Twierdza Boga. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Twierdza Boga - Louis de Wohl страница 8

Название: Twierdza Boga

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-257-0733-0

isbn:

СКАЧАТЬ tymi, którzy nie potrzebowali pomocy, tylko dlatego, że nie oczekiwali żadnego wsparcia. Tak wyglądało sprowadzanie innych do poziomu przedmiotów, branie ich na własność, traktowanie w sposób egocentryczny. Stąd bardzo blisko było do tyranii...

      – Jak znalazłeś naszego małego Piotra? – zapytała Rustycjana niecierpliwie.

      Ale Benedykt nie odrywał wzroku od Boecjusza.

      – Ogromnie dziękuję za dobrą myśl – odezwał się. Boecjusz zamrugał oczyma, uświadomiwszy sobie, że ten zdumiewający młodzieniec najwyraźniej prześledził jego niewypowiedziane myśli i usiłował podtrzymać go na duchu.

      – To my dziękujemy – odparł niepewnie. – Jesteśmy ci zobowiązani za przyprowadzenie Piotra. Ogromnie lubimy tego chłopca. Po prostu uciekł z domu. Niewolnik przy bramie go widział, ale był zbyt ociężały, aby go zatrzymać, a potem stchórzył i nic nie powiedział... Dopiero następnego dnia dowiedzieliśmy się o jego zniknięciu. Wysłałem tuzin niewolników na poszukiwania, ale nikt nic nie wiedział. Znowu odbiegłem od tematu, często mi się to zdarza. Jak go znalazłeś i gdzie?

      – Na Forum Romanum – wyjaśnił Benedykt. – Na jego południowym skraju. Byłem tam z opatem Fulgencjuszem z Kartaginy. Zebrały się gęste tłumy, aby ujrzeć przybycie króla Gotów.

      – Ty też chciałeś obejrzeć to widowisko?

      – Nie, dostojny senatorze. Oprowadzałem wielebnego opata po mieście, bo nigdy wcześniej nie był w Rzymie. W pewnej chwili utkwiliśmy w ciżbie i nie mogliśmy się poruszyć. Gdy król nas minął, chłopiec nieoczekiwanie rzucił się naprzód i jeden z ludzi króla wymierzył mu kopniaka.

      – Grubianin! – wykrzyknęła Rustycjana. – Ale dlaczego... – urwała.

      – Zauważyłem, że nie może wstać – kontynuował Benedykt. – Zbliżały się konie, więc ruszyłem ku niemu, podniosłem go i odciągnąłem z powrotem.

      – Mogliście zostać aresztowani – zauważył Boecjusz głucho. – Utrudnienie królewskiego przemarszu, zakłócenie porządku publicznego, może nawet... – Umilkł. Wydawał się przygnębiony.

      – Przypuszczałem, że tak się stanie – przyznał Benedykt spokojnie. – Ale chłopiec mógł przecież zginąć pod kopytami...

      – Chyba nie starasz się usprawiedliwić za to, że ocaliłeś Piotra? – zapytał Boecjusz.

      – Tak czy owak, nie zatrzymano nas – ciągnął Benedykt. – Moim zdaniem dlatego, że opat Fulgencjusz zemdlał. To wiekowy człowiek, a musiał tam stać bardzo długo. Dlatego gdy przybyli żołnierze...

      – Rzymianie?

      – Straż miejska, tak. Przyszli i robili trudności z powodu chłopca i opata Fulgencjusza. Pomogłem przenieść ich obu. Żołnierze w okropny sposób torują sobie drogę przez tłum. Dowódca najwyraźniej myślał tylko o tym, aby jak najszybciej usunąć nas z pola widzenia. Znalazł nawet dla nas lektykę nieopodal Circus Maximus.

      – Nie wypytywał was o nazwiska i adresy?

      – Nie, czcigodny senatorze. Mniemam, że z ulgą się nas pozbył. Odszedł w wielkim pośpiechu. Opat Fulgencjusz odzyskał świadomość w lektyce, lecz nie wiedział gdzie się znajduje, ani kim jest chłopiec. Ja również nie miałem pojęcia, jak się zwie ten młodzieniec. Przetransportowaliśmy opata do jego miejsca zamieszkania, a potem skupiłem się na odszukiwaniu domu chłopca. Trzymał w dłoni tabliczkę, lecz miał tak mocno zaciśnięte palce, że nie potrafiłem ich odgiąć. Nie znalazłem przy nim żadnych listów ani nic innego, co mogłoby wskazać mi lokalizację jego domu. Na dodatek chłopiec przez dłuższy czas nie odzyskiwał przytomności. W takiej sytuacji zabrałem go do własnego mieszkania i pozostałem przy nim. Posłałem po lekarza Cyrillę, moją służącą, która od dawna pozostaje w naszej rodzinie i troszczy się o mnie w Rzymie. Przybył doktor o imieniu Dylon, Grek z Koryntu. Obłożył biodro chłopca kompresami i dodatkowo podał mu lekarstwa.

      – Czy wówczas chłopiec był już przytomny?

      – Tak, ale nic nie mówił.

      – Nie mówił? – zdumiał się Boecjusz.

      – Ani słowa. Po południu przyszedł do mnie z wizytą wielebny ojciec Gordianus...

      – Znaliście się wcześniej?

      – Jesteśmy starymi przyjaciółmi – wyjaśnił Gordianus, bawiąc się krótką, siwą brodą. – Benedykt prosił mnie o wykładnię Pisma Świętego. Zadawanie trudnych pytań to jego specjalność.

      – W to nietrudno uwierzyć. A ty, rzecz jasna, rozpoznałeś Piotra.

      – Owszem, choć widziałem go zaledwie parę razy, kiedy był znacznie młodszy. Chłopiec odmówił jednak udania się ze mną. Wolał pozostać tam, gdzie się znalazł. Nie wyjaśnił mi przyczyn swojej decyzji.

      – Co u licha stało się z tym chłopcem? – wykrzyknął Boecjusz. Popatrzył na Rustycjanę i zorientował się, że jego żona jest blada jak kreda i bliska płaczu.

      – Zadałem sobie to samo pytanie – odparł Gordianus. – Szczerze mówiąc, nie znajduję wytłumaczenia... Zwłaszcza, że mój młody przyjaciel Benedykt również zachowuje się tak, jakby nabrał wody w usta.

      – Benedykcie, co jeszcze jest ci wiadome w tej sprawie? – zapytał Boecjusz.

      – Dostojny senatorze, w tej sprawie nic więcej nie wiem.

      Boecjusz pomyślał, że w tym momencie powinien zakończyć rozmowę. Ogarnęło go niejasne przeczucie, że nic dobrego nie wyniknie z dalszych prób wyjaśnienia sytuacji, niemniej nie dawała mu spokoju silna potrzeba poznania prawdy. Wobec tego postanowił drążyć dalej.

      – Nic więcej nie wiesz... – powtórzył za rozmówcą. – Ale może jest coś, czego się domyślasz? Czy chłopiec nie przekazał ci jakiejś sugestii? W takiej lub innej formie?

      – Nie chciał ze mną o tym mówić, czcigodny senatorze – odparł Benedykt obojętnie.

      – A z innymi? Z twoją służącą? Z lekarzem?

      – Nie, czcigodny senatorze.

      – Rozumiem. A może masz jakieś przemyślenia, czy też teorię, wyjaśniającą zachowanie chłopca? – Nie doczekawszy się odpowiedzi, Boecjusz mówił dalej: – Benedykcie, wysłuchaj mnie. Ten chłopiec jest sierotą. Jego matka zmarła, gdy miał pięć lat, ojciec dołączył do niej cztery lata później. Od tamtej pory Piotr mieszka w moim domu. Gdy wziąłem ślub, moja żona zaakceptowała go tak, jakby był moim rodzonym synem. Jego zachowanie jest dla nas strasznym ciosem, bo Piotr najwyraźniej stracił do nas zaufanie. Jeśli to oznacza jakiś błąd z naszej strony... wówczas będziemy musieli zmienić nasz sposób postępowania. Aby nie poruszać się po omacku, koniecznie musimy się dowiedzieć, co zaszło. Ważne są wszystkie informacje i wskazówki, które przychodzą ci do głowy. Przemyśl moje słowa, a jestem pewien, że odstąpisz od strategii unikania odpowiedzi.

      Benedykt zastanawiał się przez chwilę.

      – СКАЧАТЬ