałem jednak takie wrażenie, że uważają mnie za pomylonego.
Iść na policję? Właściwie byłoby to słuszne. Ale co ja im powiem? Że zdechł szczur. Że prawdopodobnie został otruty. Że podejrzewam, iż ktoś zamordował mojego szwagra. Kto mi uwierzy? Kto potraktuje poważnie całą sprawę? Znowu będą patrzeć na mnie jak na wariata. A jeżeli nawet zdołam ich przekonać o słuszności moich podejrzeń, czy będzie im się chciało zajmować tą historią? Otruto jakiegoś cudzoziemca? No to co z tego? Czy warto tym sobie głowę zawracać? Nie, stanowczo to wszystko nie było takie proste. I do tego jeszcze z tym moim kulawym językiem hiszpańskim.
Wróciłem do domu. Po drodze zjadłem obiad, który mi nie smakował, a kosztował bardzo drogo. Dolary topniały tu z zawrotną szybkością.
Nalałem sobie sporą porcję whisky i siedząc w fotelu, usiłowałem uporządkować trochę fakty. A więc przede wszystkim ta kartka, od której się wszystko zaczęło. Dlaczego Michał pisał w chwili śmierci po hiszpańsku? W takich momentach zazwyczaj człowiek wraca do swego ojczystego języka. Chociaż dla niego już teraz język hiszpański był może bliższy niż polski. Po hiszpańsku rozmawiał z żoną, po hiszpańsku mówiło całe jego otoczenie. Mógł napisać tę kartkę po hiszpańsku równie dobrze jak po polsku. Dalej… Zginęły klucze. Zabrał je Richter albo ta dziewczyna. A może ktoś jeszcze był w posiadaniu kluczy od mieszkania Michała? Ale w takim razie, co się stało z moimi kluczami, które zniknęły z baru? Mogłem je po prostu zgubić. Byłem prawie pewny, że je położyłem na barze, ale ręczyć nie mogłem. Możliwe, że wobec tylu wrażeń, coś mi się pomyliło. Następnie sprawa kaktusa. Najwidoczniej morderca śledził mnie, zaczekał, aż wyjdę, dostał się do mieszkania i zabrał zatruty kaktus. Ten facet o świńskich oczach i spoconych dłoniach mówił, że handluje chemikaliami. Jakżeż żałowałem, że oddałem mu tę paczkę, nie zajrzawszy do niej przedtem.
Podniosłem się z fotela i zacząłem krążyć po mieszkaniu. Każdą rzecz oglądałem teraz uważnie, usiłując zdobyć jak najwięcej wiadomości o życiu tego domu. Każdy szczegół mógł być ważny, każdy najmniejszy nawet drobiazg mógł mnie naprowadzić na nowy ślad.
Raz jeszcze przejrzałem książki na półkach, zbadałem wnętrze szafy na rzeczy, zajrzałem do walizek i wreszcie zająłem się biurkiem. Szuflady wypełnione były najrozmaitszymi rzeczami, przeznaczonymi najprawdopodobniej na handel. A więc: zegarki, złote bransoletki, pończochy, perfumy, kieszonkowe radia, brylantowe spinki do mankietów, a nawet amerykańskie ekscentryczne krawaty. W środkowej szufladzie zwrócił moją uwagę niewielki słoiczek z białym proszkiem. Otworzyłem go ostrożnie i… Tak, to była kokaina. Czyżby Michał handlował kokainą? A może sam się narkotyzował? Cała historia zaczynała nabierać coraz bardziej sensacyjnego charakteru. Jeżeli Michał miał jakieś konszachty z handlarzami narkotyków, to i zbrodnia dokonana na jego osobie mogła mieć z tym coś wspólnego. Jak wiadomo, tego rodzaju ludzie nie mają większych skrupułów. Dziwny mi się tylko wydał fakt, że ten ktoś, kto postanowił zamordować Michała, zrobił to w sposób tak skomplikowany. Czyż nie prościej było wywieźć go gdzieś za miasto, zastrzelić, a trupa wrzucić do morza czy nawet zostawić po prostu w lesie? СКАЧАТЬ