Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Adam Mickiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz страница 9

Название: Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie

Автор: Adam Mickiewicz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-270-3972-9

isbn:

СКАЧАТЬ z miasta, ze szkoły: więc o książki nowe,

      O autorów pytała Tadeusza zdania

      I ze zdań wyciągała na nowo pytania.

      Cóż, gdy potem zaczęła mówić o malarstwie,

      O muzyce, o tańcach, nawet o rzeźbiarstwie,

      Dowiodła, że zna równie pędzel, nuty, druki;

      Aż osłupiał Tadeusz na tyle nauki!

      Lękał się, by nie został pośmiewiska celem,

      I jąkał się jak żaczek przed nauczycielem.

      Szczęściem, że nauczyciel ładny i niesrogi;

      Odgadnęła sąsiadka powód jego trwogi,

      Wszczęła rzecz o mniej trudnych i mądrych przedmiotach,

      O wiejskiego pożycia nudach i kłopotach,

      I jak bawić się trzeba, i jak czas podzielić,

      By życie uprzyjemnić i wieś rozweselić.

      Tadeusz odpowiadał śmielej, szła rzecz daléj,

      W pół godziny już byli z sobą poufali;

      Zaczęli nawet małe żarciki i sprzeczki.

      W końcu, stawiła przed nim trzy z chleba gałeczki.

      Trzy osoby na wybór; wziął najbliższą sobie;

      Podkomorzanki na to zmarszczyły się obie,

      Sąsiadka zaśmiała się, lecz nie powiedziała

      Kogo owa szczęśliwsza gałka oznaczała.

      Inaczej bawiono się w drugim końcu stoła;

      Bo tam, wzmogłszy się nagle, stronnicy Sokoła

      Na partyję Kusego bez litości wsiedli.

      Spór był wielki, już potraw ostatnich nie jedli;

      Stojąc i pijąc obie kłóciły się strony,

      A najstraszniej pan Rejent był zacietrzewiony:

      Jak raz zaczął, bez przerwy rzecz swoją tokował,

      I gestami ją bardzo dobitnie malował.

      (Był dawniej adwokatem pan Rejent Bolesta,

      Zwano go kaznodzieją, że zbyt lubił gesta).

      Teraz ręce przy boku miał, w tył wygiął łokcie,

      Spod ramion wytknął palce i długie paznokcie,

      Przedstawiając dwa smycze chartów tym obrazem:

      Właśnie rzecz kończył. «Wyczha! puściliśmy razem

      Ja i Asesor, razem, jakoby dwa kurki

      Jednym palcem spuszczone u jednej dwururki;

      Wyczha! poszli, a zając jak struna, smyk w pole,

      Psy tuż (to mówiąc, ręce ciągnął wzdłuż po stole

      I palcami ruch chartów przedziwnie udawał)

      Psy tuż, i hec od lasu odsadzili kawał;

      Sokół smyk naprzód; rączy pies, lecz zagorzalec,

      Wysadził się przed Kusym, o tyle, o palec:

      Wiedziałem, że spudłuje. Szarak, gracz nie lada,

      Czchał niby prosto w pole, za nim psów gromada;

      Gracz szarak! Skoro poczuł wszystkie charty w kupie

      Pstręk na prawo, koziołka, z nim w prawo psy głupie,

      A on znowu fajt w lewo, jak wytnie dwa susy,

      Psy za nim fajt na lewo: on w las, a mój Kusy

      Cap!» Tak krzycząc, pan Rejent na stół pochylony,

      Z palcami swymi zabiegł aż do drugiej strony,

      I «cap!» Tadeuszowi wrzasnął tuż nad uchem:

      Tadeusz i sąsiadka, tym głosu wybuchem

      Znienacka przestraszeni właśnie w pół rozmowy,

      Odstrychnęli od siebie mimowolnie głowy,

      Jako wierzchołki drzewa powiązane społem

      Gdy je wicher rozerwie; i ręce pod stołem

      Blisko siebie leżące wstecz nagle uciekły,

      I dwie twarze w jeden się rumieniec oblekły.

      Tadeusz, by nie zdradzić swego roztargnienia:

      «Prawda — rzekł — mój Rejencie, prawda bez wątpienia,

      Kusy piękny chart z kształtu, jeśli równie chwytny...»

      «Chwytny? — krzyknął pan Rejent — mój pies faworytny

      Żeby nie miał być chwytny?...» Więc Tadeusz znowu

      Cieszył się, że tak piękny pies nie ma narowu,

      Żałował, że go tylko widział idąc z lasu,

      I że przymiotów jego poznać nie miał czasu.

      Na to zadrżał Asesor, puścił z rąk kieliszek,

      Utopił w Tadeusza wzrok jak bazyliszek.

      Asesor mniej krzykliwy i mniej był ruchawy

      Od Rejenta, szczuplejszy i mały z postawy,

      Lecz straszny na reducie, balu i sejmiku,

      Bo powiadano o nim: ma żądło w języku;

      Tak dowcipne żarciki umiał komponować,

      Iżby je w kalendarzu można wydrukować,

      Wszystkie złośliwe, ostre. Dawniej człek dostatni,

      Schedę ojca swojego i majątek bratni

      Wszystko strwonił na wielkim figurując świecie;

      Teraz СКАЧАТЬ