Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu - Evan Currie страница 6

Название: Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-64030-89-5

isbn:

СКАЧАТЬ mógł być celny przy współpracy systemu HALO na broni z HUD-em pancerza. Jednak dla większości żołnierzy, szczególnie tych, którzy intensywnie szkolili się w jednostkach specjalnych, prawidłowe trzymanie broni było nawykiem, niezależnie od tego, jakim dysponowali wyposażeniem.

      Wszyscy znaleźli się choć raz w sytuacji, kiedy sieć taktyczna była przeciążona, zakłócona czy niedostępna z jakiegokolwiek innego powodu. Prawidłowe nawyki, nawet wtedy, gdy nie były konieczne, powodowały, że operatorzy Wojsk Specjalnych utrzymywali się przy życiu także w chwilach, kiedy ich zaawansowana technika zawodziła.

      Zanim dotarli do źródła sygnału EM, Crow i Korman musieli pokonać jeszcze cztery włazy, co stanowiło pewien problem. Wykonywanie zadania w strefie wojennej bez odpowiedniego wsparcia wymusiło na poruczniku sposób działania, tak więc po otwarciu każdego z włazów wrzucał do kolejnego pomieszczenia granat, zamykał właz i dopiero po wybuchu otwierał, by para operatorów mogła posuwać się dalej.

      Nacinane korpusy granatów czyściły pokoje dokładnie i nieodwracalnie.

      Kiedy Crow zamykał czwarty właz, otworzył się ostatni i wysunęła się zza niego szara kończyna, dokładnie w momencie, kiedy porucznik miał rzucać granat. Obcy wydał z siebie syk – żaden z operatorów nie miał pojęcia, w jaki sposób, skoro nie posiadał ust. Crow pchnął uchylone drzwi, zaś Korman wystrzelił trzypociskową serię z dwunastomilimetrowego karabinu. Ciche pociski trafiły w korpus Ghula, wrzucając go ponownie do pomieszczenia, z którego wychodził. Korman podążył za nim, wyszukując cele za pomocą kamery zamontowanej na broni.

      Crow słyszał tylko ciche pyknięcia karabinu ustawionego na prędkość poddźwiękową. Zszedł poniżej linii strzału kaprala i zaczął wyszukiwać własne cele w dużym pokoju, w którym się znaleźli.

      Ghule mogli być szatanami w kosmosie, ich okręty, nawet kiedy było ich znacznie mniej, mogły rozrywać Flotę na strzępy, nie ponosząc przy tym strat. Ale na twardym gruncie planety nie stanowili dla ludzi żadnego wyzwania.

      Atak przeprowadzony przez operatorów WS całkowicie zaskoczył bazę. Jej systemy obronne skierowane były na zewnątrz, w kierunku nieistniejącej armii, a teraz centrum sterowania znalazło się w rękach porucznika Crowa.

      – Sprawdź status zaworów! – rzucił do Kormana, kiedy obaj byli już w dużym, okrągłym pomieszczeniu.

      Na pulpitach kontrolnych leżały ciała Ghuli, ich szara krew wsiąkała w wielkie fotele. Crow zabezpieczył pomieszczenie, zamykając je i barykadując od środka, a Izraelczyk zsunął jedno z ciał z fotela i sam na nim usiadł.

      – Wygląda jak centrum kierowania flotą – powiedział komandos znad konsoli. – Niektóre wskaźniki pracują w ultrafiolecie, tak jak na ich okrętach. Trochę tu jednak brakuje, jeśli się nie mylę.

      – Dasz sobie z tym radę?

      – To jak układanie puzzli, w których brakuje około dziesięciu procent kawałków – odparł, pracując, Korman. – Możemy nie zobaczyć szczegółów, ale ogólny obraz jak najbardziej.

      – Bardzo dobrze – rzucił Crow, zmieniając kanał. – Top, słyszysz mnie?

      * * *

      Sorilla zatrzymała się na chwilę, kiedy na kanale taktycznym usłyszała głos porucznika, a potem pobiegła dalej po rampie wiodącej na kolejne kondygnacje budynku.

      – Roger, poruczniku. OPK zabezpieczeni, ale Ghule zaczynają szaleć na dziedzińcu.

      Spojrzała przez jedno z wąskich okien na biegających strażników obcych. Niektórzy z nich strzelali do cieni. Budzili się właśnie, o ile Ghule spali, i byli wyraźnie podnieceni. Nie upłynęło wiele czasu, a jeden z nich wpadł na pomysł, by sprawdzić więzienie. Od tego momentu sprawy przybierać zaczęły interesujący obrót.

      – Doskonale, Top, i dzięki za info. Przejęliśmy stanowisko dowodzenia. Czekaj na Exodus.

      – Zrozumiałam, LT – odparła Sorilla, podchodząc do Jardiensa przyglądającego się metalowym kratom, za którymi znajdowali się jeńcy. – Czekam.

      Połączenie zostało przerwane, a ona klepnęła Kanadyjczyka w ramię.

      – Przestań się z tym cackać, tylko ich stąd wyciągnij. LT przejął SD, a więc niedługo będziemy się stąd zbierać.

      – Racja, Top – odparł Jardiens, chwytając za kraty. – Oto karta „wychodzisz z więzienia”.

      Żołnierz, który naturalnie był bardzo silnym człowiekiem, wsparty muskulaturą pancerza naparł na kraty. Metal zajęczał i zaczął pękać w stalowym uchwycie. Po chwili żelazne pręty zmieniły się w stertę złomu.

      – Kolejny piękny dzień w wojsku – powiedział wesołym głosem Kanadyjczyk.

      Jeden z uwięzionych oficerów Floty, komandor, sądząc po dystynkcjach, których resztki widoczne były na poszarpanym mundurze, spojrzał na niego.

      – No tak, chłopaki z armii nigdy nie byli na tyle inteligentni, by odróżnić dzień od nocy.

      – Czy tego możemy zostawić, Top? Trochę przemądrzały, choć mizernie wygląda – spytał Jardiens, patrząc najpierw na marynarza, a potem na Sorillę.

      Sorilla pokręciła głową. Jardiens miał jednak rację, wszyscy jeńcy byli naprawdę w opłakanym stanie. Strzępy mundurów wisiały na ich wychudzonych ciałach, a spod nich wyzierały tylko skóra i kości.

      – Ghule nie wiedzą zbyt wiele o ludzkiej fizjologii – powiedział komandor, wychodząc z celi. – Nie jestem pewien, czy oni w ogóle jedzą, ale nam nie udało się przekazać im, że głodujemy.

      Sorilla zacisnęła usta. Pamiętała głód z Haydena, na początku okupacji. Ludzie uzależnieni byli od upraw ze stacji orbitalnej, która stała się jednym z pierwszych celów podczas ataku Ghuli. Cały świat, choć bogaty w faunę i florę, okazał się bezużyteczny, jako że był całkowicie niekompatybilny z biochemią ludzkiego organizmu.

      A jednak nawet tamci koloniści wyglądali lepiej niż ludzie, którzy wychodzili obecnie z celi.

      Sorilla zgrzytnęła zębami w bezsilnej złości, otwierając kolejne pomieszczenie.

      – Ilu zmarło, komandorze?

      Mężczyzna pokręcił głową.

      – Straciłem po jakimś czasie rachubę. Kilkudziesięciu. Większość w ostatnim tygodniu.

      „Słodki Jezu” – pomyślała sierżant. To oznaczało, że jedynie ostatnio schwytani jeńcy przeżyli. Tacy, którzy przebywali tu nie dłużej niż kilka tygodni.

      – Rozumiem – powiedziała, starając się, aby jej głos brzmiał spokojnie. – Proszę zacząć przekazywać wiadomość, że się stąd zabieramy.

      W odpowiedzi zobaczyła uśmiechy. Niektórzy z jeńców wystąpili naprzód.

      – Chcę wziąć w tym udział – powiedział przywódca, podczas gdy dwójka operatorów СКАЧАТЬ