Название: Krew to włóczęga
Автор: James Ellroy
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Полицейские детективы
Серия: Underworld USA
isbn: 978-83-8110-914-7
isbn:
Sam zarechotał.
– Więc może w tym szkopuł.
– Co to szkopuł? – spytał Santo. – Gadasz jak pedał.
Carlos spojrzał na Wayne’a. Carlos podniósł ręce i skierował je dłońmi w dół – spokojnie, powoli, powoli.
Santo zakasłał.
– Dobra, zmieńmy temat.
Sam zakasłał.
– Dobra, to może o polityce? Ja osobiście głosuję na Dicka.
Carlos zakasłał.
– A może nasza wyprawa zwiadowcza? Posłuchajmy o tym.
Sam przeszedł na XO.
– Byłem we wszystkich trzech miejscach. Jak dla mnie ciężko się zdecydować. Panama ma ten jebany kanał, a Dominikana ma jebany wyspowy wiatr. We wszystkich za sznurki pociągają prawicowi chłopcy, co jest najważniejsze. Moja przyjaciółka Celia jest z Dominikany, więc lobbuję za nią.
Carlos udał, że wali konia.
– Sam ochujał dla cipki.
Santo udał, że wali konia.
– Celia to, Celia tamto, Sam ma udar od wyspiarskiej dupki.
Sam się zarumienił. Carlos podniósł dłonie i opuścił je dłońmi do dołu – spokojnie, powoli, powoli.
Santo przeszedł na drambuie.
– Zespół operacyjny. Pogadajmy o tym. Jak już wybierzemy punkt, będziemy musieli wysłać tam jakichś ludzi.
Wayne zakasłał.
– Chcę wprowadzić Jean-Philippe’a Mesplède’a.
Carlos głośno przełknął. Santo głośno przełknął. Sam głośno przełknął. Każdy odwrócił wzrok w inną stronę. Mesplède wyruchał Carlosa w Sajgonie na interesie z herą. Najemnik pochodzenia francusko-korsykańskiego. Bojownik antycastrowski. W tamten weekend był w Dallas. Strzelał z trawiastego wzniesienia.
Sam westchnął.
– Przyznam, że to dobry wybór, ale mieliśmy z nim problemy.
– Słyszałem, że jest tu w Miami – powiedział Santo. – Gdziekolwiek robią jakieś gówno antyfidelowskie, Jean-Philippe na pewno tam jest.
– Czy tu właśnie zawsze się mówi „Co było, to było”? – spytał Sam.
Carlos napił się drambuie.
– Trzy nazwiska przychodzą mi do głowy. Mały ptaszek wciąż mi mówi, że Mesplède chce ich załatwić.
Bob Relya. Gaspar Fuentes. Miguel Diaz Arredondo.
Wieśniacki strzelec i dwóch kubańskich uchodźców. Część sajgońskiej kliki. Relya stanął po stronie Carlosa i zrobił w chuja Wayne’a i Mesplède’a. Relya dołączył do zespołu Memphis i kropnął doktora Kinga. Fuentes i Arredondo stali przeciwko Wayne’owi i przeciwko Mesplède’owi. Zeszłej wiosny zapadli się pod ziemię.
Santo westchnął.
– Przyznam, że to dobry wybór.
Sam westchnął.
– Wiem, że on mówi po hiszpańsku. „Co było, to było”? No nie wiem, wy mi powiedzcie.
– Ja go chcę – powiedział Wayne.
Santo napił się drambuie.
– Będzie chciał kropnąć tych gości.
– To twój wybór, Wayne – powiedział Carlos.
Wayne krążył po Małej Hawanie. Całodobowej, gorącej, pełnej robaków. Roje robaków, bombardowania robaków. Robaki większe niż Rodan i Godzilla. Robaki uderzały w szybę samochodu. Włączał wycieraczki i miażdżył je na sok. W Małej Hawanie było GORĄCO.
Krążył. Gapił się na akcję na chodniku. Sklepiki spożywcze, stoiska z owocami, sprzedawcy granity. Dystrybucja ulotek. Gówniarze z paczkami broszur, w koszulkach „Zabić Fidela”. Biura organizacji politycznych: Alpha 66, Venceremos, Batalion 17 kwietnia. Skręcił we Flagler Street i minął rząd domów. Co kilka sekund zerkał w lusterko wsteczne. Tak – znowu jest ten granatowy sedan, chowa się dwa samochody dalej.
Wcisnął gaz do dechy, cztery razy gwałtownie skręcił i znalazł miejsce do parkowania na Flaglerze. Zero granatowego sedana, dobra.
Wayne poszedł z buta. Garnitur od razu mu znowu oklapł. Przepychały się uliczne głupki. Dostrzegł dziwne spojrzenia – Ty nie Cubano, ty biały. Niebo wybuchło. Ale światła! Wayne znał źródło: fajerwerki na konwencji.
Ludzie stali i się gapili. Papowie podnosili dzieci do góry. Uliczna walka na pięści zamarła w pół ciosu.
Wayne patrzył. Koleś rozdający ulotki machał małą flagą. Wayne zerknął w okno kawiarni i zobaczył Jean-Philippe’a Mesplède’a.
Spojrzenia uciekły. Mesplède wstał i się ukłonił. Le grenouille sauvage – habillé tout en noir. Czarna koszula, czarna marynarka, czarne spodnie – le grand plus noir.
Wayne wszedł. Jean-Philippe go uściskał. Wayne wyczuł co najmniej trzy sztuki broni pod jego ubraniem.
Usiedli. Mesplède był w połowie piątego pernoda. Kelner przyniósł świeżą szklankę.
– Ça va, Wayne?
– Ça va bien, Jean-Philippe.
– Co cię sprowadza do Miami?
– Polityka.
– Par example, s’il vous plaít?
– Na przykład szukam ciebie.
Mesplède napiął ręce. Jego wytatuowane pitbulle warknęły i wyszczerzyły kły. Był francuskim eks-spadochroniarzem. Walczył w Algierii i pod Dien Bien Phu. Sprzedawał heroinę, gdziekolwiek pojechał.
Przeszli na francuski. Popijali pernod. Dookoła nich fajerwerki oświetlały okna. Odgrzewali Wietnam i swoje operacje. Mesplède przeklął Carlosa, le petit cochon. Wayne wspomniał dawne kochanki. Co było, to było. Carlos miał dla nich robotę. Pozwól, że ci opowiem.
Ça va, Wayne, niech będzie.
Wayne opisał plan z kasynami i wyłożył opcje terytorialne. Mesplède wspomniał o geopolityce Panamy, Nikaragui i Dominikany. Handel i rolnictwo. Obecni despoci, którzy dławią odmienne opinie i czerwoną reakcję. Wayne popijał pernoda i zrobił mu się w głowie wódkowo-językowy СКАЧАТЬ