Название: Kryminał
Автор: Zygmunt Zeydler-Zborowski
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Kryminał
isbn: 9788375652796
isbn:
– O tak, znaliśmy się chyba z pięć lat. Był niezwykle sympatyczny. Ogromnie go lubiłam. Żałuję, że umarł.
– Nie przejęła się pani jednak jego śmiercią.
Nalała sobie nową porcję whisky.
– Och, proszę pana, gdybym się chciała przejmować śmiercią każdego znajomego… A zresztą jestem przyzwyczajona.
Spojrzałem na nią zdumiony. Nie rozumiałem, o co chodzi.
– Przyzwyczajona? Do czego?
– Do śmierci.
– Nie wiem, jak mam to rozumieć.
– Ach, to proste, jestem przecież właścicielką zakładu pogrzebowego.
Mam czterdzieści sześć lat, sporo rzeczy już w życiu widziałem i niełatwo mnie zadziwić. Przyznaję jednak, że byłem zaskoczony. Ta młoda, ładna, pełna temperamentu dziewczyna tak zupełnie nie pasowała do zakładu pogrzebowego, że w żaden sposób nie mogłem jej sobie wyobrazić w tej roli. Musiałem mieć dość głupią minę, bo zaczęła się serdecznie śmiać.
– Widzę, że nie bardzo się panu podoba moje zajęcie.
– Przyznaję, że… Rzeczywiście trochę… Proszę mi wybaczyć, ale nie potrafię sobie pani wyobrazić. Ostatecznie jest to zajęcie tak samo dobre jak każde inne, ale…
– Mogę pana pocieszyć, że nie pan pierwszy jest zaskoczony moim zajęciem. Mąż zostawił mi dobrze prosperujący zakład pogrzebowy, więc postanowiłam dalej prowadzić interes. Podobno żadna praca, która przynosi dobry zysk, nie hańbi.
Roześmiałem się niezbyt szczerze. Cała ta rozmowa robiła na mnie trochę niesamowite wrażenie. Chwilami wydawało mi się, że śpię i że wszystko to śni mi się pod wpływem powieści Agathy Christie.
– Nie lubi pan whisky? – spytała, wskazując moją nietkniętą szklankę.
Nie miałem ochoty, ale przełknąłem kilka kropel. Patrzyła na mnie na wpół rozbawiona, na wpół szydercza. Tak mi się przynajmniej zdawało. Zaczynało mnie drażnić to jej natarczywe, nazbyt bezceremonialne spojrzenie.
– Czy pani zajmowała się pogrzebem mojego szwagra? – spytałem.
– Przecież już panu wyjaśniłam, że nic nie wiedziałam o jego śmierci. Musiała mnie ubiec jakaś konkurencja.
Odniosłem takie wrażenie, jakby przy ostatnich słowach głos jej się trochę załamał. Zresztą mogło mi się to tylko zdawać. Wiedziony instynktem autora powieści kryminalnych pragnąłem widzieć w tej dziewczynie ciekawą, z punktu widzenia literackiego, postać. Przyznaję zresztą zupełnie szczerze, że interesowała mnie ona nie tylko z punktu widzenia pracy literackiej.
Rozmowa nasza toczyła się w dalszym ciągu, nie zmierzając jednak do żadnego konkretnego celu. W pewnym momencie doszedłem do przekonania, że sytuacja dojrzała już do tego, aby nadać jej charakter bardziej intymny. Podniosłem się więc, pochyliłem się nad piękną właścicielką zakładu pogrzebowego i chciałem ją pocałować. Odsunęła mnie jednak łagodnie, ale bardzo stanowczo.
– Czy nie uważa pan, że nazbyt szybko pragnie pan wejść w posiadanie spadku po szwagrze? – powiedziała.
Nie mam zwyczaju używać przemocy w stosunku do kobiet. A w tym wypadku daleki byłem od tego, żeby walczyć. Odsunąłem się więc spokojnie i, jak to się zwykle robi w podobnych sytuacjach, sięgnąłem po papierosa.
Patrzyła na mnie z drwiącym uśmiechem.
– Wy wszyscy, Polacy, jesteście tacy sami.
Nie zareagowałem. Ostatecznie w tym stwierdzeniu nie było nic obraźliwego. Zapaliłem papierosa i wypiłem spory łyk whisky.
Wstała. Wyciągnęła rękę na pożegnanie.
– Arrivederci. Życzę panu dobrej nocy.
– Czy zobaczymy się jeszcze kiedyś? – spytałem.
Podobała mi się bardzo. Nie chciałem stracić z nią kontaktu.
Uśmiechnęła się.
– Nie wiem. Może. Ciao.
Wyszła szybkim, zdecydowanym krokiem. Słyszałem, jak schodziła po schodach.
Stałem dłuższą chwilę i w zamyśleniu paliłem papierosa. Wróciłem na tapczan. O spaniu jednak nie było mowy. Wizyta dziwnej dziewczyny zupełnie wybiła mnie ze snu. Nie miałem pojęcia, czego ona właściwie chciała, po co przyszła. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wiadomość o śmierci Michała nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia. Zupełnie tak, jakbym jej powiedział, że Michał wyszedł na spacer. To, że była właścicielką zakładu pogrzebowego, niczego nie tłumaczyło. Przecież nawet kat przejmie się wiadomością o śmierci swego przyjaciela czy dobrego znajomego. A ona? Żadnego naturalnego w takiej sytuacji odruchu, żadnej reakcji, żadnego okrzyku zdziwienia czy zaskoczenia. Jak to? Przychodzi o dziesiątej wieczór do swego przyjaciela czy też bardzo dobrego znajomego, dowiaduje się, że facet umarł i nic? Nie zapytała się nawet, kiedy umarł i co było przyczyną śmierci. Coś się chyba za tym kryło, ale co? Powiedziała: „To się musiało tak skończyć”. Co to miało znaczyć? Czy przychodząc tu, wiedziała już o tym, że Michał nie żyje? Ale w takim razie dlaczegóż by udawała, że dopiero ja jej powiedziałem? Nie było przecież żadnego powodu. A jeżeli wiedziała, że Michał umarł, to po co przyszła, czego chciała? Czy była to tylko ciekawość? Czy chciała zobaczyć, jak wygląda szwagier Michała? Mało prawdopodobne. Po pewnym czasie tego rodzaju rozważań doszedłem do przekonania, iż nie zdołam rozszyfrować wizyty pięknej właścicielki zakładu pogrzebowego. Zrezygnowałem więc z dalszego analizowania tej sprawy i powróciłem do powieści Agathy Christie. Usiłowałem skupić się nad tym, co czytam, podkreślając słowa, których znaczenia niezupełnie rozumiałem. Mimo wszystko postanowiłem nie zaniedbywać nauki języka hiszpańskiego.
Jakżeż często życie ludzkie zależy od przypadku, od nic nieznaczącego, na pozór drobnego, codziennego zdarzenia.
I nie tylko życie jednostki, ale nieraz życie całych narodów, ba, całej ludzkości. Kto wie, jak by się potoczyły losy świata, gdyby w swoim czasie gęsi nie zagęgały na Kapitolu albo gdyby Napoleon nie chorował na żołądek pod Waterloo.
Gdyby ołówek nie upadł mi za tapczan, zapewne po upływie paru tygodni wróciłbym spokojnie do Polski. Ale ołówek zsunął mi się po kołdrze i właściwie od tego drobnego faktu wszystko się zaczęło.
Wstałem więc i odsunąłem tapczan od ściany. Sporo tam było kurzu. Najwidoczniej osoba, która sprzątała mieszkanie, nie zadawała sobie zbyt wiele trudu. Ołówek znalazłem, ale oprócz tego znalazłem również niewielką kartkę papieru. Już miałem ją zmiąć i wrzucić do popielniczki, kiedy spostrzegłem, że coś jest na niej napisane. Litery były krzywe, niewyraźne, СКАЧАТЬ