Название: Porachunki
Автор: Yrsa Sigurðardóttir
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Триллеры
Серия: Freyja i Huldur
isbn: 978-83-8110-909-3
isbn:
Huldar ani Freyja nie skomentowali tego. Siedzieli w milczeniu, próbując ukryć odrazę. Tylko dla zaspokojenia własnej ciekawości ten człowiek wezwał chłopca do swojego gabinetu i próbował wyciągnąć od niego informacje o tym, co sprawia mu przykrość. Takie traktowanie raczej nie mogło pomóc temu dziecku i nietrudno było się domyślić, że to ono skłoniło matkę do podjęcia decyzji o zmianie szkoły. Ciszę przerwał Huldar.
– Czy przeniósł się do sąsiedniej szkoły? Wie pan, jak sobie tam radził?
– Och, nie. Jego rodzina się stąd wyprowadziła i straciłem z nimi kontakt. Zdaje się, że nigdzie nie mogli zagrzać miejsca. O ile wiem, w naszej okolicy też się pojawili wraz z rozpoczęciem tamtego roku szkolnego.
Może więc zmiana szkoły nie była skutkiem wypytywania chłopca o problemy rodzinne. Niezadowolenie z miejscowej szkoły często jest jednym z wielu powodów, dla których ludzie się przeprowadzają. Matka chłopca mogła dostać lepszą pracę w innej części miasta albo stracili miejsce zamieszkania. Jako samotna matka zapewne mieszkała w wynajętym, a najemcy nie mają najlepszej sytuacji w Islandii.
– Czy moglibyśmy zobaczyć tę opinię? – Freyja brzmiała pewnie, jakby miała prawo prosić.
– Niestety nie mogę na to pozwolić. Niemal na pewno tekst był oznaczony jako poufny, musiałbym więc pewnie uzyskać zgodę psychologa, który go sporządził. Najpierw jednak musiałbym go oczywiście odnaleźć, a nie jestem pewien, czy nadal trzymamy go w aktach.
– Może więc proszę mi podać nazwisko tego psychologa.
– Oczywiście, to będzie najprostsze rozwiązanie. Zaoszczędzi mi grzebania w dokumentach. Jestem zawalony robotą, jak się państwo mogą domyślać.
Huldar jednak nie dostrzegł żadnych objawów zapracowania. Biurko dyrektora było puste, a jego telefon nie odezwał się ani razu, odkąd weszli do gabinetu.
Dyrektor spojrzał na monitor.
– Na szczęście trzymam kopię każdego służbowego maila, który otrzymuję. Archiwizuję je chronologicznie, co ułatwia przeszukiwanie – oznajmił, po czym zaczął poruszać myszką tam i z powrotem, wystukując coś na klawiaturze i mrucząc pod nosem. – Jak ona się nazywała? Gudlaug? Gudný? – Zdawał się mówić do siebie, nagle jednak odwrócił głowę do swoich gości. – Jeśli dacie mi państwo minutkę, odnajdę to nazwisko. Zapewne też samą opinię, której oczywiście nie będę mógł przekazać. W każdym razie na pewno powinniście państwo z nią porozmawiać. Jeśli dobrze pamiętam, miała do czynienia z Thrösturem już wcześniej, gdy był młodszy. Nasz wniosek czekał wtedy trochę na realizację, ponieważ ta konkretna psycholog upierała się, że sprawa musi trafić akurat do niej. Na pewno więc będzie wiedziała o nim znacznie więcej niż ja. – Znów się odwrócił do komputera. – Gdzie jest ten mail?
– Proszę się nie śpieszyć. Mamy dużo czasu – zapewnił go Huldar. Na pewno była to prawda, jeśli chodziło o niego, ale przypuszczał, że Freyja miała tak samo. Gdy w końcu się do niej dodzwonił wczoraj po południu, bardzo chętnie przyjęła propozycję wspólnej wizyty w szkole, a ponieważ nie starała się ukryć, że jego towarzystwo jej nie odpowiada, to musiało chodzić o Thröstura, nie o niego. Starał się złapać jej spojrzenie, ale uparcie odwracała wzrok. Gapił się więc na nią, zdecydowany udowodnić, że nie cierpi na nadpobudliwość ruchową. I nie miał z tym trudności: piękny profil Freyi był miły dla oka, a dodatkową przyjemność sprawiała mu świadomość, że Freyja niespokojnie kręci się pod jego spojrzeniem.
– Ha! Jest! – Dyrektor zerknął na nich. – Mierzyliście czas? Ile mi to zajęło?
Huldar oderwał oczy od Freyi.
– Eee… nie. Ale był pan naprawdę szybki.
Huldar nie miał wątpliwości, że dyrektor szkoły to dziwak, nie na miarę Thröstura Agnesarsona, ale jednak dziwak. Możliwe, że był to skutek tylu lat pracy z dziećmi, które uczył, a często i wychowywał w zastępstwie rodziców, dysponując ograniczonymi środkami do wymuszania dyscypliny. Huldar z pewnością by oszalał, gdyby musiał utrzymywać porządek publiczny, nie mając do dyspozycji całej siły prawa i wymiaru sprawiedliwości.
– Sólveig Gunnarsdóttir, tak się nazywała ta kobieta.
Freyja nie zanotowała. Może miała świetną pamięć, ale Huldar wiedział, że jemu to nazwisko wyleciałoby z pamięci, jeszcze zanim wyszliby ze szkoły.
– Chcesz, żebym zanotował? – zapytał.
– Nie ma potrzeby. Znam ją. Współpracuje z Izbą Dziecka – odpowiedziała, nadal nie chcąc na niego spojrzeć.
Dyrektor szkoły klasnął w dłonie.
– Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! Rozumiem, że sprawę mamy załatwioną. Czy może jest coś jeszcze?
– Chciałby pan dostać z powrotem oryginał tego listu? Wspominał pan, że zawartość kapsuły czasu trafi na wystawę, a mnie ten list nie będzie już potrzebny. – Huldar położył niepodpisany list Thröstura na blacie biurka i przesunął w stronę dyrektora. Ten się odsunął, jakby papier był radioaktywny.
– Mój Boże, nie! Dziękuję bardzo! Coś takiego nie może trafić na naszą wystawę. Oszalał pan? Proszę sobie wziąć ten anonim i wyrzucić albo co tam robicie z dowodami, które przestały mieć znaczenie. Przypuszczam, że nie pokażemy także listu, który Thröstur podpisał.
Huldar wzruszył ramionami i wziął list z powrotem.
– Kiedy jest wystawa?
– Otwarcie w przyszłym tygodniu. Obecnie rozwieszamy na ekspozycji listy, w tym kserokopie otrzymane z Ameryki. Będzie wiele zabawy. Przynajmniej dla tych młodych ludzi, którzy dziesięć lat temu je pisali. Wszyscy zostali zaproszeni na otwarcie.
– Thröstur też? – Głos Freyi był lodowaty. – Nie zdziwi się, że nie ma jego listu? Tego podpisanego?
– On nie dotrwał do końca semestru. Zaprosiłem uczniów według stanu na koniec tamtego roku szkolnego.
Długie palce dyrektora ułożyły się w daszek. Dewiza szkoły „Edukacja dla wszystkich i na miarę każdych możliwości” najwidoczniej nie obowiązywała w tym przypadku.
СКАЧАТЬ