W pogoni za szejkiem. Tara Pammi
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W pogoni za szejkiem - Tara Pammi страница 6

Название: W pogoni za szejkiem

Автор: Tara Pammi

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-3159-6

isbn:

СКАЧАТЬ zamknął mnie i oskarżył o spisek, a teraz umieścił w królewskim apartamencie ze służbą, pomyślała z niedowierzaniem. Przesunęła palcem po spierzchniętych, popękanych wargach. Bluzka, którą miała na sobie, była katastrofalnie wygnieciona, kremowe spodnie wyglądały mocno nieświeżo.

      ‒ Nigdy dotąd nie zemdlałam – powiedziała. – Proszę wyjąć igłę kroplówki, bo chciałabym się umyć i wyjść.

      Kobieta potrząsnęła głową.

      ‒ To niemożliwe.

      Lauren miała za sobą ciężki dzień i nie zamierzała słuchać poleceń obcych osób.

      ‒ Przepraszam, ale kim pani jest?

      ‒ Należę do zespołu pałacowych lekarzy, jestem tu jedyną kobietą lekarzem. Jego wysokość polecił mi osobiście się panią zająć.

      Minęła dłuższa chwila, zanim Lauren zdała sobie sprawę, kogo kobieta ma na myśli.

      ‒ Cóż, jeśli o mnie chodzi, to jego wysokość może sobie nadmuchać – mruknęła pod nosem.

      Lekarka otworzyła usta ze zdumienia i popatrzyła na Lauren takim wzrokiem, jakby tej nagle wyrosły dwie dodatkowe głowy. Lauren poczuła się jak idiotka.

      ‒ Przepraszam, doktor…

      ‒ Doktor Farrah Hasan.

      ‒ Przepraszam, doktor Hasan, ale naprawdę muszę się zbierać. Gdyby była pani tak dobra i podała mi moją komórkę… ‒ Wskazała torbę z szarej, metalizowanej tkaniny, która wyglądała zupełnie nie na miejscu na wspaniałej sofie, obitej czerwonym aksamitem. – Chciałabym zadzwonić na lotnisko i zmienić godzinę odlotu…

      ‒ Nie może pani stąd wyjść, panno Hamby, i to nie tylko dlatego, że jego wysokość wyraźnie tego zabronił. – Lekarka mówiła pośpiesznie, jakby obawiała się, że Lauren znowu straci panowanie nad sobą. – Chodzi o pani stan, jest pani naprawdę bardzo osłabiona. Zalecałabym co najmniej tygodniowy odpoczynek w łóżku, a na długodystansowy lot może pani pozwolić sobie za jakieś dwa tygodnie.

      ‒ Mój stan? – Serce Lauren zaczęło bić tak mocno i szybko, że wyraźnie słyszała jego gorączkowe uderzenia. – Nie dolega mi przecież nic poza lekkim odwodnieniem…

      Z winy jego wysokości, pomyślała, lecz tym razem udało jej się utrzymać język na wodzy.

      ‒ Mówię o pani ciąży – doktor Hasan zmarszczyła brwi. – Nie wiedziała pani?

      Lauren gwałtownie potrząsnęła głową i stłumiła wybuch nerwowego śmiechu. Lekarka wciąż patrzyła na nią z tą samą powagą.

      ‒ Przecież to niemożliwe – wykrztusiła Lauren.

      Opadła na łóżko, wstrząsana lawiną dreszczy.

      Ciąża? Przecież brała tabletki, nie ominęła ani jednego dnia. Z całej siły ścisnęła prześcieradło w dłoniach, z kącików oczu pociekły jej łzy. Szok i lęk walczyły o lepszą pozycję w jej ciele i umyśle. Nie mogła być w ciąży. Dziecko potrzebowało bezwarunkowej miłości i stabilizacji, obojga rodziców, którzy stawiają potrzeby małej istoty ponad wszystkim innym, ponad własnymi ambicjami i obowiązkami.

      Tymczasem ona i Zafir nie mieli do siebie ani odrobiny zaufania…

      Panika ogarnęła ją szeroko rozpostartymi skrzydłami i znowu zrobiło jej się słabo.

      ‒ Proszę spokojnie oddychać – odezwała się doktor Hasan.

      Lauren usłuchała polecenia, zadowolona, że ma przy sobie kogoś, kto powie jej, co ma robić. Kiedy przyszła do siebie, spod grubej warstwy przerażenia wydobyło się jakieś inne, nieznane uczucie. Podwinęła rąbek bluzki i przycisnęła rozpostarte dłonie do brzucha. W jej ciele oddychało maleńkie życie, które w tej chwili chyba dodawało jej odwagi, zupełnie niespodziewanie.

      Dziecko.

      Praca na oddziale pogotowia ratunkowego w szpitalu w Brooklynie pochłaniała całą jej energię, fizyczną i emocjonalną. Nigdy nie miała nawet chłopaka. Na co dzień miała do czynienia głównie z samotnymi matkami oraz ich problemami. Ta twarda rzeczywistość, w połączeniu z jej własnym dzieciństwem, na trwałe wyjaśniła jej przynajmniej jedną życiową okoliczność – nie powinno się sprowadzać na świat dziecka, które nie ma szans dorastać w cieple miłości obojga rodziców.

      ‒ Czy… Czy z dzieckiem wszystko w porządku?

      Doktor Hasan uśmiechnęła się, chyba z ulgą, jakby wreszcie uspokoiła się co do umysłowego stanu Lauren.

      ‒ To bardzo wczesna ciąża, rzecz jasna. Jeśli chodzi o pani zdrowie, wszystko wydaje się w porządku, ale jest pani odwodniona, mam też pewne obawy co do poziomu żelaza we krwi. Nie ma się jednak czym martwić – tydzień porządnego odpoczynku, dobre jedzenie i wyjdziemy na prostą.

      Lauren kiwnęła głową. Na samą myśl, że ma spędzić parę dni w pobliżu Zafira, robiło jej się zimno, nie zamierzała jednak ryzykować. Postanowiła zostać tu przez tydzień, a potem wrócić do Nowego Jorku, prawie zgodnie z planem.

      Musiała uporządkować swoje życie, a nie mogła przecież zrobić tego tutaj. Szybko doszła do wniosku, że po powrocie dokładnie wszystko przemyśli i dopiero wtedy mu powie.

      ‒ Jest pani przyjaciółką Zafira? – zapytała.

      W oczach lekarki pojawił się wyraz najszczerszej dumy.

      ‒ Tak. Zafir… To znaczy, jego wysokość i ja znamy się od dziecka.

      ‒ Czy jako pani pacjentka mogę liczyć na pani dyskrecję?

      ‒ Oczywiście.

      ‒ Proszę mówić mi po imieniu, dobrze? – Lauren zacisnęła dłonie na brzegu prześcieradła. – Bardzo mi zależy, żeby ta wiadomość została na razie między nami. Mój stan nie ma nic wspólnego z Zafirem, nie ma więc najmniejszego powodu, żeby o nim wiedział.

      Lekarka zmarszczyła brwi.

      ‒ Oczywiście, nie jest to informacja, którą należy komukolwiek wyjawiać, jednak jeśli…

      Lauren odwróciła się twarzą do ściany. Dla dobra wszystkich zainteresowanych w tej chwili powinna ograniczyć rozmowy z obcymi do absolutnego minimum.

      Zafir z westchnieniem ulgi podpisał ostatni dokument i wrzucił go do tacki przeznaczonej dla jego asystenta. Jeden z jego ukochanych projektów, plan przekazania pieniędzy na zakup lepszego sprzętu medycznego w klinice dla kobiet na obrzeżach miasta, był już w fazie finalnej. Z kliniki korzystać miały kobiety z plemion nadal koczujących na pustyni, kobiety, którym opieka medyczna mogła uratować życie.

      Podniósł się zza masywnego dębowego stołu, podszedł do barku, nalał sobie szklaneczkę whisky i wypił ją jednym haustem. Alkohol przemknął przez przełyk parzącym strumieniem, nie złagodził jednak gorzkiego uczucia frustracji. Świadomość, że Lauren СКАЧАТЬ