Название: Powiem ci coś
Автор: Piotr Adamczyk
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-65897-25-1
isbn:
– No, powiedz, co sprawia, że twoje serce bije tak szybko?
A on bez zastanowienia odpowiada:
– Schody.
Mieszka na dziewiątym piętrze wieżowca w jagodowym pokoju. Sama go malowała. Kupiła tylko puszkę farby, więc biała ściana prześwituje spod jagodowego koloru jak dno koszyka spod jagód. Podchodzę do okna, spoglądam w dół: czeluść. Strach stać przy takim oknie, do ziemi równie daleko jak do nieba.
– Wymarzone dla samobójcy – mówię, wychylając się ostrożnie.
– Tak – przyznaje Tulinka – to dlatego okna na klatkach schodowych pozbawione są klamek.
– Jak to?
– Skakali.
– Skakali?
– Przynajmniej raz w miesiącu, jesienią nawet częściej. Mieszkańcy tak się już przyzwyczaili, że tylko najbardziej ciekawscy wychylali się potem przez okna. W końcu administracja przysłała ekipę, która wymontowała wszystkie klamki.
– Przerażające.
– Ale jak ktoś jest zdeterminowany, to i brak klamki go nie powstrzyma – mówi Tulinka.
– To znaczy? Wybijają okna?
– Różnie. Do sąsiadki kiedyś zadzwoniła dziewczyna, mówiąc, że studiuje ze mną i chce zostawić podręcznik, który pożyczyła tydzień temu. Sąsiadka otworzyła drzwi, a tamta wbiegła, okno było uchylone, bo to lato, hyc i już jej nie ma.
Patrzę na okno. Łatwo wyskoczyć. Dwuskrzydłowe drzwi balkonowe sięgają od podłogi niemal do sufitu, przy czym z powodu oszczędności zamiast balkonu jest tylko ażurowa balustrada z kilkoma metalowymi prętami sięgającymi nieco powyżej pasa.
– Kurczę – usiłuję sobie przypomnieć – takie okna mają jakąś specjalną nazwę…
– Portfenetr albo porte-fênetre – podpowiada Tulinka. – Od 2002 roku są dozwolone tylko w budynkach do dwudziestu pięciu metrów.
– A ten ile ma?
– Ponad trzydzieści.
– To twoje okno jest nielegalne.
Myślę o tej dziewczynie, która przyszła wtedy do sąsiadki.
– Niewiarygodne. Jak można tak wejść do cudzego mieszkania i skoczyć mu przez okno? – pytam Tulinkę.
– Ludzie w ogóle nie mają empatii, proszę pana, zwłaszcza samobójcy. Sąsiadka przez miesiąc chodziła na lekach uspokajających. Nikogo już nie wpuszcza. A jak ktoś dzwoni dwa razy, to w ogóle drzwi nie otwiera.
– Dlaczego?
– Bo samobójcy, zwłaszcza ci z miłości, są niecierpliwi jak listonosze i dzwonią przynajmniej dwa razy.
Miłość to błogi stan nieważkości, dopóki cię nie dosięgnie grawitacja.
Tymon z przerażeniem wpatrywał się w dwóch mężczyzn leżących na podłodze. Martwi czy może tylko nieprzytomni? Pochylił się nad Maksem. Dłonią dotknął tętnic szyjnych. Wyczuł regularny rytm. W porządku. Podszedł do Irlandczyka. Dostrzegł sączącą się krew. Widocznie padając, rozbił sobie nos, ale poza tym głowa wyglądała na nienaruszoną. Cała siła ciosu poszła w jego szerokie bary, mógł mieć pęknięte kości, ale wciąż żył.
Strach pomyśleć, co by było, gdyby stołkiem trafił tego Irlandczyka nie w bary, lecz głowę. Tymon odetchnął z ulgą. Niewiele brakowało, a zostałbym mordercą – przebiegło mu przez myśl. Przeszedł go dreszcz.
Maks jęknął i usiłował wstać z podłogi. Tymon pomógł mu usiąść na krześle. Spojrzeli na Irlandczyka.
– Musimy go stąd zabrać – zdecydowali zgodnie.
Furgonetka stała na tyłach kamienicy. Gdy Maks doszedł do siebie, wzięli nieprzytomnego pod pachy, powlekli najpierw przez zaplecze, potem przez ciemne podwórze.
Przez kilka minut kluczyli pustymi ulicami Dublina. W końcu Tymon zatrzymał wóz pod budynkiem z napisem National Hospital. Wytaszczyli Irlandczyka i wciąż nieprzytomnego posadzili na pobliskiej ławce. Odjeżdżali, gdy osunął się bezwolnie. Z daleka sprawiał wrażenie śpiącego.
Mężczyźni wrócili do pubu, żeby usunąć ślady bójki. Dopiero teraz zauważyli but Irlandczyka. Widocznie mu się zsunął, gdy go wlekli. Tymon zaklął.
– Zajmę się tym – zaproponował Maks. – Zabiorę ze sobą i wyrzucę po drodze.
– Dzięki.
– To ja ci dziękuję. W ciągu jednego wieczoru trzy razy uratowałeś mi skórę. Jestem twoim trzykrotnym dłużnikiem.
Tymon rozejrzał się po pomieszczeniu i ponownie zaklął.
– Co jest? – zaniepokoił się Maks.
– Zapomniałem o monitoringu. – Tymon wskazał na kamery wiszące pod sufitem. – Ta cała awantura się przecież nagrała.
– Nie możesz podmienić taśm?
– Jakich taśm? – żachnął się Tymon. – Starych filmów się naoglądałeś. Teraz to wszystko jest cyfrowe. Właściciel ma nagrania na twardym dysku swojego komputera. Gdy je przejrzy, to od razu wywali mnie z roboty.
Podszedł do baru, wyjął dwie kryształowe szklanki i butelkę whisky.
– Najdroższa, jaką tu mam, trzydziestoletnia – powiedział. – Chrzanić to wszystko. Czas wracać do Łodzi.
Nalał do szklanek. Potem drugi raz, trzeci. Kiedy w butelce było widać już dno, Maks nieoczekiwanie powiedział:
– Zawrzyjmy sekretne przymierze. Chcesz być bogaty?
A potem zaczął opowiadać. Nie wyglądał na pijanego, język tylko lekko mu się plątał, a gadał jakby od rzeczy. Jednak im dłużej mówił, tym coraz bardziej Tymon mu wierzył i otwierał usta ze zdumienia.
Plaut, pisarz rzymski, jest autorem wyrażenia nomen est omen, w skrócie nomen omen, co znaczy mniej więcej to, że imię lub nazwa jest spełniającą się wróżbą. Tak mi się to przypomniało, gdy rozmawiałem z Tulinką, wioząc jej rzeczy do Łodzi.
– Wiesz, kiedyś mieszkałam we Wrocławiu na ulicy Dobrej, chociaż wolałabym na Złej, jak w domu, przynajmniej wiadomo, czego się spodziewać. No i na tej Dobrej dwa razy pobili mojego chłopaka, raz włamali nam się też do samochodu i raz do mieszkania.
– To СКАЧАТЬ