Название: Nieustające święto
Автор: Waldemar Lejdward
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-7859-602-8
isbn:
Odnalazłem skrzydło budynku, w którym odbywały się zabiegi dokonywane impulsami magnetycznymi. Wkroczyłem do sali podzielonej również na poszczególne boksy, w których stały przeróżne aparaty służące do fizykoterapii. Zabiegowa wskazała kabinę, do której powinienem udać się. W boksie stała tylko leżanka, na końcu której zamocowana była olbrzymia, metalowa obręcz pomalowana na biało oraz skrzynia sterująca urządzeniem. Do pakamery weszła terapeutka i nakazała odłożyć wszelki posiadany sprzęt metalowy. Następnie poleciła położyć się na kozetce i złożyć ręce do boków, po czym przesunęła cewkę pulsacyjną na wysokość lędźwi i włączyła aparat. Urządzenie działało, ponieważ paliła się lampka kontrolna na czerwono, ale nie odczuwałem żadnych fal przenikających tkanki ciała. Leżałem bez ruchu zapewne z dziesięć minut. A po ustalonym czasie, zabiegowa powróciła do boksu, wyłączyła przyrząd i oznajmiła, że zabieg dobiegł końca. Pożegnałem się zatem z pracownicą i opuściłem oddział.
Powróciłem do pokoju, lokator przebywał już w pomieszczeniu. Leżał teraz na łóżku i medytował o czymś.
‒ O czym tak myślisz? ‒ zagadnąłem, żeby nawiązać rozmowę.
‒ Nie wiem, czy zaaplikowana mi kuracja coś pomoże.
‒ Dlaczego?
‒ Jestem skończonym człowiekiem. Niewiele życia we mnie pozostało.
‒ Aż tak źle?
‒ Nie mam połowy serca. Całe jest pozszywane. Cud, że jeszcze pracuje.
‒ Naprawdę?
‒ W tętnicach mam wstawione trzy stenty. Wkrótce może zabraknąć cewników, i co wtedy będzie?
‒ Nie ma żadnej rady?
‒ Nie w tym sanatorium.
‒ Dlaczego więc przyjechałeś do kurortu?
‒ Po chwile przyjemności i zadowolenia.
‒ Acha.
‒ Zamierzam dobrze się bawić. Cóż mi pozostało innego?
‒ Bawić się?
‒ Tak. Bawić się. Używać życia!
‒ Ale jak?
‒ Kocham kobiety… taniec… i dobry trunek.
‒ Lubisz alkohol?
‒Tak. Uwielbiam likier o nazwie Soplica. Biała wódka, lekko słodka, o smaku orzechów laskowych. Piłeś już orzechową Soplicę?
‒ Nie. Nawet nie wiem, że jest taki likier.
‒ Kupię kiedyś białą orzechówkę i dam koledze do posmakowania.
‒ Nie piję alkoholu.
‒ Dobrze. Dam tylko troszkę do skosztowania.
‒ Niech będzie.
Po odbytych zabiegach postanowiłem ponownie odwiedzić park solankowy. Gabi pozostał w pokoju. Ubrałem się i wyszedłem z gmachu sanatorium. Lodowaty wiatr dmuchnął w twarz, gdy znalazłem się na zewnątrz. Gruba warstwa śniegu niezmiennie zalegała okolicę. Wniknąłem w głąb parku. Przeszedłem obok kawiarni o nazwie „Zdrojowa”, z szeregiem dużych okien, i wkroczyłem na plac z muszlą koncertową. Na jednej z ławek ‒ zauważyłem już po raz pierwszej wizyty ‒ usadowiona była figura z brązu w wojskowym mundurze. Zbliżyłem się do rzeźby. Pomnik przedstawiał postać generała Władysława Sikorskiego, odpoczywającego na parkowym sprzęcie, z założoną jedną nogą na drugą i rękoma leżącymi na kolanie. Obok monumentu umieszczona była tabliczka z napisem:
Gen. Władysław Sikorski 1881-1948 premier rządu RP na uchodźstwie i wódz naczelny w latach 1939-1943, w okresie międzywojennym był częstym gościem w parku solankowym. Pomnik odsłonięto 15.08.2005 r.
Kiedy przyglądałem się postaci generała, zbliżył się do ławki mężczyzna w średnim wieku, z aparatem fotograficznym w dłoni.
‒ Przepraszam ‒ zagaił. ‒ Czy mógłby pan zrobić zdjęcie, gdy usiądę przy generale? Jeden gość nie mógł wykonać prostej czynności, umieścić w okienku aparatu dwóch sylwetek. Urządzenie jest łatwe w obsłudze. Proszę zobaczyć… Pokazał, gdzie znajduje się spust migawki i przedstawił monitor na odwrocie aparatu. Ekran był na tyle duży, że skadrowanie dwóch postaci nie stanowiło żadnej trudności.
Zgodziłem się wykonać usługę. Gość usiadł na ławce obok posągu generała. Objął wodza za szyję, w geście koleżeńskiej komitywy, i spojrzał w obiektyw. Pstryknąłem zdjęcie i oddałem człowiekowi aparat. Mężczyzna odtworzył ujęcie i rzekł:
‒ O to właśnie chodziło ‒ ucieszył się. ‒ Dziękuję bardzo za pomoc.
Pożegnałem się z nieznajomym i podążyłem w dalszą drogę.
Dotarłem w końcu pod tężnię. Minąłem bramę w ogrodzeniu tężni. Za wejściem ulokowana była wielka plansza informująca o walorach leczniczych inhalatorium. Z zaciekawieniem przeczytałem teraz tekst komunikatu. Z adnotacji wynikało, że aerozol solankowy służy chorym na niedomagania układu oddechowego, stanom wyczerpania nerwowego, schorzeniom alergicznym i nadciśnieniu tętniczemu. Ostatnia uwaga dotyczyła dolegliwości, na którą także cierpiałem. Pomyślałem, że powinienem dokładnie zapoznać się z zasadami korzystania, z zalet tężni.
Ruszyłem dalej i dobrnąłem w końcu do pasażu wejściowego, do inhalatorium. Obok pomostu prowadzącego do wnętrza tężni dostrzegłem metalową tablicę z napisem, której wcześniej nie zauważyłem. Podszedłem do płyty i odczytałem notatkę umieszczoną na powierzchni:
Tężnia solankowa im. Jana Oseta. Lekarz medycyny Jan Oset 1939-2002 specjalista balneologii, bioklimatologii i medycyny fizykalnej, zasłużony społecznik, długoletni dyrektor sanatorium „Metalowiec” i naczelny lekarz uzdrowiska Inowrocław.
Uzupełniłem posiadaną wiedzę o wartościach leczniczych miejscowości kuracyjnej, w której znalazłem się dzięki zaleceniom specjalisty. Mogłem obecnie wrócić do siedziby sanatorium, żeby ogrzać się po odbytej wycieczce.
3
Przechodziłem kolejne zabiegi lecznicze.
Następnymi czynnościami rehabilitacyjnymi były okłady z borowiny. Zgłosiłem się do gabinetu balneologicznego. Z ulotki informacyjnej wiszącej w pomieszczeniu dowiedziałem się, że borowina jest odmianą torfu, powstałą w wyniku przetwarzania resztek roślinnych w glebie, a zawarte w masie kwasy organiczne i sole oddziaływają bakteriobójczo i przeciwbólowo na schorzenia skóry i zniszczone przez reumatyzm stawy. Zabiegowa poleciła, bym zajął wolną już kabinę i odsłonił plecy do zakończenia kręgosłupa. Wszedłem do pakamery, zdjąłem górną część odzienia i położyłem się na leżance, grzbietem do góry. Po pewnym czasie, do boksu weszła rehabilitantka z plastrem ciepłej, brunatnej pulpy w dłoniach. Sprawnie przełożyła płat na lędźwiową część pleców. Poczułem СКАЧАТЬ