Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet. C.J. Roberts
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet - C.J. Roberts страница 25

Название: Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet

Автор: C.J. Roberts

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-7976-342-9

isbn:

СКАЧАТЬ między rozchylone wargi. Caleb w przeszłości wiele razy robił to z ludźmi, których nienawidził; z pewnością nie będzie miał problemu teraz, z kimś przez niego szanowanym.

      Młode ciało Caleba zareagowało na pocałunek i chłopiec naparł mocniej, w pogoni za ustami Rafiqa, jego smakiem. Mężczyzna go odepchnął.

      Caleb spanikował. Jeśli zostanie odrzucony, czeka go śmierć. Umrze ze wstydu, ponieważ był dziwką i nie znał innego życia.

      – Caleb, nie.

      – Nie będę walczył. Zrobię, co zechcesz – wyszeptał chłopiec drżącym ze strachu głosem.

      – W takim razie posłuchaj mnie teraz i przestań. – W głosie Rafiqa dało się słyszeć nutę pogardy.

      Caleb odsunął się i próbował wyminąć szybko Rafiqa, ale ten zastąpił mu drogę i złapał za rękę.

      – Przepraszam! Nie chciałem. Więcej tego nie zrobię. – Tym razem mówił rozpaczliwie, nie mogąc ukryć wstydu.

      Rafiq przyciągnął go do piersi i przycisnął mocno.

      – Nie jesteś już Kélebem. Nie jesteś psem i niczyją dziwką. Nie jesteś mi tego winien. Nie jesteś nikomu tego winien.

      Caleb rozpłakał się i przysunął bliżej. Nie potrafił nic z siebie wykrztusić.

      – Byłeś kiedyś z kobietą, Caleb? – wyszeptał Rafiq gdzieś wyżej.

      Chłopiec pokręcił głową. Widział je, oczywiście – Narweh trzymał też dziwki płci żeńskiej, ale odseparował je od chłopców. Kilka razy miał okazję zerknąć na ich ciała i zastanawiał się, jak by to było, gdyby ich dotknął, jednak nigdy tej przyjemności nie zaznał.

      Rafiq zaprowadził Caleba do jego pokoju i otworzył drzwi. Powoli wypuścił chłopca i nakazał mu wejść do środka. Caleb niechętnie rozluźnił uścisk i potulnie ruszył w stronę posłania, które przygotował sobie na podłodze.

      – Do jutra – powiedział Rafiq swobodnym tonem. – Jutro zaczniesz się uczyć, by kiedyś zająć miejsce obok mnie. Będziesz mógł przebierać w kobietach. – Uśmiechnął się do zszokowanego chłopca, a potem zamknął drzwi.

      Caleb wciąż nie mógł zasnąć, ale teraz z zupełnie innych powodów. Pierwszy raz, odkąd pamiętał, ekscytowała go myśl o tym, co może przynieść następny dzień.

* *

      Oczy Caleba otworzyły się w ciemności. Sen, wspomnienie, wciąż go nie opuszczało. Nagle znowu poczuł się jak młody chłopak, bojący się mroku, bojący się nieznanego, samotny. To dziwne, jak sen mógł przeobrazić się w rzeczywistość. Jak mógł przejąć kontrolę nad czyimś umysłem i wywołać emocje tak silne, że miały wpływ na ciało. Caleb poczuł gulę w gardle. Nie powinno jej tam być – przecież nie miał już nic wspólnego z tym przestraszonym chłopcem – a jednak jakoś się pojawiła. Serce waliło mu w piersi, a dłonie zrobiły się mokre od potu.

      Powtarzał sobie raz za razem, że to tylko sen, ale emocje kleiły się do niego jak gęsta melasa. Wielekroć próbował wyzuć się z tych uczuć, zmienić jedną stronę swojego psyche na drugą, nie mogąc zdecydować się między radością płynącą z pierwszego doświadczenia akceptacji a smutkiem, z jakim łączyła się wiedza o czekającej go przyszłości.

      RezA zginął. Rafiq spalił ciało Narweha tam, gdzie Caleb je zostawił – w domu. Wcale nie szukał ocalałych; nie ostrzegł żadnego z mieszkańców. Rafiq zdradził te informacje Calebowi po śniadaniu pewnego ranka, kiedy chłopiec wreszcie zebrał się na odwagę, by o to zapytać.

      Caleb opłakiwał śmierć ich wszystkich w odosobnieniu, gdy już ukarał się, parząc sobie skórę gorącą łyżką, której używał do mieszania fasoli. Czując ból, próbował wyobrazić sobie, co RezA musiał cierpieć przez ostatnie przerażające chwile swojego życia. Caleb zabił swojego jedynego przyjaciela, a sam doznał ran jedynie psychicznych, po oparzeniu zaś nie został żaden ślad.

      Caleb miał ochotę na kolejny prysznic, najlepiej tak gorący, by całkowicie wypełnił jego myśli, nie pozostawiając miejsca na nic innego. Wiedział jednak, że zachowuje się głupio i zapewne przyczyni się do większych obrażeń, niż mógłby wyleczyć, zanim przyjdzie mu wypełnić misję. Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz miał takie kompulsywne zachowania. Owszem, czasami potrzebował bólu, ale tego rodzaju potrzeby zazwyczaj rozciągały się na dłuższy czas. Natomiast w ciągu ostatnich tygodni już wiele razy musiał się im opierać. To nie mogło dłużej trwać.

      Rafiq zrobił to, co musiał zrobić. Żeby Caleb stał się człowiekiem, jakiego potrzebował Rafiq, żeby stał się człowiekiem, którym on chciał zostać, żaden świadek jego niewolnictwa u Narweha nie mógł przeżyć. Wtedy było mu trudno się z tym pogodzić, ale jako mężczyzna lepiej to rozumiał. RezA na jego miejscu zrobiłby to samo.

      Caleb przewrócił się na drugi bok i podniósł, żeby spojrzeć na leżącą na łóżku dziewczynę. Dużo się ruszała, jej nogi co jakiś czas podrygiwały pod pościelą. Calebowi wydawało się, że dziewczyna przez sen próbuje zmienić pozycję, ale ból jej na to nie pozwalał.

      Wróciły do niego jej słowa z samochodu:

      Mógłbyś zrezygnować ze sprzedania mnie… Mogłabym zostać z tobą… i być z tobą?

      Westchnął, żałując, że sprawy nie są prostsze. Co powiedziałby Rafiq na tę prośbę? Czy to musiała być prośba? Caleb w końcu był mężczyzną, do tego niebezpiecznym. Wystarczyłoby, żeby tylko poinformował Rafiqa o swojej decyzji. Jak trudne byłoby stwierdzenie, że Kotek to stracona sprawa? Jednak, szczerze mówiąc, niczego by to nie naprawiło. Na zawsze będzie już jej porywaczem, a ona jego więźniem. Musiał przestać kręcić się w miejscu. Miał plan i powinien się go trzymać. Koniec historii.

      Kotek ruszyła się jeszcze na łóżku, jęknęła kilka razy, a potem otworzyła oczy. Jej klatka piersiowa uniosła się ostro i opadła głęboko. Najwyraźniej nie tylko Calebowi śniły się koszmary. Musiał jednak docenić to, że nie krzyczała i nie wołała go. Rozejrzała się tylko po pokoju i zauważyła Caleba, a potem odwróciła wzrok i się podniosła.

      – Dzień dobry – powiedział cierpko.

      Kiwnęła głową, ale nie odpowiedziała. Zsunęła pościel powolnym ruchem, potem wstała sztywno i ruszyła do łazienki. Zamknęła drzwi i w ciągu kilku sekund Caleb usłyszał szum wody. Zastanawiał się, jak zamierza skorzystać z toalety, ponieważ zamiast sedesu była tylko dziura w podłodze, nad którą trzeba było kucać. Trudno będzie jej utrzymać równowagę ze względu na urazy, ale pomyślał, że może w tej chwili potrzeba intymności była dla niej ważniejsza niż potrzeba pomocy.

      Caleb zajął się sprzątaniem pokoju i zbieraniem rzeczy, których potrzebował tego dnia. Żadne z nich nie miało zbyt wiele ubrań, ale został im już tylko jeden dzień podróży, więc nie był to problem. Przejrzał zakupione wcześniej jedzenie i znalazł banany, a do tego jakieś bułeczki z malinami. W sam raz na śniadanie. Oprócz tego zostało im jeszcze sporo butelek wody. Spojrzał na zegarek i zdziwił się, że jest dopiero piąta trzydzieści. СКАЧАТЬ