Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie. Adam Mickiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie - Adam Mickiewicz страница 4

Название: Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie

Автор: Adam Mickiewicz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-270-3972-9

isbn:

СКАЧАТЬ wraz skrzypi i napój w koryta rozlewa.

      Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości,

      Nie chybił gospodarskiej, ważnej powinności:

      Udał się sam ku studni. Najlepiej z wieczora

      Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora.

      Dozoru tego nigdy sługom nie poruczy;

      Bo Sędzia wie, że oko pańskie konia tuczy.

      Wojski z Woźnym Protazym ze świecami w sieni

      Stali i rozprawiali, nieco poróżnieni:

      Bo w niebytność Wojskiego Woźny po kryjomu

      Kazał stoły z wieczerzą powynosić z domu,

      I ustawić co prędzej w pośrodku zamczyska,

      Którego widne były pod lasem zwaliska.

      Po cóż te przenosiny? Pan Wojski się krzywił

      I przepraszał Sędziego; Sędzia się zadziwił,

      Lecz stało się: już późno i trudno zaradzić,

      Wolał gości przeprosić i w pustki prowadzić.

      Po drodze Woźny ciągle Sędziemu tłumaczył,

      Dlaczego urządzenie pańskie przeinaczył:

      We dworze żadna izba nie ma obszerności

      Dostatecznej dla tylu, tak szanownych gości,

      W zamku sień wielka, jeszcze dobrze zachowana,

      Sklepienie całe — wprawdzie pękła jedna ściana,

      Okna bez szyb, lecz latem nic to nie zawadzi;

      Bliskość piwnic wygodna służącej czeladzi.

      Tak mówiąc na Sędziego mrugał; widać z miny,

      Że miał i taił inne, ważniejsze przyczyny.

      O dwa tysiące kroków zamek stał za domem,

      Okazały budową, poważny ogromem,

      Dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków;

      Dziedzic zginął był w czasie krajowych zamieszków.

      Dobra całe zniszczone sekwestrami rządu,

      Bezładnością opieki, wyrokami sądu,

      W cząstce spadły dalekim krewnym po kądzieli,

      A resztę rozdzielono między wierzycieli.

      Zamku żaden wziąć nie chciał, bo w szlacheckim stanie

      Trudno było wyłożyć koszt na utrzymanie;

      Lecz Hrabia, sąsiad bliski, gdy wyszedł z opieki,

      Panicz bogaty, krewny Horeszków daleki,

      Przyjechawszy z wojażu upodobał mury,

      Tłumacząc, że gotyckiej są architektury;

      Choć Sędzia z dokumentów przekonywał o tem,

      Że architekt był majstrem z Wilna, nie zaś Gotem.

      Dość, że Hrabia chciał zamku. Właśnie i Sędziemu

      Przyszła nagle taż chętka, nie wiadomo czemu.

      Zaczęli proces w ziemstwie, potem w głównym sądzie,

      W senacie, znowu w ziemstwie i guberskim rządzie;

      Wreszcie, po wielu kosztach i ukazach licznych,

      Sprawa wróciła znowu do sądów granicznych.

      Słusznie Woźny powiadał, że w zamkowej sieni

      Zmieści się i palestra, i goście proszeni.

      Sień wielka jak refektarz, z wypukłym sklepieniem

      Na filarach, podłoga wysłana kamieniem,

      Ściany bez żadnych ozdób, ale mur chędogi;

      Sterczały wkoło sarnie i jelenie rogi

      Z napisami, gdzie, kiedy te łupy zdobyte;

      Tuż myśliwców herbowne klejnoty wyryte,

      I stoi wypisany każdy po imieniu;

      Herb Horeszków, Półkozic, jaśniał na sklepieniu.

      Goście weszli w porządku i stanęli kołem.

      Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;

      Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy,

      Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży.

      Przy nim stał kwestarz, Sędzia tuż przy bernardynie.

      Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie;

      Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli,

      I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli.

      Pan Tadeusz, choć młodzik, ale prawem gościa

      Wysoko siadł przy damach obok jegomościa;

      Między nim i stryjaszkiem jedno pozostało

      Puste miejsce, jak gdyby na kogoś czekało.

      Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi poglądał,

      Jakby czyjegoś przyjścia był pewny i żądał.

      I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadzał,

      I z nim na miejscu pustym oczy swe osadzał.

      Dziwna rzecz! miejsca wkoło są siedzeniem dziewic,

      Na które mógłby spojrzeć bez wstydu królewic,

      Wszystkie zacnie zrodzone, każda młoda, ładna:

      Tadeusz tam pogląda, gdzie nie siedzi żadna.

      To miejsce jest zagadką; młodź lubi zagadki;

      Roztargniony, do swojej nadobnej sąsiadki

СКАЧАТЬ