Название: Karaluchy
Автор: Ю Несбё
Издательство: PDW
Жанр: Криминальные боевики
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788324593323
isbn:
No to już po wszystkim, zdecydował. Ona o niczym nie wie. A gdyby miało się okazać, że te zdjęcia mają jakieś znaczenie dla sprawy, porozmawia z nią o tym później. Jeśli nie, spróbuje ją oszczędzić.
Spytał, od jak dawna się znali. Bez proszenia opowiedziała, że poznali się, kiedy Atle Molnes jako świeżo upieczony absolwent politologii przyjechał na Boże Narodzenie do domu, do Ørsta. Rodzina Molnesów była bardzo bogata, posiadała dwie fabryki mebli, a młody dziedzic stanowił doskonałą partię dla każdej dziewczyny we wsi, konkurencji więc nie brakowało.
– Ja byłam tylko Hilde Melle, z zagrody Mellegården. Ale byłam najładniejsza – powiedziała z tym samym cierpkim śmiechem. Nagle jednak po jej twarzy przemknął grymas bólu i czym prędzej podniosła szklankę do ust.
Harry nie miał żadnych problemów z wyobrażeniem sobie wdowy jako młodziutkiej piękności. Zwłaszcza że obraz właśnie się zmaterializował w rozsuniętych drzwiach na taras.
– Runa, moja droga, tutaj jesteś! Ten młody człowiek nazywa się Harry Hole, to śledczy z Norwegii, który pomoże odkryć, co spotkało ojca.
Dziewczyna ledwie zawadziła o nich wzrokiem i bez słowa przeszła na przeciwną stronę basenu. Miała ciemną cerę i oczy matki, a Harry ocenił jej wysmukłe ciało w obcisłym kostiumie kąpielowym na mniej więcej siedemnaście lat. Powinien to wiedzieć, przecież informację zamieszczono w raporcie, który dostał przed wyjazdem.
Byłaby idealną pięknością, podobnie jak matka, gdyby nie pewien szczegół, nieujęty przez sporządzającego raport. Kiedy dziewczyna okrążyła basen i zrobiła trzy powolne, pełne gracji kroki na trampolinie, jeszcze zanim złączyła nogi i uniosła się w niebo, Harry poczuł ściskanie w żołądku. Z prawego barku Runy zwisał cienki kikut, który nadawał ciału dziwacznej asymetrii, przywodzącej na myśl samolot z odstrzelonym skrzydłem, wirujący w nierównym salcie. Rozległ się jedynie cichy plusk, kiedy Runa przecięła zieloną taflę wody i zniknęła. Na powierzchnię z szumem wydobyły się banieczki powietrza.
– Runa trenuje skoki do wody – wyjaśniła zupełnie niepotrzebnie Hilde Molnes.
Harry wciąż nie mógł oderwać wzroku od miejsca, w którym zniknęła dziewczyna, kiedy jej postać wyłoniła się przy drabince basenowej po drugiej stronie. Wspięła się po stopniach, widział jej umięśnione plecy, słońce odbijające się w kroplach wody na skórze, lśniące w mokrych czarnych włosach. Kikut zwisał bezwładnie jak złamane skrzydełko kurczaka. Sortié odbyło się równie bezgłośnie jak entré. Dziewczyna bez słowa zniknęła w drzwiach do domu.
– Nie wiedziała, że pan tu jest – powiedziała Hilde Molnes przepraszająco. – Nie lubi, żeby obcy oglądali ją bez protezy. Rozumie pan?
– Rozumiem. Jak ona przyjmuje to, co się stało?
– Trudno stwierdzić. – Hilde Molnes wciąż patrzyła na drzwi, w których zniknęła córka. – Jest w takim wieku, że o niczym mi nie mówi. Nikomu innemu zresztą też, jeśli chodzi o ścisłość. – Podniosła szklankę. – Obawiam się, że Runa to bardzo niezwykła dziewczyna.
Harry wstał, podziękował za informacje i uprzedził, że jeszcze się odezwie. Hilde Molnes przypomniała, że nawet nie tknął wody. Ukłonił się wtedy i zaproponował, że może odłożą to do następnego razu. Uświadomił sobie, że chyba niezręcznie się wyraził, lecz ona mimo wszystko się roześmiała i jeszcze raz na pożegnanie uniosła szklankę.
Kiedy Harry szedł do bramy, na podjazd wjechało czerwone porsche kabriolet. Zanim samochód go minął i zniknął w cieniu przed domem, Harry zdążył jeszcze dostrzec jasne włosy, ciemne okulary Ray Ban i szary garnitur od Armaniego.
12
Komisarz Crumley nie było, kiedy Harry wrócił na komendę, ale Nho podniósł kciuk i powiedział „Tak jest”, gdy Harry uprzejmie poprosił go o skontaktowanie się ze spółką telekomunikacyjną i sprawdzenie wszystkich rozmów wychodzących i przychodzących na komórkę ambasadora w dniu zabójstwa.
Dochodziła już prawie piąta, kiedy udało mu się w końcu złapać Liz. Ponieważ było tak późno, zaproponowała, żeby spotkanie odbyło się na łodzi. Będą mogli obejrzeć kanały i, jak się wyraziła, „mieć z głowy zwiedzanie”.
W jednym z portów rzecznych zaproponowano im wynajęcie długiej łodzi za sześćset bahtów, ale gdy Crumley warknęła coś po tajsku, cena zaraz spadła do trzystu.
Popłynęli kawałek w dół Chao Phraya, zanim skręcili w jeden z wąskich kanałów. Drewniane chaty wyglądające tak, jakby mogły się rozpaść w każdej chwili, tkwiły wczepione w pale wbite w dno rzeki, zapachy jedzenia, kloaki i benzyny napływały falami. Harry miał wrażenie, że przepływa bezpośrednio przez salony mieszkających tam ludzi. Zajrzenie do wnętrza chat utrudniały jedynie rzędy roślin doniczkowych, ale nikt nie przejmował się intruzami, przeciwnie, machano im z uśmiechem.
Na jednym z pomostów siedziało trzech chłopców w krótkich spodenkach, jeszcze mokrych po wyjściu z mętnej brunatnej wody. Coś do nich wołali. Crumley dobrotliwie pogroziła im pięścią, a sternik się roześmiał.
– Co oni krzyczą? – zainteresował się Harry.
– Mâe chii. – Crumley pokazała na swoją głowę. – To znaczy matka kapłanka, czyli mniszka. Mniszki w Tajlandii golą głowy. Gdybym jeszcze miała białą szatę, z pewnością traktowaliby mnie z większym szacunkiem – roześmiała się.
– Ach tak? Wydawało mi się, że na brak szacunku nie możesz narzekać. Twoi ludzie…
– To dlatego, że i ja ich szanuję – przerwała mu. – I znam się na swojej robocie. – Odchrząknęła i splunęła za burtę. – Ale ciebie może to dziwi, ponieważ jestem kobietą.
– Nic takiego nie powiedziałem.
– Wielu obcokrajowców ogarnia zdumienie, kiedy widzą, że kobiecie udało się do czegoś dojść w tym kraju. Ale tu kultura macho nie rozpowszechniła się aż tak bardzo. Większym problemem jest dla mnie to, że jestem cudzoziemką.
Leciutki powiew wiatru odrobinę chłodził, poruszając wilgotne powietrze. Z kępy drzew dobiegała szeleszcząca piosenka cykad, a przed nimi na niebie wisiało takie samo krwawoczerwone słońce jak poprzedniego wieczoru.
– Co cię skłoniło, żebyś się tu przeniosła? – Harry domyślał się, że być może przekracza jakąś niewidzialną granicę, ale nie zamierzał się wycofywać.
– Moja matka jest Tajką – odpowiedziała Crumley po chwili. – Ojciec stacjonował w Sajgonie podczas wojny wietnamskiej i poznał ją w Bangkoku w sześćdziesiątym siódmym. – Roześmiała się i wsunęła sobie poduszkę pod plecy. – Matka twierdzi, że zaszła СКАЧАТЬ