Szkoła Bogów. Бернар Вербер
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szkoła Bogów - Бернар Вербер страница 25

Название: Szkoła Bogów

Автор: Бернар Вербер

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-7999-412-0

isbn:

СКАЧАТЬ w toalecie, z nie ukończoną książką u stóp. Po raz kolejny rodzic powiedział mu: „Chociaż po mojej śmierci pokaż, że jesteś mnie godny”. I znowu się okazało, że nie potrafi pójść w jego ślady. Rozumiem, czemu nas, a przede wszystkim mnie, obarcza odpowiedzialnością. Zostawiwszy Raoula, wiążemy dalej trzciny, gdy nagle dostrzegamy gryfa. Dziwne stworzenie ze skrzydłami nietoperza, orlim dziobem i ciałem lwa. Szybko dobywamy nasze ankh, gotowi strzelić i uciekać. Jednak zwierzę zdaje się nie żywić wobec nas wojennych zamiarów. I nie wydaje żadnego krzyku, mogącego zaalarmować centaury. W końcu w geście przyjaźni kładzie swą głowę na mojej szyi i wtedy widzę, że stworzenie ma zeza. Tak jak Lucien Dupres! Czyżby to był on?

      Ale gryf to niejedyna chimera, którą przyszło nam ujrzeć. Jedna z syren wynurza się z wody i wyciąga ręce w stronę Raoula, który cofa się przerażony. Chce mu coś powiedzieć, lecz z jej mięsistych warg wydobywa się tylko smutna pieśń. Zmieszany Raoul zastyga w bezruchu. Ogarnia mnie niejasne przeczucie, które za chwilę przeradza się w pewność. Skoro zezowaty gryf to kolejne wcielenie Luciena Dupresa, zatem zabiegająca o Raoula syrena może być nową postacią jego ojca, Francisa. To by znaczyło, że wyrzuceni lub ukarani uczniowie zostają zamienieni w chimery. A więc mamy wytłumaczenie…

      Centaury, cherubinki, satyry, wszystkie te dziwne stworzenia to najprawdopodobniej byli uczniowie, którym się nie udało. Stali się niemi. Pozostaje jedno pytanie: czy ich przemiana związana jest z miejscem, w którym się wtedy znajdowali ? Lucien Dupres uciekł do lasu, więc stał się gryfem. Francis jest dziś syreną, ponieważ zginął w rzece. Także dawna osobowość odgrywa pewną rolę, ponieważ właśnie usiadł koło nas sympatyczny lirogon, wyśpiewując swe melodyjne trele. Claude Debussy? To dlatego centaury tak szybko zabierają ofiary. Nie chcą, żebyśmy widzieli ich metamorfozę i aby tajemnica wyszła na jaw.

      Edmond Wells śmiało głaszcze lwią grzywę gryfa, który mu na to pozwala. Koło Raoula nadal zawodzi syrena.

      Marilyn też zrozumiała:

      – Raoul – woła – uściskaj tę syrenę! To twój ojciec.

      Syrena potakująco kiwa głową. Raoul nieruchomieje, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy, potem zbliża się nieśmiało do kobiety-ryby, a ta wyciąga do niego ręce. Trudno mu zobaczyć swojego ojca w tej istocie o delikatnych kobiecych rysach, której długie, mokre włosy opadają aż na piersi… Jego ojciec, zamieniony w to dziwne stworzenie, bierze go za rękę i ciągnie w naszą stronę, aby pomógł w budowie statku.

      – Ależ, ojcze…

      Syreni śpiew nakazuje mu być posłusznym.

      – Twój ojciec wie, co robi – mówi Freddy. – Jeśli chodzi o nas, nadal jesteś mile widziany.

      – Wszyscy razem – przypomina Marilyn. – „Z miłością do szpady, z humorem do tarczy”.

      Po krótkim wahaniu Raoul skanduje z nami to dawne zawołanie. Jego zachmurzona twarz rozjaśnia się. Ściskamy się. Jestem szczęśliwy, że odzyskałem przyjaciela.

      Pod przyjaznym spojrzeniem gryfa, syreny i lirogona praca idzie szybciej.

      Kiedy o drugiej w nocy wstaje kolejne słońce, nasza łódka jest gotowa. Spuszczamy ją na wodę i po kolei zajmujemy w niej miejsca. Zamiast wioseł używamy długich gałęzi. Francis Razorback pomaga nam, popychając łódź silnymi rękami oraz masywną płetwą ogonową.

      Czy pozostałe syreny śpią? Lekki prąd ściąga nas w prawą stronę. Lecz dzięki naszym wiosłom nie pozwalamy mu się porwać. Uderzając w fale, z uwagą obserwujemy mętną wodę.

      Nagle z głębin wyłania się jakaś dłoń. Mam tylko tyle czasu, by krzyknąć:

      – Uwaga!

      I już zewsząd pojawiają się kobiece dłonie, wyrastając jak lilie wodne. Chwytają nasze wiosła, próbując nas wciągnąć pod wodę. Puszczamy gałęzie. Raoul wyjmuje ankh i ustawia przycisk D. Strzela w wodę, lecz na powierzchni nie ma już ani jednej rzecznej stwory.

      Dwie syreny chwytają Francisa Razorbacka i wciągają pod wodę, by nam nie pomagał.

      Nagle czujemy jakiś ruch pod tratwą. Próbują nas przewrócić. Strzelamy z naszych ankh, lecz nie możemy ich dosięgnąć.

      W końcu rozkołysana tratwa przewraca się. Wpadamy do wody.

      Tonę, ale udaje mi się wypłynąć. Patrzę, do którego brzegu mam szansę dotrzeć. Bliżej jest ten, z którego wyruszyliśmy.

      Moi towarzysze analizują to samo.

      Syreny już zaczynają swoje polowanie.

      Jedna z nich łapie mnie za piętę i ciągnie z całej siły. Moje ciało zanurza się. Walczę. Zostanę zamieniony w syrenę.

      Nagle piorun uderza w trzymającą mnie rękę.

      Syrena mnie puszcza.

      Poza wodą działanie ankh jest skuteczne, więc siedzącej na drzewie Macie Hari udaje się dosięgnąć celu.

      – Pospieszcie się! – woła.

      Pioruny uderzają w ręce syren. Nie ranią ich, ale zaskoczone uderzeniami złowrogie stworzenia puszczają nas i uciekają z przeraźliwym krzykiem.

      Ledwie zipiąc, dopływamy do brzegu. Tancerka podaje nam dłoń, pomagając wyjść z wody.

      – Dziękuję – mówię.

      – Nie ma za co – odpowiada. – Wasz pomysł był dobry, ale myślę, że aby dotrzeć na drugi brzeg, potrzeba czegoś bardziej stabilnego niż tratwa. Mam pomysł, lecz samej nie uda mi się go zrealizować. Czy mogę dołączyć do waszej grupy?

      – Od tej chwili proszę się uważać za teonautkę – oświadcza Edmond Wells.

      Ja jednak podejrzliwie spoglądam na Matę Hari. Jak długo nas śledziła? Na próżno usiłuję odgadnąć coś z jej twarzy. Nic nie mogę wyczytać w jej jasnym spojrzeniu.

      35. ENCYKLOPEDIA: LUSTRO

      W spojrzeniu innych szukamy najpierw naszego własnego odbicia.

      Po raz pierwszy w spojrzeniu rodziców. Potem w spojrzeniu przyjaciół.

      Potem zaczynamy szukać tego jedynego lustra. A to znaczy, że wyruszamy na poszukiwanie miłości, lecz tak naprawdę chodzi raczej o poszukiwanie własnej tożsamości. Miłość od pierwszego wejrzenia to jak odnalezienie „dobrego lustra”, bo widzimy w nim zadowalające odbicie nas samych. Wtedy próbujemy być w zasięgu wzroku drugiej osoby. I nastaje ta magiczna chwila, gdy dwa równoległe lustra wysyłają do siebie miłe obrazy. Zresztą, wystarczy postawić dwa lustra naprzeciw siebie, by zobaczyć, jak setki razy w nieskończonej perspektywie odbijają ten sam obraz. Podobnie odnalezienie „dobrego lustra” czyni z nas istoty złożone, otwierając przed nami nieskończone horyzonty.

      Ale dwa lustra nie pozostają nieruchome. Zakochani rosną, dojrzewają, rozwijają się.

      Początkowo СКАЧАТЬ