Twierdza Boga. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Twierdza Boga - Louis de Wohl страница 10

Название: Twierdza Boga

Автор: Louis de Wohl

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия:

isbn: 978-83-257-0733-0

isbn:

СКАЧАТЬ w całej rozciągłości – odparł Kasjodor. – Król bardzo często postępuje niebywale łagodnie. Jest surowy tylko w ostateczności.

      Czyżby to była zawoalowana groźba? Kasjodor miał nieprzeniknione oblicze i po mistrzowsku dobierał słowa.

      – Tak czy owak, Boecjuszu, hierarchowie Kościoła jeszcze przez pewien czas będą zajmować króla. Król nie spodziewa się nas przed północą, a ja przyjechałem bardzo szybkim powozem. Nie ma więc powodu, byś już teraz odsyłał swoich gości do domu. Proponuję dołączyć do nich. Co ty na to?

      – Wedle życzenia.

      Gdy weszli do pokoju, młody Ekwitiusz wykrzyknął:

      – Gdzieś ty się podziewał tyle czasu, Boecjuszu? Gramy w kości na... – Urwał i zerwał się z miejsca, podobnie jak wszyscy inni obecni w pomieszczeniu.

      – Magnus Aureliusz Kasjodor, królewski protonotariusz, zaszczycił nas swoją obecnością – wyjaśnił Boecjusz cicho. Niektórzy z jego gości mogli nie znać Kasjodora, inni zapewne byli pijani. Teraz jednak wszyscy zrozumieli, że muszą starannie ważyć słowa.

      – Witaj, Kasjodorze – odezwał się Albinus. – Czy jego królewska wysokość pozwala ci na takie nocne wypady?

      – Jak najbardziej – potwierdził Kasjodor z uśmiechem. – Darzy mnie takim zaufaniem, że mogę nawet zaglądać do jaskini Młodych Lwów.

      – Nasz wizytator jest przynajmniej dowcipny – zauważył Florencjusz cicho.

      Boecjusz wręczył nowemu gościowi kielich wina falernejskiego, a następnie napełnił własny.

      – Doskonały rocznik – pochwalił Kasjodor.

      – Podejrzewam, że przywykłeś już do picia miodu – zasugerował Ekwitiusz. – Albo ael, wszystko jedno jak Goci nazywają to, co piją. – Stuknął łokciem sąsiada, młodego Tertullusa, i zachichotał.

      – Och, piwnice w Rawennie są całkiem przyzwoicie zaopatrzone – zapewnił rozmówcę Kasjodor. – Król jest wielbicielem zacnego wina, ale nigdy się nie upija.

      Florencjusz przybył przyjacielowi na ratunek.

      – Doskonała odpowiedź – pochwalił. – Pragnąłbym jednak spytać cię o coś. Wiemy, że oddajesz królowi barbarzyńców nieocenione przysługi. Czytasz za niego i piszesz. Zapewne uczysz go także, jak się zachowywać – żeby nie bekać, nie dłubać w nosie w miejscu publicznym i tak dalej. Bez wątpienia otrzymujesz za to sowite wynagrodzenie. Czy jest jednak coś, czego nauczyłeś się od niego?

      – Tak – potwierdził Kasjodor, najwyraźniej ani odrobinę nie zbity z tropu. – Nauczył mnie mnóstwa rzeczy. Przykładowo takiej, że władca, niepopularny ze względu na swoją rasę lub pochodzenie postępuje mądrze, jeśli w możliwie minimalnym stopniu ingeruje w tradycje i obyczaje poddanych. Teodoryk od siedmiu lat jest królem Italii, a żaden z was nie widywał zbyt często ani jego, ani jego Gotów, prawda? A jednocześnie jego system ciągłego patrolowania dróg znacznie poprawił bezpieczeństwo podróżnych. Od kilku wieków nie mogliśmy się cieszyć takim spokojem na drogach. Cała cywilna administracja pozostała w naszych, italskich rękach. Wprowadzono jednak surowe kary dla wszystkich, którzy usiłują czerpać nadmierne korzyści z niepotrzebnego importu zboża. W rezultacie chleb jest tańszy niż kiedykolwiek przedtem. Problem głodu, zaistniały pod koniec wojny z Odoakrem, został rozwiązany niemal natychmiast. To był pierwszy cel Teodoryka. Italia nie jest już zależna od wysokości plonów w Apulii, Kalabrii, na Sycylii, gdyż wszystkie spichrze są pełne, a do tego na terenie całego kraju wybudowano nowe i zapełniono je zbożem. Król nauczył mnie tego, że człowiek bez kultury i erudycji potrafi krzewić te wartości. Od niego wiem, że barbarzyński zdobywca potrafi odznaczać się wielkością, która nakazuje mu otaczać poważaniem i szacunkiem prastare instytucje ziemi podbitej siłą. Przede wszystkim chodzi mi o rzymski senat, którego ty, mój szlachetny gospodarzu, a także ty, Albinusie, jesteście czcigodnymi przedstawicielami. W Dalmacji i Brucji stworzono kopalnie, osuszono mokradła w Poncie oraz w Spolecjum, sprzyja się rozbudowie floty, rozbudowany został transport między prowincjami a Rzymem. Dochód przeciętnego obywatela wzrósł ponad dwukrotnie, a przy tym pieniądz nie stracił nawet ułamka wartości. Italia nie cieszyła się takim dobrobytem od czasów Trajana i Walentyniana. Właśnie dlatego jestem zdania, że Rzymianin szlachetnego pochodzenia powinien współpracować z takim władcą, a nie siedzieć biernie i krytykować. Tak niestety czynią niektórzy, uważając się przy tym za nie lada patriotów.

      Zapadło krótkotrwałe milczenie. Żaden z Młodych Lwów nie miał przygotowanej odpowiedzi.

      Albinus odchrząknął.

      – Kasjodorze, musisz wybaczyć naszym młodym przyjaciołom – przemówił łagodnie. – W ich wieku człowiek często bywa nieco... impulsywny. Nie możesz oczekiwać, by dorównywali ci mądrością i doświadczeniem. Pozwól mi jednak podkreślić, wyłącznie dla celów dyskusji, że wszystko, co zauważyłeś, jest bezwzględnie prawdziwe. Jestem gotów przyznać to przed każdym. Rzecz w tym, że to samo również byłoby prawdą, gdybyśmy my, lud italski, byli niewolnikami. Niewolnikami zadbanymi, należącymi do dobrotliwego i wielkodusznego pana, niemniej niewolnikami. Mówi się nam, co mamy robić, i jeśli wykonujemy polecenia, otrzymujemy od swojego pana dobre wyżywienie i odpowiednią odzież, a także wszystko inne, co jest nam potrzebne do życia. Brakuje nam tylko jednego drobiazgu – wolności. Gdy człowiek jest młody i jeszcze nieprzyzwyczajony do akceptowania życia takim, jakim ono jest, wówczas przejawia skłonność do buntowania się przeciwko niewolnictwu, nawet bardzo komfortowemu. Moim zdaniem właśnie to czują nasze Młode Lwy, choć być może nie potrafią tego ująć słowami... co zapewne wynika z doskonałej jakości win naszego gospodarza.

      – Twoje zdrowie, Albinusie! – krzyknął Ekwitiusz.

      – Żyj długo, Albinusie!

      Senator uśmiechnął się lekko. Odciął się od wypowiedzi swoich przyjaciół, a jednocześnie odparł atak Kasjodora.

      – Wolność – powiedział Kasjodor powoli. – Kiedy my, Rzymianie, cieszyliśmy się nią po raz ostatni? Dni wielkiej Republiki Rzymskiej są tak odległe, że jej historia brzmi niczym mit. Wykorzystaliśmy naszą wolność do wzniecenia serii wojen domowych. Mariusz przeciwko Sulli, Cezar przeciwko Pompejuszowi, Oktawian przeciwko Antoniuszowi. Następnie August odtworzył monarchię pod każdym względem z wyjątkiem nazwy, a potem tylko rządzący Cezar był wolnym człowiekiem w imperium – do czasu, gdy zginął z rąk mordercy i został zastąpiony kim innym. Wolność... Jak z niej korzystać? Aby toczyć wojnę? Jeśli tak, to przeciwko komu? Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach życzy sobie ponownie odbić Brytanię mieszkającym tam ludziom? Albo Zaalpejską Galię Frankom? Po co ktoś miałby to czynić? Wszystko, co dostaliśmy z Brytanii, to cyna i ostrygi, a zapłaciliśmy za nie ogromną cenę. Teraz otrzymujemy te same produkty drogą handlową, za ułamek kosztów okupacji. Dlaczego mielibyśmy mieszkać w kraju mgły, deszczu i bagien, skoro naszą ojczyzną jest Italia? Jeśli chodzi o Galię, to lubiliśmy tamtejszy klimat tak bardzo, że wysyłaliśmy tam ludzi na wygnanie w nadziei, że nie wytrzymają długo.

      – Jest jeszcze Afryka... – wtrącił Tertullus.

      – ...którą sto lat temu utraciliśmy na rzecz Wandalów i nie mogliśmy odbić. Co więcej, król Genzeryk złożył nam wizytę w Rzymie, w niczym niepodobną do tej, która teraz jest naszym СКАЧАТЬ