Название: Nigdy nie mówię nigdy
Автор: Marta W. Staniszewska
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Эротика, Секс
isbn: 978-83-8119-289-7
isbn:
Podniosłam wolną ręką manhattana za cienką nóżkę i zaczęłam sączyć go małymi łykami, udając, że zainteresowała mnie wisienka na dnie kieliszka i próbując z całych sił zapanować nad drżeniem obu dłoni. Znów ponowiłam chęć wyrwania ręki, ale Henry przytrzymał mnie silniej, rugając mnie krótkim spojrzeniem. Alkohol ukoił ucisk w gardle. Sytuacja stała się zaskakująco niezręczna. Całość trwała może pięć sekund, ale dla mnie ciągnęła się jak wieczność.
– Cześć, Shepard. Kopę lat – odmruknął jedynie Henry niewzruszony tonem Nathana. – Co słychać u Mandy? Ostatnio, gdy was razem widziałem, planowaliście drugie dziecko.
– Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy, Morrison. Zająłeś moje miejsce, i chyba naprzykrzasz się mojej kobiecie.
Nathan odstawił na stolik drinki, które niósł w dłoniach, a ja niemal udławiłam się na jego słowa. No i doigrałam się! Otworzyłam szeroko oczy na Meg, a ona tylko uśmiechnęła się, wyszczerzając zęby w złośliwym: a nie mówiłam?
– Mojej kobiecie? – syknęłam. – Co ja jestem? Trofeum w igrzyskach?
Nathan, zapatrzony w Henry’ego, chyba nawet nie usłyszał, co powiedziałam.
I nagle do mnie dotarło. Henry wiedział, że Nathan był tu ze mną i wiedział, kim jest. Choć nadal nie umiałam połączyć faktów i przebiegu zdarzeń, nie wiedziałam, czy bardziej jestem wdzięczna Henry’emu za to, co zrobił, zaskoczona, skąd wiedział, czy może jednak wściekła, że o wszystkim dowiaduję się ostatnia.
A wiec ona istniała i miała na imię Mandy… Jedno imię, które przesądziło sprawę. A do tego dzieci? Siedziałam i bez słowa patrzyłam na dalszy rozwój wydarzeń. Już nie próbowałam wyrwać dłoni. Oparłam się o podłokietnik kanapy, a Henry przysunął się do mnie i objął ramieniem. Wtuliłam się w nie bez protestu. Muzyka w mojej głowie ucichła i mogłam słyszeć już tylko bicie własnego serca i głos Henry’ego, który patrząc pewnie w oczy Nate’a, z bezczelnym uśmiechem podsunął nasze dłonie bliżej swojego rozporka, ale na tyle daleko, żeby nie wprawić mnie w zbędne zakłopotanie. Ja jednak nie miałam zamiaru zwracać najmniejszej uwagi na Nathana i podjęłam grę Henry’ego. Położyłam rękę na jego jeansach, masując jego udo wolno w górę i dół, sącząc przy tym frywolnie drinka. Kącik ust Henry’ego drgał mimowolnie, ale nie zająknął się, gdy gładząc mój bark delikatnym muśnięciem powiedział:
– Nie wiedziałem, że Samantha to twoja kobieta. – Popatrzył teraz na mnie pytająco i uśmiechnął się leciutko, gdy położył palce na mój kark, a potem wsunął je w moje włosy i zaczął bawić się kosmykiem. Włoski na całym ciele stanęły mi na baczność. – Czy Nate to twój mężczyzna, Samantho? – spytał, a jego przeszywający wzrok powiedział mi, że dobrze znał odpowiedź na swoje pytanie. Był w tym niesłychanie bezczelny, ale i zabawny w pewnym sensie.
– Nie. Znamy się od paru tygodni, ale nie jesteśmy razem – odpowiedziałam, nie mogąc oderwać oczu od jego idealnych ust, które znów oblizał wolno.
Henry nie czekał, aż powiem coś więcej, tylko pochylił się do mnie i pocałował mnie tymi swoimi pięknymi wargami tak, że zabrakło mi powietrza w płucach i mało nie upuściłam drinka. Klub zawirował. To zdecydowanie nie był pocałunek geja. Zatonęłam w tym pocałunku, w jego ciele, w jego zapachu, chciałam więcej, mocniej, dalej.
Nagle oderwał swoje usta, pociągnięty przez Nathana za poły kurtki i leniwie wstał z miejsca.
Meg patrzyła na nas jak na dziwadła cyrkowe, a Lucy uśmiechała się do siebie.
– Widzisz, Shepard… – skierował teraz uwagę na zaskoczonego Nathana, który spiął się i skrzywił, jakby wiedział, co Henry zaraz powie. – Samantha jest tu dziś ze mną, tak więc spadaj – rzucił sucho.
Nie zaprzeczyłam. Nie umiałam. Chciałam, żeby Nate spadał! Wciąż czułam wilgoć warg Henry’ego, słodki smak jego pocałunku zmieszanego z whisky. Pocałunku, który odebrał mi zmysły, poza tymi, którymi odbierałam jego całego. Chciałam, żeby pocałował mnie ponownie.
Ludzie wokół zaczęli szeptać i odwracać głowy w naszym kierunku. Dwóch ochroniarzy stojących daleko pod ścianą ruszyło w tę stronę.
Nate popatrzył na Henry’ego, następnie na mnie i zmarszczył czoło.
– Dziwka – wykrztusił z siebie i chwilę później leżał na posadzce klubu, krwawiąc z nosa, a dwie chwile potem był wynoszony przez ochronę za ręce i nogi. Ledwo zarejestrowałam fakt, kiedy to Henry trafił pięścią prosto w szczękę Sheparda, a drugim ciosem w nos powalił go ostatecznie. Następnie usiadł obok mnie z gracją i wychylił swoje whisky.
– Zabierzcie te zwłoki – polecił ochronie, która pojawiła się przy stoliku maksymalnie w sekundę od uderzenia.
Siedziałam z rozdziawioną buzią, nie wiedząc, co powiedzieć. Czy nikt oprócz mnie nie zauważył, że Henry właśnie rozkwasił kolesiowi nos w środku lokalu i że to nie on został wyniesiony bezwładny jak wór z kartoflami, a jego ofiara? Co prawda Nathan Shepard i jego nos w tej chwili obchodzili mnie mniej niż dalsze losy mojej zeszłorocznej choinki, co nie zmieniało faktu, że w tym obrazku coś było nie do końca w porządku.
Henry wyprostował poły swojej kurtki. Przeczesał palcami włosy i kiwnął na kelnerkę, a ta posłusznie przydreptała z kolejną porcją whisky.
– Czy ty przypadkiem właśnie nie zrobiłeś Nate’owi z nosa marmolady? – zdziwiłam się.
– Nazwał cię dziwką. Nie mogłem tego tak zostawić – stwierdził beznamiętnie Henry. – Nikt nie będzie nazywał kobiety w moim towarzystwie w taki sposób.
– Uderzyłeś go, i tak po prostu nakazałeś ochronie go wynieść, po czym usiadłeś i pijesz spokojnie whisky…
– Tak – przyznał z rozbrajającą szczerością. – Miałem coś do dokończenia.
– Co takiego?
– To – odparł i przyciągnął mnie do siebie jak marionetkę, po czym pocałował namiętnie i głęboko. Nie umiałam go powstrzymać i nie chciałam. Moje usta ustąpiły bez protestu, a ciało dostosowało się do rytmu, który narzucił. Wsunął język w moje usta i delikatnie zakręcił, jakby badał mój smak i upewniał się, czy mu odpowiada. On smakował za to jak cukierek z alkoholowym wkładem. Nie mogłam się nasycić tym smakiem, więc kiedy przerwał, poczułam dojmujący brak jego ust na swoich. – Zacznijmy od nowa… – szepnął, ale zorientowałam się, że i jego oddech również się pogłębił – …bo poprzednio jakiś gnojek przeszkodził mi w udanym podrywie – mrugnął do mnie powieką, a jego oczy zabłysły szelmowsko. Zaśmiałam się w głos.
– To był podryw? – zdziwiłam się z aktorską biegłością. – Wyglądało mi bardziej jak zapasy jaskiniowców.
– Flintstone – przedstawił się СКАЧАТЬ