Название: Anioły i demony
Автор: Дэн Браун
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7508-804-5
isbn:
– Jedźcie… – dobiegł go jeszcze świszczący głos spod maski. – Jedźcie… zadzwońcie… – W tym momencie sanitariusze ruszyli.
Vittoria stała jak przymurowana do podłogi, patrząc w ślad za wózkiem. Potem odwróciła się do Langdona.
– Do Rzymu? Ale… o co chodziło z tą Szwajcarią?
Langdon położył jej dłoń na ramieniu i wyszeptał:
– Szwajcarska gwardia papieska. Armia watykańska.
Rozdział 31
Samolot kosmiczny X33 wystartował z rykiem silników i skręcił na południe w kierunku Rzymu. Znajdujący się na jego pokładzie Langdon siedział w milczeniu. Prawie nic nie pamiętał z wcześniejszych piętnastu minut. Teraz, kiedy skończył opowiadać Vittorii o iluminatach oraz ich przysiędze skierowanej przeciwko Watykanowi, zaczęła do niego docierać powaga sytuacji, w jakiej się znalazł.
Co ja, u diabła, robię? Trzeba było wracać do domu, gdy miałem jeszcze szansę. Jednak w głębi ducha dobrze wiedział, że nigdy nie miał takiej szansy.
Rozwaga podpowiadała mu, wręcz krzyczała, żeby natychmiast wracał do Bostonu. Niemniej zaskoczenie, które przeżywał jako naukowiec, skłaniało go do postępowania wbrew rozsądkowi. Cała jego dotychczasowa wiedza, na której opierał przekonanie, że iluminaci już dawno przestali istnieć, zaczynała wyglądać jak doskonały kamuflaż. Jakaś część jego umysłu domagała się dowodów. Potwierdzenia. Poza tym była jeszcze kwestia sumienia. Skoro Kohler był w takim złym stanie, nie mógł pozostawić Vittorii samej sobie. A jeśli jego wiedza o bractwie mogła jej pomóc, miał moralny obowiązek jechać razem z nią.
Jednak chodziło o coś jeszcze. Wprawdzie wstyd mu było się do tego przyznać, ale kiedy dowiedział się o miejscu przechowywania antymaterii, przerażenie, które go w pierwszej chwili ogarnęło, dotyczyło nie tylko losu ludzi w Watykanie, ale również czegoś więcej.
Sztuki.
Największa na świecie kolekcja dzieł sztuki spoczywała obecnie na bombie zegarowej. W Muzeach Watykańskich znajdowało się sześćdziesiąt tysięcy bezcennych eksponatów w tysiąc czterystu siedmiu salach – Michał Anioł, Leonardo da Vinci, Botticelli. Zastanawiał się nawet przez chwilę, czy w razie konieczności jest możliwe ewakuowanie tych dzieł. Wiedział jednak, że te rozważania są bez sensu. Wiele z nich to rzeźby ważące po kilka ton. Nie mówiąc już o tym, że wśród największych skarbów są również perły architektury – Kaplica Sykstyńska, Bazylika Świętego Piotra, słynne spiralne schody Michała Anioła prowadzące do Musei Vaticani – bezcenne testamenty ludzkiego twórczego geniuszu. Langdon był ciekaw, ile czasu pozostało do wybuchu pojemnika.
– Dziękuję, że pan ze mną jedzie – odezwała się cichym głosem Vittoria.
Podniósł wzrok, wyrwany z zamyślenia. Siedziała po drugiej stronie przejścia między siedzeniami. Nawet w ostrym świetle lamp fluorescencyjnych emanowała opanowaniem, niemal magnetyczną integralnością. Jej oddech stał się teraz głębszy, jakby obudził się w niej instynkt samoobrony… pragnienie sprawiedliwości i ukarania winnych, podsycane miłością córki do ojca.
Vittoria nie miała nawet czasu się przebrać i była tylko w szortach i bluzce bez rękawów. W chłodnym wnętrzu kabiny jej śniade nogi pokryły się gęsią skórką. Na ten widok Langdon odruchowo zdjął marynarkę i zaproponował, żeby ją włożyła.
– Amerykańska rycerskość? – zażartowała, oczami wyrażając podziękowanie.
Samolotem nagle zakołysało, gdy wpadł w turbulencję, a Langdon poczuł ukłucie lęku. Pozbawiona okien kabina wydała mu się okropnie ciasna, więc próbował sobie wyobrazić, że znajduje się na otwartej przestrzeni. Po chwili uświadomił sobie kryjącą się w tej metodzie ironię. Przecież był na otwartej przestrzeni, kiedy to się zdarzyło. Przytłaczająca ciemność. Starał się wyrzucić to wspomnienie z myśli. Stara historia.
Vittoria przez cały czas go obserwowała i w końcu spytała:
– Czy wierzy pan w Boga, panie Langdon?
To pytanie go zaskoczyło. Powaga w jej głosie była nawet bardziej rozbrajająca niż sama treść pytania. Czy wierzę w Boga? Liczył na jakieś lżejsze tematy w czasie tej podróży.
Duchowy paradoks. Tak mówią o mnie przyjaciele. Chociaż od lat zajmował się badaniami religii, nie był człowiekiem religijnym. Czuł szacunek wobec mocy wiary, dobroczynności kościołów i siły, jaką religia dawała tak wielu ludziom… jednak konieczność odłożenia na bok intelektualnych wątpliwości, co musiałby zrobić, jeśli prawdziwie zamierzał „wierzyć”, okazywała się zawsze zbyt wielką przeszkodą dla jego akademickiego umysłu.
– Chciałbym wierzyć – usłyszał własny głos.
– To dlaczego pan nie wierzy? – W głosie Vittorii nie było osądu ani prowokacji.
Zaśmiał się krótko.
– No, cóż, to nie takie proste. Żeby posiadać wiarę, trzeba wierzyć w rzeczy niemożliwe do sprawdzenia, zaakceptować istnienie cudów, niepokalanego poczęcia i boskiej interwencji. Poza tym są jeszcze kodeksy postępowania. Czy weźmiemy pod uwagę Biblię, Koran czy Torę… wszędzie znajdziemy podobne wymagania i podobne kary. Według nich, kto nie żyje zgodnie z odpowiednimi zasadami, pójdzie do piekła. Nie potrafię wyobrazić sobie Boga, który by w taki sposób rządził.
– Przypuszczam, że nie pozwala pan swoim studentom tak bezwstydnie uchylać się od odpowiedzi na pytania.
Jej uwaga całkowicie go zaskoczyła.
– Słucham?
– Panie Langdon, nie pytałam pana, czy wierzy pan w to, co ludzie mówią o Bogu. Pytałam, czy wierzy pan w Boga. To jest różnica. Pismo Święte to opowieści… legendy i fakty historyczne opisujące ludzkie dążenie do zrozumienia własnej potrzeby nadania życiu znaczenia. Nie proszę pana o wyrażenie opinii na temat literatury, tylko pytam, czy wierzy pan w Boga. Kiedy leży pan pod niebem usianym gwiazdami, czy ma pan poczucie świętości, czy czuje pan w głębi serca, że patrzy pan na dzieło Boga?
Langdon zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
– Jestem zbyt wścibska – przeprosiła go.
– Nie, ja tylko…
– Z pewnością dyskutuje pan o kwestiach wiary ze swoimi studentami.
– Nieustannie.
– I zapewne odgrywa pan rolę adwokata diabła, podsycając dyskusję.
Langdon nie mógł powstrzymać uśmiechu.
– Pani też musi być nauczycielką.
– Nie, ale uczyłam się od mistrza. Mój ojciec potrafiłby kłócić СКАЧАТЬ