Название: Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet
Автор: C.J. Roberts
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Эротика, Секс
isbn: 978-83-7976-342-9
isbn:
Dzień 5:
Doskonale zdaję sobie sprawę, że znajduję się na oddziale psychiatrycznym szpitala. Powtarzano mi to wielokrotnie. Śmiać mi się chce z ironii sytuacji. Wypuszczą mnie wtedy, gdy będę w stanie ich o to poprosić, ale ja nie zamierzam się odzywać. Dosłownie stałam się własną zakładniczką. Może faktycznie zwariowałam. Może faktycznie pasuję do tego miejsca.
Obtarcia na nadgarstkach i kostkach przybrały kolor wściekłej czerwieni. Chyba ostro walczyłam. Tęsknię za więzami. W pewnym sensie pozwalały mi wić się i szarpać. Dawały mi coś, przeciwko czemu mogłam się buntować. Bez nich… czuję się jak zdrajczyni. Nie jestem już więźniem i najwyraźniej pozwalam im mnie tu trzymać.
Jem, kiedy przynoszą posiłki, żeby nie wciskali mi więcej rurek do nosa. Biorę prysznic, kiedy jest to konieczne. Wracam do łóżka jak grzeczna dziewczynka. Odpływam w nieświadomość pod wpływem leków.
Och, uwielbiam leki.
Tylko że oni nigdy nie zostawiają mnie samej. Zawsze ktoś mi towarzyszy, obserwując mnie jak króliczka doświadczalnego. Kiedy tylko mgła po lekach opada, od razu ich widzę: doktor Sloan i jej „partner”, agent Reeda. Mężczyzna lubi na mnie patrzeć. Odpowiadam tym samym. Kto pierwszy odwróci wzrok, przegrywa. Często ja jestem pierwsza. Jego wzrok jest niepokojący.
W oczach Reeda dostrzegam znajomą determinację i przebiegłość, jakiej nie mogłabym dorównać.
– Jesteś głodna? – zapytał.
Czuję się, jakby mówił, że nie mam innego wyjścia i muszę się złamać; że w końcu dostanie to, czego ode mnie chce. Dręczę go milczeniem, a on czasami uśmiecha się pod nosem. W takich chwilach widmo Caleba staje się bardziej wyraźne.
Nie doczekawszy się odpowiedzi, Caleb musnął palcami prawej dłoni dolną część mojej prawej piersi.
Tego dnia jednak on pierwszy odwraca wzrok i skupia uwagę z powrotem na swoim laptopie. Wstukuje coś na klawiaturze, a potem myszką przewija informacje, których nie mogę dostrzec.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc i uciekłam przed dotykiem Caleba, wciskając zamknięte oczy w skórę uniesionej ręki.
Powoli sięga po swoją teczkę, która stoi na podłodze obok krzesła, i wyciąga z niej kilka brązowych folderów. Otwiera jeden z nich i zapisuje coś, marszcząc czoło.
Jego wargi musnęły moje ucho…
Wiem.
Wiem, że Caleba tu nie ma. Postradałam zmysły. Właściwie to zauważam, że agent Reed jest całkiem przystojny. Nie tak przystojny jak Caleb. Mimo to wydaje mi się równie interesujący. Jego czarne jak smoła włosy wydają się nieco zbyt długie jak na wykonywany przez niego zawód, ale pozostają nienagannie ułożone. Miał na sobie typowy strój filmowego agenta: białą koszulę, czarny garnitur i ciemny krawat. Nosił to jednak swobodnie, jakby prywatnie ubierał się tak samo. Zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądałby nago…
Caleb zmienił mnie w kogoś takiego. Sam to przyznał. Jestem wszystkim, czym chciał, żebym była. I co dostałam w zamian?
Wiedziałam, że się uśmiechnął, chociaż nie mogłam tego zobaczyć. Wstrząsnął mną dreszcz tak potężny, że moje ciało niemal rzuciło się w stronę Caleba.
– Twoja matka powinna przyjechać dzisiaj – informuje agent Reed.
Ton jego głosu pozostaje beznamiętny, ale wzrok mówi coś innego. Czeka na moją reakcję. Serce zaczyna mi szybciej bić, ale chwila mija szybko i znowu czuję… odrętwienie. Jest moją matką, a ja jej córką. To nieuniknione. W końcu będę musiała się z nią zobaczyć. I wiem, że wtedy będę musiała to powiedzieć. Będę musiała powiedzieć jej, że nie chcę wracać do domu. Będę musiała kazać jej o mnie zapomnieć.
Z wdzięcznością przyjęłam wstrzymanie egzekucji, ale dlaczego aż pięć dni zajęło jej dotarcie tutaj? Może niepotrzebnie się martwiłam, że trudno będzie powiedzieć jej o moim odejściu. Nie wiem właściwie, co czuję.
– Wyjaśnij mi, co się z tobą działo przez te prawie cztery miesiące. Jeśli wytłumaczysz, skąd wzięłaś broń i pieniądze, zadbam o to, żebyś dzisiaj wyszła ze szpitala razem z matką – obiecuje Reed tonem przedstawiciela handlowego, który chce mnie namówić na zakup towaru.
Nie, dziękuję. Już wiedzą o pieniądzach, nie zajęło im to wiele czasu. Spoglądam na Reeda zmieszanym i niewinnym wzrokiem. Pieniądze? Wpatruje się we mnie przez sekundę, a potem spogląda na foldery i zapisuje coś skrycie. Agent Reed najwyraźniej nie łyknął mojej ściemy. Nie robi to na nim wrażenia. Przynajmniej nie mam do czynienia z kompletnym idiotą.
Jego wargi musnęły moje ucho.
– Odpowiesz mi z łaski swojej? Czy znowu mam cię do tego zmusić?
Tik-tak. Czas ucieka, a ja nie mogę bez końca chować się za zasłoną milczenia. Ciążą na mnie dość poważne zarzuty. Najwyraźniej nie da się po prostu wejść z Meksyku do Stanów Zjednoczonych. Wiem, że powinnam współpracować i opowiedzieć całą historię, żeby zyskać poparcie Reeda, ale nie potrafię się przełamać. Jeśli zacznę mówić, nigdy nie będę mogła zostawić tego wszystkiego za sobą. Do końca życia będę w cieniu tego, co się wydarzyło przez ostatnie cztery miesiące. Co więcej, nie mam pojęcia, co właściwie powiedzieć! Po raz setny dzisiaj tęsknię za Calebem.
Coś ścieka mi po szyi i zdaję sobie sprawę, że płaczę. Zastanawiam się, jak długo agent Reed mnie obserwował i czekał, aż się wreszcie złamię albo poddam. Czuję się zagubiona, a ta odrobina troski ze strony mężczyzny jest jak ostatnia deska ratunku. Nietrudno dostrzec w nim Caleba.
– Tak – wydukałam. – Jestem głodna.
Mija kilka długich i pełnych napięcia sekund, zanim mężczyzna przerwie niekończącą się ciszę.
– Możesz mi nie wierzyć, ale chcemy dla ciebie jak najlepiej. Jeśli nie spróbujesz pomóc nam pomóc tobie, wkrótce stracisz panowanie nad tym, co się z tobą dzieje. – Chwila ciszy dla lepszego efektu. – Potrzebuję informacji. Jeśli się boisz, możemy zapewnić ci ochronę, ale musisz okazać dobrą wolę. Każdy kolejny dzień, kiedy nic nie mówisz, oznacza kurczenie się twoich szans.
Czuję na sobie jego wzrok i wiem, że próbuje swoimi ciemnymi oczami skłonić mnie do udzielenia odpowiedzi. Przez chwilę chcę wierzyć, że naprawdę pragnie mi pomóc. Mogę sobie pozwolić na zaufanie nieznajomemu?
Co takiego chciał ode mnie, czego nie mógł sobie po prostu wziąć?
Otwieram usta, a słowa czają się na czubku języka. Skrzywdzi go, jeśli coś powiem. Zaciskam z powrotem wargi.
Agent Reed wydaje się sfrustrowany. I chyba słusznie. Bierze kolejny głęboki wdech i patrzy na mnie, jakby mówił „dobra, sama o to prosiłaś”. Sięga ręką do teczki i wyciąga z niej jeden z brązowych folderów, na które wcześniej patrzył. Otwiera go i najpierw СКАЧАТЬ