Anioły i demony. Дэн Браун
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Anioły i demony - Дэн Браун страница 35

Название: Anioły i demony

Автор: Дэн Браун

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7508-804-5

isbn:

СКАЧАТЬ mnie dotknąć.

      Teraz z kolei strażnik obrzucił ją wzrokiem, który miał ją zastraszyć, ale ona nawet nie mrugnęła.

      – Co to jest? – spytał, wskazując wybrzuszenie w kieszeni jej szortów.

      Sięgnęła do kieszeni i wręczyła mu płaski telefon komórkowy. Wziął go, włączył, poczekał, czy odezwie się sygnał, a upewniwszy się, że to rzeczywiście telefon, oddał jej go z powrotem. Vittoria wsunęła go ponownie do kieszeni.

      – Proszę się obrócić – polecił.

      Wykonała polecenie, rozkładając ręce na boki i wykonując pełen obrót pod bacznym spojrzeniem strażnika. Langdon sam zdążył zaobserwować, że dopasowane szorty i bluzka dziewczyny nie wybrzuszają się nigdzie, gdzie nie powinny. Najwyraźniej strażnik doszedł do tego samego wniosku.

      – Dziękuję. Proszę za mną.

      Wirnik helikoptera był przez cały czas włączony. Kiedy podeszli, Vittoria pierwsza wsiadła do kabiny, nawet specjalnie się nie schylając, gdy przechodziła pod wirującymi śmigłami. Langdon zatrzymał się na chwilę.

      – Żadnych szans na samochód? – zwrócił się na poły żartobliwie do gwardzisty, który właśnie się sadowił w fotelu pilota.

      Nie doczekał się odpowiedzi.

      Zdawał sobie sprawę, że biorąc pod uwagę styl jazdy rzymskich kierowców, helikopter jest zapewne bezpieczniejszy. Wziął zatem głęboki oddech i, ostrożnie schylając się, wsiadł do maszyny.

      Zanim wystartowali, Vittoria zawołała do pilota:

      – Czy udało wam się odnaleźć pojemnik?

      Mężczyzna spojrzał na nią przez ramię z zaskoczeniem na twarzy.

      – Co takiego?

      – Pojemnik. Przecież dzwoniliście do CERN-u w sprawie naszego pojemnika?

      Strażnik wzruszył ramionami.

      – Nie mam pojęcia, o czym pani mówi. Jesteśmy dziś bardzo zajęci. Komendant polecił mi was przywieźć. Nic więcej nie wiem.

      Vittoria i Langdon wymienili zaniepokojone spojrzenia.

      – Proszę zapiąć pasy – polecił pilot, gdy silnik zwiększył obroty.

      Langdon zrobił, co mu kazano, ale miał wrażenie, że niewielka kabina jeszcze bardziej się kurczy. Potem maszyna z rykiem poderwała się w górę i skręciła ostro na północ, w kierunku Rzymu.

      Rzym… caput mundi, gdzie niegdyś rządził Juliusz Cezar, gdzie ukrzyżowano świętego Piotra. Kolebka współczesnej cywilizacji. A w samym jej środku… tykająca bomba.

      Rozdział 33

      Z powietrza Rzym wyglądał jak ogromny labirynt starożytnych ulic wijących się wokół budynków, fontann i rozsypujących się ruin.

      Helikopter leciał nisko, przedzierając się na północny zachód przez gęstą warstwę smogu produkowanego przez leżące pod nimi, zatłoczone miasto. Langdon przyglądał się motorowerom, autokarom i zastępom miniaturowych fiatów, okrążającym ronda i rozjeżdżającym się we wszystkich kierunkach. Koyaanisqatsi, pomyślał, przypominając sobie określenie Indian Hopi na „życie pozbawione równowagi”.

      Vittoria siedziała w milczeniu na fotelu przed nim.

      Śmigłowiec ostro się przechylił.

      Langdon poczuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła, i czym prędzej spojrzał dalej przed siebie. Jego wzrok natknął się na ruiny rzymskiego Koloseum. Nieraz myślał sobie, że to doskonały przykład ironii dziejów. Obecnie traktowane jest jako symbol rozwoju ludzkiej kultury i cywilizacji, a przecież zbudowano je jako stadion, na którym odbywały się setki barbarzyńskich rozrywek. Głodne lwy rozrywały na strzępy jeńców, zastępy niewolników walczyły ze sobą aż do śmierci, dokonywano zbiorowych gwałtów na kobietach przywożonych z odległych egzotycznych krajów, a także publicznych egzekucji i kastracji. Zabawne, że właśnie Koloseum posłużyło jako wzorzec harwardzkiego Soldier Field – boiska do gry w futbol. A może właśnie był to idealny wybór, gdyż na tym boisku każdej jesieni odżywają starożytne barbarzyńskie tradycje – tłumy kibiców domagają się rozlewu krwi, gdy Harvard pokonuje Yale.

      Kiedy helikopter skręcił na północ, Langdon przyjrzał się Forum Romanum – sercu przedchrześcijańskiego Rzymu. Niszczejące kolumny wyglądały jak poprzewracane nagrobki na cmentarzu, którego jakimś cudem nie wchłonęła otaczająca metropolia.

      Na zachodzie płynął Tyber opasujący miasto ogromnym łukiem. Nawet z tej wysokości widać było, że rzeka jest bardzo głęboka. Rwący nurt miał brązowy kolor i niósł ze sobą pianę i szlam po ostatnich ulewnych deszczach.

      – Teraz już prosto – oznajmił pilot, wznosząc wyżej maszynę.

      Vittoria i Langdon wyjrzeli przez okno i wówczas ją dostrzegli.

      Z mgły wynurzała się ogromna kopuła Bazyliki Świętego Piotra.

      – Trzeba przyznać, że to się Michałowi Aniołowi udało – zauważył Langdon.

      Nigdy wcześniej nie widział bazyliki z lotu ptaka. Marmurowa fasada płonęła ogniem w popołudniowym słońcu. Ozdobiona stu czterdziestoma posągami świętych, męczenników i aniołów, budowla zajmowała obszar szerokości dwóch boisk futbolowych i długości aż sześciu. Ogromne wnętrze świątyni mogło pomieścić jednocześnie sześćdziesiąt tysięcy wiernych, czyli ponad sto razy więcej, niż liczyła ludność Watykanu, najmniejszego państwa na świecie.

      A jednak, co niesamowite, nawet budynek tej wielkości nie przytłaczał rozciągającego się przed nim placu. Wyłożony granitem plac Świętego Piotra zadziwiał ilością otwartej przestrzeni w tak ciasno zabudowanym mieście jak Rzym. Ogromny owalny plac ograniczały dwieście osiemdziesiąt cztery kolumny ustawione w formie czterech koncentrycznych łuków, odchodzących od głównego wejścia do bazyliki… architektoniczna trompel’oiel, zastosowana, by zwiększyć wrażenie wspaniałości placu.

      Wpatrując się w majestatyczną świątynię, zastanawiał się, co pomyślałby o niej święty Piotr, gdyby mógł ją zobaczyć. Poniósł makabryczną śmierć, powieszony na krzyżu do góry nogami w tym właśnie miejscu. Teraz spoczywał w najświętszym z grobowców, pochowany pięć pięter pod ziemią, bezpośrednio poniżej kopuły bazyliki.

      – Watykan – oznajmił pilot, nie siląc się na grzeczny ton.

      Langdon spojrzał na piętrzące się przed nim kamienne bastiony – niemożliwe do pokonania fortyfikacje otaczające cały kompleks… zadziwiająco ziemska ochrona świata duchowej tajemnicy, władzy i sekretów.

      – Spójrz – zawołała nagle Vittoria, chwytając go za ramię. Wymachiwała gwałtownie ręką w kierunku СКАЧАТЬ