Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu. Evan Currie
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu - Evan Currie страница 4

Название: Hayden War. Tom 3. Walkiria w ogniu

Автор: Evan Currie

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия:

isbn: 978-83-64030-89-5

isbn:

СКАЧАТЬ nie mieli zamiaru oddawać więźniów, a na pewno nie żywych.

      Wywiad marynarki twierdził, że ta planeta, niemająca nawet oficjalnej nazwy, tylko oznaczenie kodowe: ciąg liter i cyfr, stanowiła centralny obóz jeniecki dla ludzkich OPK. Potwierdzenie tego przypuszczenia było głównym zadaniem zespołu Jeźdźców Skał SWOR.

      W ciągu dwóch dni miała się tu pojawić Flota ze swoimi wielkimi działami, a wtedy życie opeków nie będzie nic warte, jeśli nadal pozostaną „pod kontrolą”. Tak więc zespół miał zaryzykować własne życie, rzecz jasna przy założeniu, że Ghule sami nie zamienią tej skały w chwilową osobliwość.

      Specjalsom wcale nie uśmiechało się takie ryzyko. Obecność jeńców została potwierdzona.

      Teraz należało podjąć decyzję, czy podbijać stawkę, czy wycofać się, odwołać operację i wrócić z większymi siłami.

      – Prześpijmy się nieco, Top – powiedział Crow. – Ruszamy o zachodzie słońca.

      Sorilla potwierdziła, wycofując się do płytkiego okopu, który sobie przygotowała. Położyła karabin obok i zamknęła oczy, wyłączając HUD.

      * * *

      Światło pochodzące od odległego białego karła bladło, kiedy Crow obudził Sorillę. Natychmiast otrzeźwiała i ruchem powiek włączyła wyświetlacze.

      Mackenzie i Able czyścili swoje karabiny. Nie potrzebowały one specjalnej obsługi. Lufy z włókien węglowych, będące w zasadzie szynami przyspieszaczy magnetycznych, nie były osmolone nagarem jak w przypadku tradycyjnej broni. Miały jednak kilka newralgicznych punktów, które warto było sprawdzić przed bitwą.

      Obaj mężczyźni byli doskonałymi strzelcami długodystansowymi. Mackenzie wywodził się z rodziny, w której od pokoleń mężczyźni polowali, zaś Able był snajperem Force Recon, zanim trafił do MARSOC-u, a potem do SWOR-u. I pomimo że broń się zmieniła, obaj doskonale znali tak technikę, jak i sztukę strzelania na długie dystanse. Sorilla była bardzo zadowolona, mając ich za plecami, szczególnie że uzbrojeni byli w karabiny M900. Technicznie rzecz ujmując, nazywanie tej broni karabinem było sporym uproszczeniem, jako że przy M900 tradycyjne karabiny snajperskie wyglądały jak wiatrówki. Jak wszystko inne, broń snajperska podlegała ciągłej ewolucji.

      Sorilla klęknęła, Jardiens z pękiem gałęzi miejscowej roślinności ukląkł za jej plecami. Starannie powkładał rośliny w specjalnie do tego celu przeznaczone kieszonki na plecach pancerza sierżant, powodując rozmazanie charakterystycznego zarysu sylwetki człowieka. Kiedy skończył, klepnął ją w ramię i zamienili się rolami.

      Po zakończeniu maskowania czwórka szturmowa ruszyła naprzód, zostawiając snajperskie wsparcie na wzgórzu. Rozpoczęło się długie podejście do bazy przeciwnika.

      * * *

      Baza Ghuli wydawała się Sorilli nieco chaotyczna. Ani jednego kąta prostego, przecięcia dróg w nierównomiernych odstępach, żadnej symetrii. Po podejściu bliżej okazało się jednak, że ma to swój cel. Taka zabudowa nie dawała prawie żadnego ukrycia. Cały teren jasno oświetlono lampami, których spektrum bliskie było ultrafioletu, a okolica najeżona została wszelkiego rodzaju sensorami.

      To miejsce stanowiło współczesny odpowiednik fortecy, co do tego nikt nie mógł mieć wątpliwości.

      Jedynym sposobem podejścia do niej było czołganie się w błocie. Sierżant cały czas myślała również o tym, gdzie znajdowali się pozostali członkowie zespołu. Normalnie powinna ich widzieć jako ikony na HUD-zie, jednak obecnie wszyscy uruchomili tryb maskowania, co oznaczało brak jakichkolwiek emisji. Zapewne cal po calu posuwali się na brzuchach w stronę celu.

      Pokonanie ostatnich dwustu metrów zajęło im niemal dwie trzecie czasu potrzebnego na przemieszczenie. Poruszanie się tak wolno, że wyglądało to jak naturalna reakcja roślinności na powiew wiatru, wymagało zarówno talentu, jak i praktyki. Można się było tego oczywiście nauczyć, ale naturalne zdolności bardzo pomagały. Sorilla opierała się na czubkach palców stóp, przesuwając ciężar całego ciała w pancerzu za pomocą mięśni stóp. Pancerz nie posiadał w tym miejscu żadnego wspomagania. Była to żmudna i wyczerpująca praca.

      Kiedy na HUD-zie widziała strażnika, zamierała, stając się częścią otoczenia, i czekała, aż przeciwnicy znikną. Naturalne maskowanie czyniło ją wtedy niewidoczną nawet dla bardzo wyostrzonego wzroku. Sorilla nigdy nie patrzyła wprost na wroga, zdając sobie sprawę, że ludzie jakimś szóstym zmysłem wyczuwają, że są obserwowani. Nikt nie wiedział, na czym to polega, czy to jakiś rodzaj telepatii, czy inna forma przekazu, ale wolała nie sprawdzać, czy Ghule posiadają tę samą zdolność.

      Kiedy strażnicy przeszli, sierżant mogła znów zacząć posuwać się do przodu, zatrzymując się co chwila dla zaczerpnięcia oddechu i ponownego sprawdzenia terenu. Kilka centymetrów naprzód i przerwa. Powtarzając ten cykl, Sorilla dotarła wreszcie do miejsca oddalonego o kilka metrów od zewnętrznego płotu, a w zasadzie linii sensorów, wkopanych w ziemię co dziesięć metrów.

      „Jak na razie, nie najgorzej” – pomyślała.

      W stosunku do planu miała nawet kilka godzin zapasu. Westchnęła i zamarła w absolutnym bezruchu, wyglądając dla każdego obserwatora jak niewielkie wybrzuszenie terenu, których w okolicy było mnóstwo. Cierpliwość to ogromna cnota żołnierzy Wojsk Specjalnych.

      * * *

      Gilford „Gil” Able obserwował uważnie timer zbliżający się do zera. On i Szkot usadowili się wygodnie w swoim gnieździe, z którego wystawały tylko długie lufy M900, także przykryte siatką maskującą. Strzelcy oddaleni byli od siebie o jakieś pięćdziesiąt metrów, a ich sektor ostrzału obejmował prawie całą bazę.

      Specjalizacja snajperska przebyła długą ewolucję od pojawienia się na polu walki do momentu, w którym strzelec musiał być kimś o wiele więcej niż tylko mistrzem celności i maskowania. Jak w każdej dziedzinie życia, komputery stały się integralną częścią pracy specjalisty od dalekich strzałów. Na dystansie dwudziestu kilometrów nie było żadnej możliwości wyliczenia trajektorii „na oko”.

      Rekord strzału bez wsparcia komputerowego wciąż wynosił około pięciu kilometrów, pomimo doskonałych parametrów balistycznych karabinów. Należał on właśnie do Able’a i ustanowiony został trzy lata wcześniej na zawodach międzynarodowych. Nie zanosiło się także, aby w najbliższym czasie miał zostać pobity. Używając ciekłych soczewek, pozwalających na to, by celowniki karabinów stały się zwarte i kompaktowe, i współpracujących z pancerzami, dwaj snajperzy obserwowali obóz podczas całego podejścia szturmowców.

      Wyodrębnili cele, zarówno ruchome, jak i nieruchome, oznaczając je na swoich wyświetlaczach różnymi kolorami, tak, aby każdy z nich widział także cele kolegi i bez potrzeby do nich nie strzelał. Ghuli podzielili między siebie po równo. Pomimo że obcy pozostawali w ciągłym ruchu, komputery strzelców mogły dość dokładnie śledzić przemieszczanie się raz ustalonego celu. Pomyłka była mało prawdopodobna.

      Wszystkie decyzje zostały już podjęte. Pozostawało im tylko czekanie.

      – Dziesięć sekund – powiedział Mack w sieci taktycznej.

      Able СКАЧАТЬ