Miłość i reszta życia. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miłość i reszta życia - Diana Palmer страница 15

Название: Miłość i reszta życia

Автор: Diana Palmer

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-276-1802-3

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Oni… ci dwaj… nie mieli z tobą szans – szepnęła Sally, wciąż oszołomiona tym, czego była zarówno uczestnikiem, jak i świadkiem.

      Zadrżała. Nagle ciszę, jaka zapadła, przerwał głos Eba:

      – Sally, prosiłem cię, żebyś naprawiła to cholerne koło!

      Z trudem przełknęła ślinę. Czuła się dostatecznie upokorzona przez tamtych dwóch; nie zamierzała pozwolić, żeby Eb też się na niej wyżywał.

      – Nie słucham rozkazów – oznajmiła hardo.

      – A ja ich nie wydaję – rzekł ostro. – Nie każę, lecz proszę i radzę. Skutki ignorowania moich rad poznałaś na własnej skórze. Przynajmniej miałaś dość rozumu, żeby mi się nagrać na sekretarkę. Ale co by było, gdybym nie zdążył odsłuchać wiadomości? Wiesz, co by ci zrobili? Opowiedzieć ci?

      – Przestań! – Ukryła twarz w dłoniach. Jej ciałem znów wstrząsnął dreszcz.

      – Przestań? Postąpiłaś bardzo głupio, Sally. Miałaś ogromne szczęście, że skończyło się tylko na strachu. Pamiętaj, następnym razem mogę nie zdążyć w porę.

      – Męski szowinista! – zirytowała się.

      Ująwszy ją za ręce, odsłonił jej twarz.

      – Niech ci będzie – rzekł z powagą. – Myśl sobie, co chcesz, ale na przyszłość słuchaj moich poleceń. Od lat mam do czynienia z takimi zbirami. Nie żartowałem, ostrzegając cię przed wychodzeniem samej po ciemku. Teraz rozumiesz, co ci grozi, prawda? Więc napraw to cholerne koło i kup sobie komórkę.

      Zakręciło się jej w głowie.

      – Nie stać mnie na komórkę – bąknęła.

      – Nie wygaduj bzdur. Gdybyś miała telefon, może by nie doszło do tego, co się stało. – Na moment zamilkł. – Czy ci się to podoba, czy nie, mężczyźni odznaczają się większą siłą od kobiet. Oczywiście nie zawsze i nie wszyscy, ale na ogół tak jest. Może doświadczona policjantka lub agentka poradziłaby sobie z pijakiem, ćpunem czy zwykłym łobuzem. Ale policjantki i agentki przechodzą specjalne szkolenie, podczas którego uczą się walczyć. Natomiast ty jesteś żółtodziobem.

      Ponownie zadrżała. Włosy miała potargane. Na ramionach, w miejscu, gdzie zaciskali łapy napastnicy, wykwitły sińce. Wciąż była oszołomiona tym, co się wydarzyło, ale powoli zaczynała sobie uświadamiać, że gdyby nie Ebenezer, wszystko mogłoby się zakończyć tragicznie.

      Puścił jej nadgarstki, lecz jeszcze przez chwilę przyglądał się jej z napięciem.

      – Jedno muszę przyznać: odwagi ci nie brakuje.

      – Jasne. Ale pożytek z niej niewielki. – Roześmiała się gorzko, odgarniając z twarzy kosmyk włosów. – Jestem żałosna!

      – Powiedz, kto ci podsunął idiotyczny pomysł z kupnem gazu? – spytał z zaciekawieniem, przypomniawszy sobie pojemnik z gazem w jej torebce.

      – Oglądałam kiedyś w telewizji program o samoobronie dla kobiet.

      – Posłuchaj, gaz jest niebezpiecznym i mało pożytecznym narzędziem. Trzeba skierować strumień prosto w oczy napastnika, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. A jeżeli wiatr wieje w niewłaściwą stronę, możesz oślepić samą siebie. A gwizdek… nawet gdybyś zdołała go użyć, nikt by cię na tym odludziu nie usłyszał. – Westchnął ciężko na widok jej zawstydzonej miny. – Dlaczego nie rzuciłaś się do ucieczki?

      W odpowiedzi Sally podniosła nogę, demonstrując buty na wysokich obcasach.

      – Jeżeli… odpukać… kiedykolwiek znajdziesz się w podobnej sytuacji, ściągaj obuwie i gnaj boso na złamanie karku.

      Uśmiechnęła się niepewnie.

      – Dobrze – obiecała.

      Delikatnie pogładził ją po policzku.

      – Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało – rzekł cicho.

      – Zachowałam się jak idiotka – szepnęła. – Przysięgam, już nigdy więcej… – Potrząsnęła głową. – Na szczęście ucierpiała jedynie moja duma.

      Dojechawszy przed dom Jessiki, zauważył, jak w salonie ktoś odciąga na bok zasłonę w oknie, a potem ją opuszcza.

      – Zaraz po odsłuchaniu twojej wiadomości przysłałem tu Dallasa – wyjaśnił Eb, odpinając Sally pasy bezpieczeństwa. – Na wszelki wypadek, żeby Jess ze Steviem nie byli sami. – Westchnął. – Powinnaś mi była wcześniej powiedzieć o zebraniu w szkole.

      – Wiem. – Usiłowała przełknąć łzy. Dzisiejszego wieczoru przeżyła szok, którego nie zapomni do końca życia. – Było ich trzech, Eb. Trzeci został na ganku przed domem. Ostrzegł kumpli, że Lopezowi nie spodoba się to, co robią. Że niepotrzebnie zwrócą na siebie uwagę.

      Przez chwilę nic nie mówił, jedynie obserwował wyraz obrzydzenia malujący się na jej twarzy. Międliła w palcach poły koszuli, którą ją okrył; chyba nie zdawała sobie sprawy, że ma podartą bluzkę. Ponownie zerknął na okno w salonie.

      – Chodź tu – powiedział czule, zagarniając Sally w ramiona.

      Przycisnąwszy ją do piersi, wtulił twarz w jej szyję. W ciszy gładził jedwabiste włosy dziewczyny, pozwalając się jej wypłakać.

      Oparła zaciśnięte w pięści dłonie na jego czarnym podkoszulku i zaniosła się niepohamowanym szlochem.

      – Boże! Jestem taka wściekła! – łkała. – Wtedy, jak mnie ciągnęli na pobocze, czułam się jak szmaciana lalka! Nic nie mogłam zrobić.

      – Czasem tak bywa – szepnął jej do ucha. – Czasem trzeba się poddać. Każdemu zdarza się przegrać.

      – Założę się, że ty zawsze pokonujesz przeciwnika. – Pociągnęła nosem.

      – Dawno temu na obozie treningowym uległem facetowi o połowę mniejszemu ode mnie, który był mistrzem hapkido. Zdobyłem cenną lekcję: nigdy nie należy lekceważyć siły i determinacji przeciwnika.

      Chustką, którą wcisnął jej w dłoń, otarła oczy.

      – Masz rację – powiedziała, wzdychając ciężko. – Zawsze znajdzie się ktoś większy i silniejszy. Nie sposób wygrać za każdym razem.

      – No właśnie. – Pokiwał z aprobatą głową.

      Osuszyła ostatnie łzy i obróciwszy się na kolanach Eba, utkwiła spojrzenie w jego twarzy.

      – Dzięki, że mnie uratowałeś.

      Wzruszył ramionami.

      – E, tam! Drobnostka.

      Udało СКАЧАТЬ