Название: W pogoni za szejkiem
Автор: Tara Pammi
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-276-3159-6
isbn:
Drgnął i cofnął się o krok. Nie był nawet w stanie ukryć zaskoczenia.
‒ Widziałam reportaże z rozruchów. Nie odzywałeś się, wiedziałam, że wiele osób zginęło podczas walk, więc pomyślałam, że ty też, za twój kraj. – Wzięła głęboki oddech i potarła powieki, nagle niewyobrażalnie zmęczona. – Jestem głupia, prawda? Gdyby ci na mnie zależało, sięgnąłbyś po telefon, albo nie, zaraz, po prostu wydałbyś polecenie i jeden z twoich goryli zadzwoniłby, żeby mnie poinformować, że żyjesz. I że wszystko między nami skończone.
Patrzył na nią bez słowa, nawet nie mrugnął. Czyżby uważał, że wszystko to nie miało dla niej żadnego znaczenia? Czy ona sama nic dla niego nie znaczyła?
‒ Niczego ci nie obiecywałem.
Kiwnęła głową, chociaż naprawdę dużo ją to kosztowało.
‒ Jak słusznie zauważyłeś parę minut temu, połączył nas tylko przelotny romans, może nawet była to zaledwie wymiana usług seksualnych.
Roześmiała się, chociaż oczy miała pełne łez. Kręciło jej się w głowie, zupełnie jakby w pokoju zabrakło tlenu.
‒ Wreszcie dotarło do mnie, że człowiek, którego chciałam opłakiwać, po prostu nie istnieje – powiedziała.
Jej słowa uderzyły Zafira jak zaciśnięta pięść. Kiedy byli razem w Nowym Jorku, nie był ani odsuniętym od tronu, osieroconym synem, ani władcą. Był Zafirem, młodym mężczyzną, który mógł robić to, na co miał ochotę.
Jednak tamten czas już się skończył.
Lauren oblizała wargi, z wyraźnym trudem przełknęła ślinę i zbladła jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.
‒ Jeśli więc nie zamierzasz poddać mnie torturom, to poleć jednemu ze swoich ludzi, by przynieśli mi szklankę wody. Strasznie boli mnie gardło…
Zachwiała się i osunęła po ścianie na betonową podłogę, ale Zafir chwycił ją, zanim upadła i podtrzymał. Przyciągnął ją do siebie i odgarnął jedwabiste pasma włosów z rozpalonej twarzy. Nie ulegało wątpliwości, że Lauren jest poważnie odwodniona.
Coś takiego mogło się przydarzyć każdemu, kto pierwszy razy przyjechał do gorącego kraju, lecz jej omdlenie było bezpośrednim rezultatem jego czynów – to z jego polecenia zamknięto ją tu na cały ranek, bez wody.
Obejmując ją jednym ramieniem, sięgnął po telefon i wybrał numer Arifa. Delikatnie przesunął palcem po upartej linii jej szczęki, zafascynowany kontrastem swojej brązowej skóry z jej jasnym, prawie białym policzkiem.
No, właśnie… Zafascynowała go od pierwszej chwili, wystarczyło, że na nią spojrzał. Piękne rysy, cera jak alabaster i zmysłowe wargi, które kazały mu zapomnieć, że nie może pozwolić sobie na coś tak frywolnego jak płomienny romans. Zresztą nawet gdyby potrafił oprzeć się czarowi jej urody, i tak podbiłaby go ostrym językiem i pragmatycznym podejściem do życia. Nigdy wcześniej nie spotkał takiej kobiety. Cały czas wiedział jednak, że ich związek może być tylko chwilowy i dlatego zostawił ją, kiedy przyszedł czas jego powrotu do Behraatu. Ale dlaczego nie powiedział jej, że wszystko skończone? Wystarczyłby jeden telefon, prawda? Dlaczego nie był w stanie go wykonać?
Kiedy drzwi się otworzyły, wziął ją na ręce i ostrożnie położył na noszach. Potrząsnął głową, gdy Arif otworzył usta, by coś powiedzieć. Obaj czekali w milczeniu, aż pielęgniarze sprawdzą jej tętno, ciśnienie krwi i temperaturę.
Nie mógł pozwolić jej odejść, musiał zdobyć tamto nagranie wideo, nie zamierzał jednak trzymać jej dłużej pod kluczem.
‒ Umieśćcie ją w gościnnym apartamencie w moim skrzydle pałacu – polecił. – Niech ktoś z mojej straży przybocznej stanie pod drzwiami, a doktor Farrah dokładnie sprawdzi, czy wszystko z nią w porządku.
Trzej obecni w pokoju mężczyźni zamarli. Rozkaz szejka stał w oczywistej sprzeczności z obowiązującymi w kraju zasadami, które surowo wykluczały obecność niezamężnej kobiety w pobliżu mieszkania mężczyzny, nawet jeśli taka okoliczność byłaby wynikiem pomyłki.
‒ Możemy przewieźć ją do kliniki dla kobiet w mieście i tam postawić straż – odezwał się Arif.
‒ Nie.
Nie chciał, by się ocknęła w szpitalu w obcym kraju, całkiem sama. To on ponosił winę za to wszystko i nie mógł pozwolić, by cierpiała jeszcze bardziej. Musiał mieć ją blisko siebie, w miejscu, gdzie mogłaby dojść do siebie z dala od pełnych niezdrowej ciekawości i niechęci oczu. Tak jak jej powiedział, nie był przeciętnym, zwyczajnym człowiekiem. Nie, był szejkiem i zamierzał skorzystać z przysługującej mu władzy, do diabła.
‒ Wykonaj mój rozkaz, Arif.
Spojrzał na nią ostatni raz, odwrócił się i ruszył do windy. W uszach wciąż brzmiały mu słowa Lauren: „Człowiek, którego chciałam opłakiwać, po prostu nie istnieje”.
Pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bliska była prawdy. Tamten beztroski, łatwo ulegający namiętnościom człowiek, którego poznała w Nowym Jorku, rzeczywiście nie istniał.
ROZDZIAŁ TRZECI
Lauren powoli uniosła powieki, czując lekkie szarpnięcie za przegub dłoni. Miała wrażenie, że usta ma pełne waty, zupełnie jakby bardzo długo nie piła. Rozejrzała się dookoła, podparła na łokciach i ostrożnie usiadła.
Leżała na wielkim łóżku, na miękkiej, pachnącej pościeli. Powietrze przepełnione było subtelnym aromatem róż, na przeciwległej ścianie wisiała ciemnoczerwona tkanina, zasłony z przejrzystego jedwabiu rozwiewał lekki wiatr. Przez głowę przemknęła jej myśl, że całej jej mieszkanie w Queens bez trudu zmieściłoby się w tym jednym pokoju.
‒ Jak to dobrze, że pani policzki wreszcie odzyskują normalny kolor – odezwał się kobiecy głos w nogach łóżka.
Lauren poruszyła się i znowu poczuła lekkie szarpnięcie. Gdy spojrzała na swoją rękę, zobaczyła wbitą w przegub igłę kroplówki. Nieznajoma kobieta zbliżyła się, położyła chłodną dłoń na czole Lauren i skinęła głową. Miała na sobie intensywnie czerwoną tunikę z kołnierzem i długimi rękawami, a pod nią czarne spodnie. Włosy nosiła ściągnięte w koński ogon, a skóra, odcień lub dwa jaśniejsza od miedzianej skóry Zafira, dosłownie promieniała i Lauren poczuła się przy niej jak przejrzysta zjawa.
‒ Gorączka spadła. Ma pani ochotę czegoś się napić?
Gdy Lauren kiwnęła głową, kobieta, zamiast podać jej szklankę, podtrzymała ją ramieniem i przytknęła brzeg naczynia do jej ust. Chłodny płyn w jednej chwili ukoił jej gardło i przywrócił normalne czucie w ustach.
‒ Gdzie jestem?
Gładkie СКАЧАТЬ