Nigdy nie mówię nigdy. Marta W. Staniszewska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie mówię nigdy - Marta W. Staniszewska страница 8

Название: Nigdy nie mówię nigdy

Автор: Marta W. Staniszewska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-8119-289-7

isbn:

СКАЧАТЬ mocno niedomagał na wzroku i słuchu. Nie przeszkadzało mu to jednak sprawnie i z oddaniem pełnić funkcji portiera w naszej kamienicy.

      – Zupełnie nie wiem, o co ci chodzi, Meg – rzuciłam w jej kierunku. – Przecież ja nie zabraniam im pieprzyć się z innymi.

      Meg odmruknęła pod nosem jakieś przekleństwo i machnęła dłonią na podjeżdżającą taksówkę, dając jej znać, że to po nas jedzie.

      – Złościsz się, bo mam rację – zachichotałam, szturchając ją łokciem. Uśmiechnęła się do mnie smutno.

      – Złoszczę się, bo chciałabym żebyś poznała kogoś, kto o ciebie zadba. Kogoś w kim się zakochasz, a nie tylko będzie ci z nim dobrze w łóżku. Kogoś bliskiego na dobre i na złe.

      – Sama umiem zadbać o siebie wystarczająco dobrze.

      Poza tym mam Charliego.

      – Charlie nie będzie żył wiecznie – rzuciła w odpowiedzi Megan.

      – Charlie nie ma jeszcze siedemdziesiątki. Nie wysyłaj go na tamten świat, gdy tamten świat go jeszcze nie wzywa.

      – Wiesz, że nie o to mi chodzi, Sam, po prostu… – zawahała się. – Rozumiem, że nie chcesz związku, ale może chociaż zdecyduj się na jednego faceta, z którym sypiasz.

      – Nie widzę powodu, dla którego mam się ograniczać do tylko jednego.

      – Ja za to widzę – odparła Meg. – Z takich związków mogą być tylko kłopoty. Poza tym krzywdzisz ich. A już na pewno tego młodego. Jak on ma na imię…

      – Ethan – podpowiedziałam jej. Wiedziałam, do czego zmierza, ale nie podobała mi się konkluzja, jaką miała zaraz wygłosić.

      – Tak, Ethan, on kocha się w tobie po uszy. Nie widziałaś, jak na ciebie patrzy?

      – On wie, że nie mogę mu dać tego, czego oczekuje – powiedziałam. Taksówka podjechała pod krawężnik.

      – To daj mu odejść! Zakończ to i pozwól mu znaleźć sobie kogoś, kto odwzajemni jego uczucia. Powiedz mu prawdę o was i tym, co cię z nim łączy.

      Otworzyłam drzwi taksówki.

      – A tobie co tak nagle na nim zależy? – Wyprostowałam się i złożyłam ramiona na piersi.

      Na twarzy Meg widziałam jedynie troskę.

      – Zależy mi na tobie, Samantho Mimmi Ryder. Chcę, żebyś znalazła szczęście. Czy ty nie chcesz być szczęśliwa?

      – Czy nie bardziej fascynujące jest poszukiwanie szczęścia? – odrzuciłam jej pytanie, choć wiedziałam, że nie poprze mojego stanowiska.

      – Dla mnie najbardziej fascynujące jest dążenie do niego we dwoje – powiedziała.

      – Romantyczka jak zawsze – mruknęłam i wyszczerzyłam się do niej szczerze i serdecznie.

      – Wsiada pani? – spytał taksówkarz, gdy przetrzymywałam otwarte drzwi zbyt długo.

      – Wsiada pani, ble ble – sparodiowałam go, wykrzywiając śmiesznie usta. Chciałam zrobić cokolwiek, co zmieni atmosferę i humor Megan, i chyba mi się udało, bo moja przyjaciółka zachichotała radośnie i usiadła z tyłu.

      Przesunęła się na siedzeniu, a ja dołączyłam do niej. Podczas drogi do baru nie poruszyłyśmy już tematu Ethana. Omijanie tematów i kłamstwa. Tak, w tym byłam ostatnio mistrzynią.

      Meg wiedziała, że zasiała ziarno, które pękło i zaczęło kiełkować. Wkurzało mnie to jak cholera. Może rzeczywiście powinnam powiedzieć Ethanowi, że to, co nas łączy nigdy nie będzie związkiem. Ostatnio zaczął angażować się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Może powinnam dać mu odejść? Tyle że Ethan, był dużo milszym i bardziej opiekuńczym chłopakiem od Nate’a. Dobra, był ode mnie o dziesięć lat młodszy, ale gdy się kochaliśmy, jedyne, o czym myślał, to moja przyjemność, a po wszystkim przytulałby i całował mnie godzinami, gdybym mu na to pozwoliła. Tylko że ani on, ani Nathan nie mogli zostać nikim więcej niż moimi kochankami. Może zatem zamiast zrezygnować z Ethana, jak radziła Meg, powinnam na razie wyrzucić z mojego łóżka Nate’a? Czułam, że przez moralniaki prawione przez Megan ten wieczór nie będzie taki miły, jak zaplanowałam.

      Morrison’s było największym i najpopularniejszym pubem w centrum miasta, choć otworzono go dopiero niecały rok temu. Pieprzyku miejscu przysparzał fakt, iż klub ten nie był dostępny dla wszystkich. Wejście do niego mieli tylko co bogatsi biznesmeni, bananowe dzieciaki na utrzymaniu rodziców, celebryci i ludzie znani z telewizji. Cena za roczny karnet wejścia wynosiła bowiem dwadzieścia tysięcy dolarów, a jeszcze więcej płacąc w miesięcznych transzach. Nie bez powodu klub znany był także jako miejsce, gdzie poznawało się szastających kasą mężczyzn. Pamiętam, jak próbowałyśmy wejść do tego klubu zaraz po jego otwarciu i okazało się, że już wyprzedano wszystkie roczne i miesięczne wejściówki. Jakimś cudem, choć już myślałam, że nie uda nam się dostać do środka, ochrona wpuściła nas i przydzieliła status VIP, co oznaczało bezkolejkowe wejście, zawsze wolny stolik i drinka na przywitanie. Obstawiałam, że to zasługa Megan. Bo ona, jako jedyna z nas dwóch, była znana z ekranu telewizora.

      Tajemnicą poliszynela było, iż kobiety, oraz rzecz jasna mężczyźni, potrafili wydawać ostanie oszczędności na miesięczny bilecik do Morrison’s, który miał dać im przepustkę do bogatego sponsora.

      Wysiadłyśmy z taksówki na ulicy przed wejściem, gdzie kłębił się niewielki tłum pięknie ubranych przyszłych utrzymanek i eleganckich, młodych żigolaków. Wiem, wiem, byłam okropna, oczywiście nie wszyscy ci ludzie przychodzili tu po to, ale można było z całą pewnością powiedzieć, że co druga persona stojąca w kolejce do wejścia zjawiła się tylko w jasnym celu upolowania bogatego kochanka. Ustawiłyśmy się z Megan na początku kolejki, co spotkało się z kilkoma komentarzami i mruknięciami, ale zignorowałyśmy je jak zwykle. Ochroniarz, Frank, gdy tylko wychwycił nas swoim czujnym okiem, przywołał nas machnięciem dłoni, a tłum za nami zawrzał w proteście. Krótkie spojrzenie Franka wystarczyło, aby w kolejce na nowo zapanował błogi spokój. Z jakiegoś niewytłumaczalnego dla nas powodu, no może poza rozpoznawaną twarzą Megan – choć nie sądziłam, żeby to mogła być jedyna przyczyna – od samego otwarcia traktowano nas tu priorytetowo i wpuszczano do klubu, gdy tylko się przed nim pojawiałyśmy. Nie drążyłam tego fenomenu specjalnie, gdyż nie przeszkadzał mi status paravipowski, który nam nadano.

      Okej, stać nas było na roczny pakiet wejściowy. Ja byłam znaną w mieście właścicielką firmy aranżacyjnej i wykończeniowej, Megan była prezenterką pogody w krajowej stacji, ale i tak byłyśmy tylko drobnymi płotkami w oceanie wielorybów, które odwiedzały Morrison’s. Z pewnością nawet Nathan był bardziej znany od nas. Kilka razy po rozmowie z Megan postanawiałyśmy zbadać to zjawisko, ale po paru miesiącach przyzwyczaiłyśmy się do standardu i jednogłośnie go zaakceptowałyśmy. Wygodnie było mieć zawsze wolny stolik i nie czekać w kolejce do wejścia, więc nie widziałam powodu, by się nad tym zastanawiać.

      Przeszłyśmy przez podwójne mahoniowe wrota i skierowałyśmy nasze kroki prosto СКАЧАТЬ