Twierdza Boga. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Twierdza Boga - Louis de Wohl страница 5

Название: Twierdza Boga

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-257-0733-0

isbn:

СКАЧАТЬ tworzyła półkole na policzkach i podbródku. Król nie nosił wąsów. Jego usta były stanowcze, nos krótki, orli. Pod grubymi, jasnymi brwiami widniały lodowatobłękitne oczy. Dostojnik opanował sztukę przesuwania spojrzenia wyłącznie poprzez obracanie głowy i może właśnie dlatego krążyły plotki, że nikt nie potrafi kłamać, kiedy król spogląda wprost na niego. Na zbroi, wykonanej z niezliczonych, srebrnych kółek, władca nosił purpurową pelerynę. Uprząż, wodze i derka jego karego konia były również ufarbowane na purpurowo. Teodoryk miał przy sobie tylko jedną broń – miecz. Za plecami władcy jechał hrabia Leutari, niosąc jego tarczę, oraz hrabia Gerbod z włócznią.

      – Budynek z lewej strony to miejsce spoczynku cesarza Hadriana, ojcze – odezwała się Amalasunta.

      Król skinął głową, nie obracając jej na centymetr. Wiedział, że wielka, okrągła wieża to najwarowniejszy zewnętrzny bastion miasta, obecnie obsadzony przez zaledwie dwunastoosobowy garnizon. W wypadku oblężenia, wieża powinna mieć dwustu ludzi załogi. Dziwne, że tak zniewieściały esteta jak Hadrian na wieki spoczął w cytadeli.

      – Pons Aelii, ojcze. I Porta Aurelia.

      O tej porze roku Tyber liczył ponad trzy metry głębokości. Tyle wystarczało, aby pływać małymi łodziami wojennymi, może branderami. Ale dlaczego król miałby sobie zaprzątać głowę takimi zagadnieniami? Miasto należało do niego, choć nigdy wcześniej jego noga tam nie postała.

      Hrabia Tuluin oczekiwał przy bramie, zgięty w ukłonie, z uniesioną rękojeścią miecza – umówionym sygnałem, że wszystko jest w porządku i nie widać żadnego zagrożenia.

      I oto był Rzym. Gdyby ponownie wznieść mury, obsadzić je załogą z nowymi balistami, wprowadzić do miasta pięćdziesiąt tysięcy ludzi, ściągnąć zapasy żywności... Wówczas udałoby się wytrzymać każde oblężenie. Jakże trudno było myśleć o Rzymie jak o mieście pokoju. Jego wspaniała przeszłość ożyła w umyśle wodza. Hannibal nigdy nie widział tej bramy od wewnątrz.

      – Campus Martius, ojcze.

      Pole Marsowe. Tutaj niegdyś musztrowano żołnierzy, niskich, brązowych mężczyzn, obciążonych zbrojami i objuczonych niczym muły, lecz przy tym zwinnych i szybkich, najlepiej zdyscyplinowanych na świecie. Brak dyscypliny w polu najbardziej trapił gotyckiego króla. Czy jego podkomendni kiedyś się nauczą pełnego posłuszeństwa? Ja pojąłem arkana dyscypliny, pomyślał Teodoryk ponuro. Siedem lat niewoli w Bizancjum mogłoby sporo nauczyć każdego człowieka. Wystarczy tylko mieć szeroko otwarte oczy. Niezupełnie tego uczyli greccy fanfaroni.

      Tym razem nikt się nie uczył na Polu Marsowym i nikt nie musiał zaprzątać sobie głowy takimi drobiazgami. Armia dwustu pięćdziesięciu tysięcy Gotów była przyszykowana do obrony Rzymu oraz Italii.

      Zatrzęsienie rzymskich budowli, piętrzących się jedna nad drugą, pokrywających wszystkie wzgórza, kojarzyło się ze światem niezdarnie stworzonym przez człowieka i do pięt nie dorastało Bizancjum, gdzie wszystko lśniło, pełne gracji. Bizancjum było kobietą. Rzym – mężczyzną, starcem. Zwłokami starego człowieka. Po otrzymaniu śmiertelnego cięcia jeszcze podrygiwał żałośnie, trząsł się, rzucał. I politycznie, i militarnie Rzym już nie żył. Pod wszystkimi innymi względami można go jednak było odratować, i to właśnie zamierzał uczynić Teodoryk. Musiał to zrobić, bo taką rolę odgrywał król.

      Ludzie na ulicach wiwatowali chaotycznie. Biedota. Pomnik Trajana na koniu. Wierzchowcowi brakowało ogona. Pomnik Agrypy na koniu z uszkodzonymi nogami. Pomnik Augusta konno, którego połowa znikła. W Rzymie wznosiło się tyle brązowych i marmurowych koni, że wystarczyłoby ich dla całej gockiej kawalerii. Ale tylko pomniki z brązu nosiły ślady uszkodzeń. Złodzieje metalu.

      – Ojcze, oto teatr Pompejusza, ta sterta gruzu z prawej. Podobno jego odbudowa pochłonęłaby zbyt dużo pieniędzy.

      – Najwyraźniej nieźle znasz Rzym, córko.

      – To prawda, ojcze. Kasjodor opisał mi go drobiazgowo, abym mogła pełnić rolę twojego przewodnika.

      Świetnie czuła się także w siodle. Spędziła już sześć godzin na końskim grzbiecie i w żaden sposób nie okazywała zmęczenia. Król wyciągnął rękę i poklepał ją po głowie.

      – Szkoda, że nie jesteś chłopcem – westchnął cicho. – Kasjodorze!

      Młody mężczyzna w rzymskim ubraniu na bułanym koniu wyłonił się zza pleców Leutariego i Gerboda.

      – Najjaśniejszy panie? – spytał.

      – Pisz. Teatr Pompejusza do odbudowy. Plany rekonstrukcji i kosztorys trafią do Rawenny, w celu uzyskania mojej osobistej akceptacji.

      Król z rozbawieniem patrzył, jak Kasjodor usiłuje poradzić sobie ze wszystkim jednocześnie: tabliczką, rysikiem i koniem. W rezultacie władca nie dostrzegł, że Amalasunta jest bliska płaczu. Próbowała nad sobą zapanować, jak to z dobrym skutkiem wielokrotnie wcześniej czyniła. Szkoda, że nie jest chłopcem. Jej ojciec zawsze to powtarzał. Gerbod też to mówił, i Riggo, i wielu innych, kiedy myśleli, że ich nie słyszy. Dziewczyna była nikim, bezużytecznym przedmiotem, przeznaczonym wyłącznie do małżeństwa z cudzoziemcem, dla wzmocnienia sojuszu. Tylko jej matka nigdy nie wypowiedziała podobnych słów, ale przecież już nie żyła. Kasjodor też tak nie mówił, może nie pozwalało mu na to dobre wychowanie.

      – Po drugie – ciągnął król. – Wszelka dalsza dewastacja rzymskich pomników musi zostać powstrzymana. Osiągnąć to można wyłącznie poprzez wprowadzenie surowych, odstraszających kar dla winowajców. Niezależnie od tego zarządzam wysłanie na ulice stałych, nocnych patroli. One poradzą sobie ze złodziejami. Łamanie metalu to hałaśliwe zajęcie.

      Szczupła, inteligentna twarz Kasjodora pospiesznie pochyliła się nad tabliczką.

      – Doskonałe rozwiązanie, najjaśniejszy panie – zauważył. – Dzięki temu pomniki same będą się broniły przed łotrami. Dotąd nieme, od teraz metalicznym głosem donośnie zaprotestują przeciwko młotom złoczyńców.

      – Posiadasz rzadki dar – oświadczył król ironicznie. – Z elegancją poety mówisz o drobnych kradzieżach.

      Kasjodor doskonale wiedział, kiedy należy się zaśmiać z królewskiego żartu.

      – Dobrze uczysz moją córkę – pochwalił Teodoryk i skinął głową z aprobatą.

      Ponownie się zjawił hrabia Tuluin.

      – Najjaśniejszy panie, rzymskie pokurcze wystawiły wojsko na głównym placu – doniósł. – Sześć do siedmiu setek ludzi zakutych w zbroje.

      – Hrabio Tuluinie, zamelduj ponownie – warknął król.

      Młody dowódca sprawiał wrażenie zaskoczonego.

      – Powiedziałem, że rzymskie pokurcze...

      – Hrabio Tuluinie, zamelduj ponownie – przerwał mu władca.

      Tuluin poczerwieniał.

      – Rzymianie – powiedział z naciskiem – zgromadzili na głównym placu od sześciu do siedmiu setek żołnierzy, w zbrojach, СКАЧАТЬ