Название: Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet
Автор: C.J. Roberts
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Эротика, Секс
isbn: 978-83-7976-342-9
isbn:
Rafiq pochylił się i warknął mu do ucha:
– Albo się umyjesz, albo tak cię spiorę, że nigdy więcej do głowy ci nie przyjdzie, żeby mi się stawiać.
Chłopiec poczuł napływające do oczu łzy. Nie z powodu bólu, ale dlatego, że nagle ogarnął go ogromny strach i zapragnął, by Rafiq przestał się na niego gniewać. Nie miał nikogo więcej. Wciąż był bardzo młody i nie poradziłby sobie sam. Przez rasę i wygląd nie może liczyć na przychylność miejscowych. Jeśli nie chciał wrócić do prostytucji, mógł liczyć wyłącznie na pomoc Rafiqa.
– Nie chcę – prosił szeptem.
Ucisk ręki na karku nieco zelżał, a chłopiec zacisnął powieki, żeby powstrzymać wzbierające pod nimi łzy. Nie zamierzał się rozpłakać.
– Dlaczego?
– Chcę wiedzieć, że on jest martwy. To wydarzyło się tak szybko. Tak szybko, a on… zasłużył na cierpienie! Chciałem, żeby cierpiał, Rafiq. Za to wszystko, co mi zrobił, za cały ten ból… Chciałem, żeby poczuł to samo. Jeśli zmyję krew…
Oczy chłopca patrzyły błagalnie.
– Wtedy stanie się tak, jakby nigdy nic się nie wydarzyło? – powiedział cicho Rafiq.
– Tak – wydusił chłopiec przez ściśnięte gardło.
Rafiq westchnął.
– Nikt nie wie lepiej, jak się czujesz, niż ja, Caleb. Nie możesz jednak mi się sprzeciwiać; nie możesz zachowywać się jak rozpuszczony bachor! Nie jesteś już Kélebem. Umyj się. Obiecuję ci, że nawet gdy to zrobisz, Narweh pozostanie trupem.
Chłopiec próbował wywinąć się spod ręki Rafiqa.
– Nie! Nie! Nie! Nie umyję się!
Twarz Rafiqa wykrzywiła się w groźnym grymasie.
– Jak sobie życzysz, Kéleb.
Zacisnął mocniej dłoń na karku chłopaka, a ten skrzywił się i raz jeszcze spróbował się wyrwać. Wtedy druga ręka Rafiqa wylądowała na jego twarzy z głośnym plaśnięciem.
Caleb znał już ból, więc mógł bez problemu wytrzymać, ale uderzenie i tak zdołało go ogłuszyć. Chciał się odsunąć, ale Rafiq nie zamierzał go puścić.
– Do wody! – ryknął z taką siłą, że Calebowi zadzwoniło w uszach.
– Nie! – wołał chłopiec, a po jego twarzy ciekły łzy.
Rafiq zgiął się wpół i przełożył sobie dzieciaka przez ramię. Ignorując uderzenia pięści w plecy, ruszył prosto do łazienki i dosłownie wrzucił Caleba do wanny. Puszczając mimo uszu wściekłe wrzaski i inwektywy rzucane pod jego adresem, odkręcił kran i zimna woda zaczęła wlewać się do środka.
Caleb szarpnął całym ciałem, czując dotyk lodowatej wilgoci na skórze. Nie mogąc się oprzeć gwałtownym emocjom, uderzył Rafiqa w twarz i w połowie wydostał się z wanny, tym samym wzbudzając jeszcze większy gniew swojego nowego pana. Poczuł, jak dłoń Rafiqa zwija się w pięść, zagarniając włosy chłopca, a potem ból skóry na głowie i karku, gdy został pociągnięty do tyłu. Chłopca otoczyła woda, gdy Rafiq przycisnął go do dna wanny.
Przestraszył się.
– Będziesz mnie słuchał, chłopcze! Inaczej utopię cię, tu i teraz. Należysz do mnie. Rozumiesz?
Do ust i nosa Caleba wdarła się woda. Nie słyszał dokładnie słów Rafiqa, ale rozpoznał w głosie mężczyzny trzymającego go pod wodą gniew. Przeczucie zbliżającej się śmierci sprawiło, że znieruchomiał ze strachu. Wszystko. Oddałby wszystko, żeby nigdy więcej nie czuć tego rodzaju przerażenia.
Powietrza!
Znalazłszy się nad powierzchnią wody, Caleb gwałtownie zaczerpnął tchu i zaczął szukać po omacku podparcia. Znalazł ramiona Rafiqa i rzucił się w stronę ciepła i bezpieczeństwa jego ciała. Nie pozwolił się odepchnąć. Nie przejmował się własnym spanikowanym krzykiem, chciał tylko wydostać się z wanny. Pragnął jedynie ciepła i powietrza.
Silne ręce złapały go za ramiona i potrząsnęły.
– Uspokój się, Caleb. Oddychaj – powiedział Rafiq łagodnym, choć zdecydowanym tonem. – Spokojnie, Caleb. Nie wepchnę cię więcej pod wodę, o ile mnie posłuchasz. Spokój!
Caleb z całych sił starał się wykonać polecenie Rafiqa. Trzymał się mocno jego ramion, powtarzając sobie raz po raz, że nie trafi do wody, dopóki nie puści. Uspokoił się i zadrżał, biorąc swój pierwszy normalny oddech. Potem przyszła kolej na następne, aż w końcu cały strach z niego uleciał i pozostał tylko gniew. Powoli puścił ramiona Rafiqa i opadł na dno wanny. Trząsł się z zimna, drżały mu wargi, ale nie zamierzał poprosić o ciepłą wodę.
– Nienawidzę cię – rzucił pomimo szczękania zębami.
Spojrzenie Rafiqa było spokojne i opanowane. Ze złośliwym uśmieszkiem na ustach wstał i wyszedł z łazienki.
W oczach Caleba zebrały się łzy wściekłości, a ponieważ został sam, pozwolił im popłynąć po policzkach. Pewny, że Rafiq nie wróci, odkręcił ciepłą wodę i przysunął się bliżej w nadziei, że szybciej się ogrzeje. Zdjął przemoczone ubrania przez głowę i rzucił je na podłogę z poczuciem satysfakcji z poczynionego w ten sposób bałaganu.
Czysty, niepohamowany gniew przelewał się w jego ciele niczym prawdziwa, otaczająca go teraz woda. Przyciągnął kolana do brody i wgryzł się w ciało, drapiąc je zębami. Łzy jednak nie dawały za wygraną i w dalszym ciągu płynęły po jego policzkach. Czuł się słaby i żałosny. Nie potrafił powstrzymać wpływu Rafiqa. Wbił mocniej zęby, tęskniąc za fizycznym bólem, który ulżyłby mu w cierpieniach.
Chciał krzyczeć.
Chciał zadawać ciosy i niszczyć.
Chciał znowu zabijać.
Przejechał paznokciami po ramionach, a gdy z przeciętej skóry popłynęły kropelki krwi, poczuł jednocześnie ból i ulgę. Powtórzył wszystko od nowa, czując jeszcze więcej bólu i jeszcze większą ulgę. W wodzie krew Caleba mieszała się z krwią Narweha. Nie wiedział, jakie uczucia powinien wywołać w nim ten widok. Opanowało go odrętwienie. Gapił się, zaczarowany, jak w wodzie rozpuszcza się krew człowieka, który tak długo go torturował.
Kim się teraz stał?
Nie był już СКАЧАТЬ