Szpieg z Bejrutu. Joakim Zander
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szpieg z Bejrutu - Joakim Zander страница 16

Название: Szpieg z Bejrutu

Автор: Joakim Zander

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-8110-834-8

isbn:

СКАЧАТЬ i widziała blask reflektorów.

      – Okej – mówi Gabi i unosi ręce. – Żeby rozwiać twoje wątpliwości, pójdziemy sprawdzić.

      Klara domyśla się, że Gabi próbuje ją uspokoić i specjalnie zachowuje się tak, żeby ów tajemniczy samochód potraktować bez zbędnej przesady. I chyba ma rację. Z drugiej strony dostrzega w jej oczach coś, co sprawia, że słowa przyjaciółki brzmią mniej przekonująco.

      Po kilku minutach poszukiwań udaje im się znaleźć dwie latarki. Potem, przez mniej więcej trzydzieści minut spędzonych w śniegu i wietrze, sprawdzają parking, ale nic na nim nie znajdują, zwłaszcza śladów kół. Do pensjonatu wracają przemoczone i zmarznięte.

      – Przez ostatnie lata wiele przeszłaś – stwierdza Gabi. – Miałaś tyle spraw na głowie.

      Klara kiwa głową i wstaje z kanapy. Sama nie wie, co powinna odczuwać: spokój – bo nie znalazły śladów samochodu – czy raczej niepokój – bo może wszystko sobie wmówiła? Tak czy inaczej, Gabriella ma rację: wiele ostatnio przeszła.

      – Wiem – odpowiada. – Mam nadzieję, że teraz w końcu zaśniemy.

      Uśmiecha się do Gabi, która również wstaje z kanapy.

      – Ja też mam taką nadzieję – odpowiada.

***

      Łóżko jest tak ciepłe i wygodne, a Klara tak senna, że mimo pogrzebu i wszystkiego, co się zdarzyło, po raz pierwszy od dawna odczuwa wewnętrzny spokój. Fakt, że Gabi nocuje w sąsiednim pokoju, działa na nią uspokajająco. Stopniowo zapada w głęboki sen.

      Niestety, zanim zdąży zasnąć, znowu słyszy ten sam dźwięk co poprzednio. Zagłusza go szum wiatru, ale jest pewna, że to dźwięk silnika.

      Natychmiast siada na łóżku, spuszcza nogi na podłogę i podchodzi do okna. Dźwięk nie milknie. Klara patrzy przez okno. Między pensjonatem a drogą widzi jasny błysk. Dość krótki, jakby ktoś zapalił papierosa. Potem znowu robi się cicho.

      Cicho i ciemno, jakby nic się nie stało.

      17–22 sierpnia, Bejrut

      Wszyscy powtarzają, że to nerwowy okres, ale dla Jacoba tydzień wlecze się w nieskończoność. W ambasadzie przebywają głównie on, Agneta i Frida. Każdego dnia Frida wita się z nim pospiesznie, ale dopiero w połowie tygodnia przychodzi do jego biurka.

      – Przykro mi, panie Johanie, ale obiecuję, że w końcu znajdę panu jakieś konkretne zajęcie. Na razie proszę posegregować te dokumenty. Nie mogę zlecić tego Agnecie, bo ma pełno pracy.

      Frida stawia na biurku niewielkie tekturowe pudełko wypełnione po brzegi pomiętymi kartkami i patrzy na niego przepraszającym wzrokiem. Na czole ma głęboką zmarszczkę, która powstała tam pewnie z powodu zawodowych stresów. Jacob czuje, że jego motywacja do pracy słabnie. Wyraźnie dostrzega, że nikt się nim nie interesuje. A to, że Vargander oddał mu do dyspozycji służbowy samochód i zorganizował tamten dziwny wyjazd? Czy to nic nie znaczy?

      – Mam na imię Jacob – odpowiada z naciskiem.

      Frida patrzy na niego, jakby nie wiedziała, co do niej mówi. W końcu jego słowa do niej docierają.

      – Powiedziałam coś innego? Jeśli tak, to przepraszam. Nie chciałam pana urazić. Ostatnio mam tyle spraw na głowie.

      Jacob kiwa głową.

      – Wszystko przez obecną sytuację polityczną – kontynuuje Frida. – Pewnie pan czytał o demonstracjach? Sytuacja wymyka się spod kontroli, możemy tu mieć spóźnioną arabską wiosnę. Powinniśmy się do niej przygotować.

      Jacob czuje, jak ciekawość znowu bierze w nim górę. To, o czym mówi Frida, widać na ulicach. Zalega na nich coraz więcej śmieci, wśród mieszkańców rośnie niezadowolenie. Do protestów przyłączają się kolejne grupy, które wyrażają swój sprzeciw wobec skorumpowanego aparatu państwowego. Wkrótce będzie go bronić tylko wojsko, chociaż kto wie – może i armia stanie z boku? Kiedy wieczorami wraca z ambasady do domu, widzi na ścianach coraz więcej graffiti i słyszy skandowane hasła.

      – Chętnie pomogę – deklaruje i wstaje od biurka, żeby rozprostować plecy. – Może potrzebujecie kogoś, kto pójdzie na demonstrację albo na spotkanie, żeby sporządzić raport? Mogę…

      Frida unosi rękę i natychmiast mu przerywa.

      – Od takich spraw proszę trzymać się jak najdalej. Mówię poważnie. Nie możemy dopuścić do tego, żeby nasz praktykant mieszał się w sprawy drugiego państwa. – Frida robi przerwę i wzdycha. – Tylko tego mi jeszcze brakuje. Proszę się skoncentrować na tym, o co prosiłam.

      Jacob czuje, że znowu schodzi z niego powietrze, więc tylko kiwa głową. Jest zrezygnowany. Frida zostawia go i idzie do swojego gabinetu. Po drodze przykłada telefon do ucha.

      Dzięki dokumentom wypełniającym pudło Jacob ma przynajmniej jakieś zajęcie. Stopniowo układa je w porządku chronologicznym, a potem spina zszywaczem. Wie, że nie powinien traktować tego jako zajęcia dla zwykłego praktykanta. Wie też, że ma się to nijak do jego marzeń o tym, co chciał tu robić. Postanawia więc potraktować to jako jedno z wielu zadań i wykonać je jak najlepiej. W końcu go zauważą, a wtedy im pokaże, na co go stać.

      A w sobotę… w sobotę wraca Yassim.

***

      Wieczory przebiegają według stałego scenariusza. Około szóstej wychodzi z ambasady i idzie do Mar Mikhael, żeby jakoś zabić czas. Po drodze kupuje dwie szoarmy albo falafel i od razu je zjada. Czasem wpada do jakiejś kawiarni albo baru, zamawia piwo i próbuje przeczytać kilka stron książki Tragedia Libanu. Ale najczęściej idzie prosto do domu, siada na balkonie i do późnej nocy ogląda seriale na Netfliksie. Potem kładzie się spać. Liczy dni, które pozostały do weekendu.

      Jeszcze tylko trzy. Dwa. Jeden.

      W piątek w Bejrucie pojawiają się pogłoski o powstaniu. Podobno demonstrantów ma być jeszcze więcej niż w czasie ostatniego weekendu. Mają przyjść wszyscy, bo niezadowolenie ogarnęło chrześcijan, szyitów, sunnitów, Palestyńczyków, Ormian i syryjskich uchodźców. Obecną sytuacją zmęczeni są już nie tylko przedstawiciele klasy średniej, ale dosłownie wszyscy.

      W drodze do ambasady Jacob mija meczet i przechodzi przez dzielnicę rządową. Jest otoczona drutem kolczastym, roi się w niej od policji i wojska. Młodzi policjanci są podenerwowani, żołnierze mają na głowach hełmy i są wyposażeni w specjalne tarcze przeciwko demonstrantom. Coś się szykuje i nikt nie wątpi, że coś się wydarzy.

      Wieczorem Jacob nie wraca przez dzielnicę rządową, chociaż atmosfera buntu robi się coraz bardziej namacalna. Czuć ją nawet w tej części miasta, w której mieszka. Niecierpliwie czeka na powrót Yassima.

      Niestety, przez całą sobotę Yassim nie daje znaku życia. Jacob czyta na okrągło wiadomość z zeszłego tygodnia i rozważa różne scenariusze. Może to nie Yassim przysłał mu ten SMS? Dlaczego uznał, że to takie oczywiste? Przecież СКАЧАТЬ