Название: Miłość warta miliony
Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-276-1368-4
isbn:
– Nie, o ile nie będę musiała ich znaczyć rozpalonym żelazem – mruknęła.
– Och, nie! – odparł ze śmiechem. – Zapewniam, że to nie będzie konieczne. Ballengerowie szukają sekretarki, która na czas urlopu macierzyńskiego jednej z pracownic przejmie jej obowiązki. W tej chwili biuro prowadzi żona Calhouna Ballengera, Abby, wiem jednak, że nie może się doczekać, aby ktoś ją zastąpił. Potrafi pani obsługiwać komputer?
– Tak, w college’u zrobiłam kilka kursów komputerowych.
– Świetnie.
– Ale może oni już kogoś znaleźli…
– Nie sądzę. W naszym miasteczku nie ma zbyt wielu chętnych do pracy na pół etatu. Jeśli już, są to najczęściej uczniowie szkół średnich, którym nie bardzo odpowiada praca w takim miejscu jak tuczarnia.
– Mnie to nie przeszkadza, bylebym tylko mogła zarobić na mieszkanie.
– Zarobi pani. Proszę, tutaj jest adres firmy. – Podał jej kartkę. – Niech pani powie, że chce rozmawiać z Justinem lub Calhounem Ballengerem. I proszę się na mnie powołać. Zaręczam, że będzie pani zadowolona. To bardzo mili ludzie – dodał, wstając, by podać jej dłoń na pożegnanie. – Polubi ich pani.
– Mam nadzieję. Po tym, co mi pan powiedział, przestałam lubić mojego wuja.
– Rozumiem panią, choć muszę zaznaczyć, że Henry nie jest złym człowiekiem. Zresztą – dodał z ociąganiem – to wszystko jest nieco bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać.
Po tej uwadze przebiegł ją zimny dreszcz. Niewybredny sposób, w jaki wuj podsuwał ją swemu bogatemu przyjacielowi, był dla niej bardzo krępujący.
– Domyślam się, że sytuacja nie jest prosta – odparła z wahaniem. – Interesuje mnie, w jaki sposób wuj Henry prowadził moje interesy przez ostatnie dwa miesiące. Czy wie pan coś na ten temat?
– Niestety, nie – przyznał Holman. – Prosiłem go o dostarczenie wyciągów z pani konta, ale odmówił ujawnienia jakichkolwiek dokumentów, dopóki nie skończy pani dwudziestu jeden lat.
– Nie brzmi to obiecująco – zauważyła nerwowo. – O ile mi wiadomo, ojciec zdeponował w funduszu powierniczym dwa miliony dolarów. Chyba niemożliwe, żeby wuj wydał te pieniądze w ciągu kilku tygodni, prawda?
– To mało prawdopodobne. Proszę się nie niepokoić. Wszystko będzie dobrze. Niech pani koniecznie skontaktuje się z Ballengerami. Życzę szczęścia.
– Będzie mi bardzo potrzebne. Dziękuję za pomoc – powiedziała, wychodząc z kancelarii.
Tuczarnia Ballengerów była gigantycznym przedsiębiorstwem. Fay mieszkała w Jacobsville bardzo krótko, nie miała więc okazji dokładnie obejrzeć całego zakładu, który oglądany z bliska oszałamiał wielkością. Bardzo korzystne wrażenie robiła na niej czystość w oborach oraz dbałość o zachowanie dobrych warunków sanitarnych.
Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadził z nią Justin Ballenger, wysoki i smukły mężczyzna, który mimo ewidentnego braku urody wydał jej się miły i uprzejmy.
– Ma pani świadomość, że będzie to praca tymczasowa? – upewnił się, pochyliwszy się lekko w jej stronę. – Nasza sekretarka, Nita, planuje wrócić do pracy za kilka tygodni.
– Wiem, pan Holman uprzedził mnie o tym. Odpowiada mi taki układ, gdyż nie szukam stałej pracy. Chcę powoli przyzwyczajać się do samodzielności. Do niedawna mieszkałam z bratem mojej matki, jednak ta sytuacja była dla mnie mało komfortowa – wyjaśniła i choć wcale nie zamierzała tego robić, po chwili opowiedziała w paru słowach swoją historię, znajdując w Justinie życzliwego słuchacza.
– Pani krewny sprawia wrażenie osoby bardzo wyrachowanej – stwierdził, mrużąc oczy. – Uważam, że dobrze pani postąpiła. Niech pani pilnuje, żeby mecenas Holman strzegł pani udziałów jak oka w głowie.
– Jestem pewna, że pan Holman dobrze dba o moje interesy. – Nerwowo zagryzła wargi. – Czy mogę liczyć na pańską dyskrecję? – zapytała po chwili.
– Oczywiście, przecież to pani prywatne sprawy. Dla nas będzie pani zwykłą pracującą dziewczyną, która poróżniła się z rodziną. Może być?
– Tak, proszę pana! – odparła z uśmiechem. – Dopóki mój majątek jest zamrożony w funduszu, rzeczywiście jestem jedną z dziewczyn, które muszą zarabiać na życie. Co prawda tylko przez kilka tygodni, ale zawsze. Nie przywiązuję zbyt dużej wagi do pieniędzy – wyznała. – Jeśli kiedyś wyjdę za mąż, to na pewno za mężczyznę, który pokocha mnie, a nie moje pieniądze.
– Mądra z pani dziewczyna – rzekł z uznaniem Justin. – Moja żona Shelby i ja bardzo cenimy taką postawę. Jesteśmy ludźmi zamożnymi, nie przeraża nas jednak myśl, że pewnego dnia moglibyśmy wszystko stracić. Najważniejsze, że mamy siebie i naszych synów. Na tym polega istota naszego szczęścia.
Fay uśmiechnęła się lekko, słyszała już bowiem historię wielkiej miłości Shelby i Justina i wiedziała, jakie trudności musieli pokonać, zanim się pobrali.
– Może pewnego dnia do mnie również uśmiechnie się szczęście – powiedziała, myśląc o Donavanie.
– No cóż – odezwał się Justin po chwili – skoro odpowiadają pani nasze warunki, ma pani tę pracę. Witamy na pokładzie. A teraz chodźmy, przedstawię panią mojemu bratu.
To powiedziawszy, zaprowadził ją do gabinetu, gdzie Calhoun Ballenger zmagał się z fakturami rozłożonymi na całym blacie biurka.
– To jest pani Fay York – przedstawił ją Justin. – Mój brat, Calhoun.
– Bardzo mi miło – powiedziała, podając mu rękę. – Mam nadzieję, że uda mi się dobrze zastąpić Nitę.
– Abby padnie pani do stóp z wdzięczności – zapewnił ją Calhoun. – Nie dość, że musi odwozić najstarszego syna do szkoły, a dwóch młodszych do przedszkola, to jeszcze ma na głowie cały dom i na dokładkę prowadzenie naszego biura. Ostatnio zagroziła, że jeśli nie znajdziemy kogoś do pomocy, w akcie desperacji pootwiera zagrody i rozpędzi całe nasze bydło.
– Tym bardziej cieszę się, że będę mogła na coś się przydać.
– My też jesteśmy bardzo zadowoleni.
W tym momencie do pokoju weszła Abby ze stertą segregatorów. Zaciekawiona spojrzała na Fay poprzez pasemka ciemnych włosów opadających jej na twarz.
– Błagam, niech mnie pani uwolni od tej pracy – powiedziała z tak wielką żarliwością w głosie, że Fay nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Przyjmuje pani łapówki? Dam pani trufle czekoladowe i kawowe lody…
– Nie trzeba. Przed chwilą zostałam przyjęta do pracy na czas СКАЧАТЬ