Название: Zemsta i przebaczenie Tom 2 Otchłań nienawiści
Автор: Joanna Jax
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7835-585-4
isbn:
– No i zostanie w rodzinie – zarechotał „Diamentowa Rączka” i chwycił metalową skrzyneczkę.
– Te rzeczy to ważne pamiątki, a wy niewiele na nich zarobicie w dzisiejszych czasach. – Chełmicki próbował chronić swoje dziedzictwo.
„Diamentowa Rączka” zawahał się przez moment, ale Emil spojrzał na niego wymownie i Franek włożył skrzyneczkę do plecaka. Antoni zakrył twarz rękoma i powiedział:
– To niemożliwe, po prostu niemożliwe, żebyś był moim synem.
– Idź, dogonię cię – warknął Lewin do Franka, po czym podszedł do murowanego kominka i wziął do ręki portretowe zdjęcie Antoniego Chełmickiego, oprawione w pozłacaną ramkę, a potem spojrzał w wiszące nad kominkiem ogromne kryształowe lustro. Uśmiechnął się triumfalnie i odrzekł z nutą złośliwości w głosie: – Nie łudź się, tato. Popatrz, jacy jesteśmy podobni. I wiesz co, nie tylko z wyglądu. Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny. Jesteśmy mistrzami pozorów i gnijącej destrukcji. Doskonale umiemy maskować podłość, bo jesteśmy cwani i potrafimy pod płaszczykiem kultury i moralności ukrywać cynizm i pogardę dla innych. Wiem, tato, to boli, patrzyć na swojego syna niczym w lustrzane odbicie i widzieć wszystko, co w nas najgorsze. Myślę, że nigdy byśmy się nie porozumieli, bo jesteśmy zbyt do siebie podobni.
Emil Lewin odstawił delikatnie fotografię i wycelował pistolet w stronę ojca. Nie zobaczył w jego oczach lęku, ale pogardę i nienawiść. Nie tego się spodziewał. Lewin mógł w tym momencie jednym pociągnięciem za spust zakończyć tę wojnę między nimi, ale patrząc na starego Chełmickiego, wiedział, że wtedy przegrałby, bo nie doczekałby się tego, na czym mu zależało – błagania o litość, próśb o wybaczenie czy łez. Antoni nie bał się śmierci i nawet wycelowana w niego lufa pistoletu nie była w stanie rzucić go na kolana. Jedyna rzecz, jaka mogła sprawić, że Chełmicki będzie się przed nim płaszczył, to zagrożenie dla jego drugiego syna, jego oczka w głowie, Juliana Chełmickiego.
– Strzelaj, no, na co czekasz? Tchórz cię obleciał? Ja bym strzelił. No dalej, synu – szydził Antoni.
Lewin opuścił broń.
– Nie strzeliłbyś, podobnie jak nie doniesiesz na mnie, że cię okradłem. Nie zrobisz nic, bo jesteś na to zbyt dumny. Zresztą wiedziałbyś wtedy, że przegrałeś. A my jeszcze ze sobą nie skończyliśmy… – powiedział ostro Emil.
– Masz rację, nie doniosę na ciebie. I tak jesteś na najlepszej drodze, żeby skończyć w więzieniu. Zapewne tam trafisz, z moją pomocą czy bez, ale nie chcę do tego przykładać ręki. Ale ostrzegam cię: jeśli podniesiesz rękę na Juliana, poświęcę cały swój majątek, żeby cię zniszczyć. To są nasze sprawy, Julian nie ma z tym nic wspólnego. Nie masz powodu, żeby go nienawidzić – spokojnie przemawiał Antoni, chcąc odwieść Emila od prób zaszkodzenia Julianowi. W istocie, mieli pewne cechy wspólne. Jeśli wyznaczyli sobie cel, nie spoczęli, dopóki nie dopięli swego.
Lewin wyszedł z domu Chełmickiego i podążył w kierunku Wierzbowej Drogi, gdzie czekał na niego Franek. Cały trząsł się w środku. Okłamał ojca i próbował oszukiwać siebie. Nie strzelił, bo nie był w stanie. Bez względu na urazy, jakie w sobie nosił, nienawiść, którą pielęgnował latami niczym najczulszy rodzic swoje dziecko, nie potrafił popełnić tej zbrodni. Nie czuł wyrzutów sumienia, gdy pozbawił życia Ignacego Lewina, który go wychował, ani starego hrabiego Niechowskiego czy wreszcie pejsaka Mozela, nieczułego na los Hanki, ale tym razem jakaś nieznana siła kazała mu odłożyć broń i pozostawić przy życiu człowieka, którego obwiniał o wszystko, co złego wydarzyło się w jego życiu.
6. Berlin, 1941
Alicja Rosińska, ubrana w elegancki, ciemny płaszcz i niewielki zielony kapelusik, który podkreślał zieleń jej oczu, przemierzała dzielnicę Mitte, udając, że ugina się pod ciężarem ogromnej walizki, którą niosła. Miała nadzieję, iż żaden uczynny dżentelmen nie zechce jej wyręczyć w tej czynności, bo bagaż był pusty i lekki, co mogło wzbudzić podejrzenia. Gdy poprzedniego popołudnia szła z dworca do niewielkiego hotelu, gdzie zatrzymała się na nocleg, jej walizka była jeszcze wypełniona ubraniami i przyborami toaletowymi, teraz jednak została opróżniona, by wypłacone z Dresdner Banku pieniądze zmieściły się w bagażu. Pozostawiła jedynie jedwabny szlafrok, którym zamierzała przykryć pliki banknotów. Oczywiście, gdyby ktoś zechciał skontrolować jej walizkę, mógł jedynie odchylić rąbek szlafroka, by stwierdzić, że ta elegancka kobieta wcale nie ma w walizce garderoby, ale Alicji ów kawałek materiału dawał złudzenie względnego bezpieczeństwa.
Kilkanaście metrów za nią szedł Wiktor, udający znudzonego urzędnika. Był gotów na interwencję w każdej chwili. I w pewnym momencie musiał to zrobić, gdy jakiś jegomość niemal siłą próbował pomóc Alicji. Podszedł do stojącej pary i bez słowa wziął walizkę od Alicji, cmoknął ją w policzek i znacząco spojrzał na intruza. Ten ukłonił się nisko i oddalił z żalem, bo zapewne miał ochotę na mały flircik z tą oszałamiająco piękną kobietą.
Po kilkunastu minutach Alicja stanęła w drzwiach Dresdner Banku, a Wiktor spokojnym krokiem podążył dalej, trzymając pod pachą lokalny dziennik. Wewnątrz banku panowała nabożna cisza, przerywana od czasu do czasu cichym dźwiękiem uderzeń pieczęci. Alicja rozejrzała się po sali i pewnym krokiem podeszła do jednego z okienek, w którym siedział łysawy jegomość w okularach. Spojrzał na Alicję i poprawił krawat. Ta podała mu dokumenty, które przez chwilę studiował, chociaż doskonale wiedział, co się w nich znajduje.
– Proszę chwilę poczekać – powiedział i wstał zza biurka.
Przed szybą okienka ustawił metalową tabliczkę z informacją, że stanowisko będzie chwilowo nieczynne. Wkrótce pojawił się w części dla klientów, szepnął coś do stojącego nieopodal strażnika i wskazał Alicji ciemne dębowe drzwi. Podeszła do nich i poczekała, aż urzędnik je otworzy. Weszli do ciemnego korytarza wyłożonego zielonym chodnikiem, potem minęli kolejne, tym razem zakratowane drzwi i znaleźli się w przytulnym pokoju, gdzie stały wygodne fotele, ciemne, rzeźbione biurko i stolik kawowy. Był to salonik przeznaczony dla klientów wypłacających duże kwoty, których kierowano tam, aby nie kusić potencjalnych złodziei. Następnie takich klientów wypuszczano tylnym wyjściem, aby mogli dyskretnie opuścić teren banku.
Mężczyzna wziął od Alicji walizkę, nalał z dzbanka soku porzeczkowego i opuścił pomieszczenie. Alicji wydawało się, że nie było go całe wieki. Drżały jej ręce i z trudem unosiła szklankę do ust. W końcu odstawiła ją na stolik, nie chcąc się oblać, i skupiła wzrok na wiszącym w pokoiku obrazie, przedstawiającym tańczące baletnice. Jej zdenerwowanie było jak najbardziej uzasadnione. Za kilkanaście minut otrzyma walizkę pełną pieniędzy, za które można byłoby godnie przeżyć kilka lat w jakimś miłym miejscu, gdzie nie było wojny. Gdyby tak zgubiła Wiktora i uciekła, mogłaby urządzić się w Szwajcarii na mocnych, niemieckich papierach. „I co dalej, cwaniaro?” – zapytała siebie.
Odpędziła od siebie te błogie myśli i postanowiła, że pewnego dnia Julian Chełmicki gorzko pożałuje swojego zachowania. Będzie najlepsza, będzie wykonywać najtrudniejsze misje i zostanie bohaterką, a on za każdym razem będzie patrzył na СКАЧАТЬ