Kordian. Juliusz Słowacki
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kordian - Juliusz Słowacki страница 3

Название: Kordian

Автор: Juliusz Słowacki

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-270-2201-1

isbn:

СКАЧАТЬ tam, jego rycerze noszą krzywe szable,

       Jako księżyc dwurożny, jako rogi djable;

       I rękojeść tych kordów nie ma kształtu krzyża.

       125 Pomóż im — oni mają walkę rozpoczynać

       Taką, jakąśmy niegdyś z panem niebios wiedli.

       Oni się będą modlić, zabijać, przeklinać.

       Oni na ojców mogiłach usiedli

       I myślą o zemsty godzinie.

       130 Ten naród się podniesie, zwycięży i zginie ;

       Miecze na wrogach połamie,

       A potem wroga myślą zabije,

       Bo myśl jego ogniste ma ramie,

       Ona jak powróz wrogi uwiąże za szyje

       135 I związanych postawi na takim pręgierzu,

       Że wszystkie ludy wzrokiem dosięgną i plwaniem.

      MEFISTOFEL

       Królu, niechaj poszukam w djabelskim psałterzu

       Modlitwy na dzień, co się zowie zmartwychwstaniem;

       Zmówię ją za ów naród... Dziś pierwszy dzień wieku,

       140 Dziś mamy prawo stwarzać królów i nędzarzy

       Na całą rzekę stuletniego cieku.

       Więc temu narodowi stwórzmy dygnitarzy,

       Aby niemi zapychał każdą rządu dziurę.

       A gdy wzrośnie ich potęga,

       145 Ten naród, jak piękna księga,

       W starą oprawiona skórę,

       Pargaminowem świecić będzie czołem.

      SZATAN

       Dobra rada, stańcie kołem,

       Stwarzajmy ludzi do rządu.

       150 Zawołajcie czarownicy...

       Szatan daje rozkazy, djabli pracują

       Żywioły ziemi i lądu,

       W atmosferowej szklennicy

       Zamknięte i w jeden zlane,

       Przez chemików połamane;

       155 Kwasorody, gaz węglowy,

       Zlewam w kocioł platynowy;

       Dmijcie, duchy!...

       Gromy biją w kocioł

       W żywioł ziemi

       Dorzucić szpilek kaprala

       Z główkami laku, któremi

       160 Kreśli plany, królów zwala,

       Szpilek czterdzieście tysięcy

       Rzućcie w kocioł...

      DJABLI

       I nic więcej?

      SZATAN

       Nic...

      DJABLI

       Coś z rozumu kaprala?...

      SZATAN

       Nic...

      DJABLI

       Skończony.

      SZATAN

       Niechaj leci!

       Gromy biją, duch ulatuje

       Stary — jakby ojciec dzieci,

       Nie do boju, nie do trudu;

       Dajmy mu, na pośmiewisko,

       Sprzeczne z naturą nazwisko,

       Nazwijmy od słowa ludu,

       Kmieciów, czyli nędznych chłopów.

       Teraz, jak z niebieskich stropów,

       Rzućcie wodza ludziom biednym.

      DJABLI

       Panie! czy skończysz na jednym?

      SZATAN

       Wrzucić do kotła dyjament,

       175 Dyjament w ogniu topnieje;

       Wylać sekretny atrament

       Z Taylleranda kałamarza,

       Co w niewidzialność blednieje,

       Od okularów rozsądku...

       180 I dąć w kocioł... w kotła wrzątku

       Obaczemy, co się stwarza.

      DJABLI

       Już gotowy! mimo czary

       Wyszedł jakiś człowiek godny,

       185 Złe w tym kotle były wary,

       Płyn za rzadki lub za chłodny.

      SZATAN

       To nic — to nic! takich trzeba

       Biednym ludziom rzucać z nieba;

       Będą przed nim giąć kolana:

       Jest to stara twarz Rzymiana

       190 Na pieniądzu wpół zatarta.

       Dajmy mu, na pośmiewisko,

       Sprzeczne z naturą nazwisko;

       Ochrzcijmy imieniem Czarta.

       Teraz puśćcie! niechaj leci!

      DJABLI

       195 Lepszy będzie człowiek trzeci.

      SZATAN

       Teraz z konstelacji raka

       Odłamać oczy i nogi,

       Dodać kogucie ostrogi,

       I z СКАЧАТЬ