Название: Twierdza Boga
Автор: Louis de Wohl
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-257-0733-0
isbn:
– Chłopiec powiedział: „Zawiodłem cię. Nie udało mi się go zabić. Zawiodłem cię”.
Rustycjana cicho jęknęła.
– Powtórzył to kilka razy – ciągnął Benedykt. – Potem dodał: „Nie mogę wrócić. Ukaraliby ich za to”.
Rustycjana rozszlochała się i pośpiesznie wyszła z pokoju.
Boecjusz ruszył za nią, lecz znieruchomiał i opadł na krzesło.
– Biedny chłopiec – mruknął chrapliwie. – Wielki Boże. Biedny chłopiec. – Senator nie pojmował, dlaczego zachował się tak niedomyślnie. Wszystko było jasne jak słońce. Mały Piotr, Rzymianin, tyranobójca, nowy Brutus. Znajdował się w pokoju, gdy Albinus dopatrzył się w słowach Rustycjany zachęty do zabicia króla Gotów. Tabliczka służyła do ukrycia rysika, broni Brutusa. Najwyraźniej ani jedna osoba spośród wszystkich zebranych na Forum nie domyśliła się prawdziwych intencji chłopca, nawet świadkowie incydentu. Sam Boecjusz przebywał na placu, w towarzystwie innych senatorów, i nic nie zauważył. Nic w tym dziwnego – uroczystość zorganizowano na ogromnej przestrzeni. Po raz pierwszy przypomniał sobie, że kilka godzin później senator Sulpicjusz w kurii wspomniał w rozmowie z kolegami o kimś, kto „usiłował wręczyć królowi jakąś petycję”. Sulpicjusz nic więcej nie wiedział, a pozostali senatorowie, rzecz jasna, nie mieli o niczym pojęcia. Jak się nietrudno domyślić, Boecjusz był z tego faktu bardzo zadowolony.
Pomyśleć jednak, że tak okropny pomysł mógł się zrodzić w jego domu! Powinien był powstrzymać Rustycjanę przed mówieniem o takich sprawach w obecności Piotra. Co zrobić, skoro zapomniał o jego bliskości, podobnie jak Rustycjana oraz Albinus. Piotr uwielbiał panią domu, to jasne. Cokolwiek powiedziała, było dla niego prawdą objawioną. Jakże szybko poczucie winy może zaciążyć na życiu człowieka. Poczucie winy i... zagrożenia.
Boecjusz podniósł wzrok.
– Benedykcie – powiedział. – Postąpiłeś słusznie, odmawiając przyjęcia mojej pomocy. Z nas dwóch to ja na zawsze pozostanę dłużnikiem. I muszę dodatkowo zwiększyć swój dług, prosząc cię o zachowanie pełnej dyskrecji w tej sprawie.
– Tym się nie przejmuj – wtrącił się Gordianus. – Ani mój przyjaciel Benedykt, ani ja, nie zamierzamy mówić o... cudzych sennych koszmarach. Przybyliśmy po to, by położyć kres twoim zmartwieniom. Nie zamierzamy ich przedłużać ani dokładać nowych. A teraz, jeśli pozwolisz, wrócimy tam, skąd przybyliśmy. Chcemy pospierać się w sprawie znaczenia niektórych fragmentów listów świętego Augustyna.
– Szkoda, że nie możecie zostać, obaj – westchnął Boecjusz. – Właśnie goszczę garstkę przyjaciół. Z pewnością zastanawiają się, co ze mną.
– Na dworze zauważyłem lektykę Florencjusza – powiedział Gordianus. – Podobno zamierza zostać kapłanem. Ciekawe, czy...
– Też się nad tym zastanawiam – przerwał mu Boecjusz. – Ale nigdy nic nie wiadomo, prawda?
– Chyba nie powinniśmy przeszkadzać twoim przyjaciołom – orzekł Gordianus. – Zatem, jeśli nam wybaczysz...
– Jeszcze jedna sprawa – powstrzymał go Boecjusz. – Muszę przynajmniej spróbować spłacić najmniejszą, materialną część długu. Mam na myśli lekarza, który zajmował się Piotrem oraz...
– Zostaw to mnie – uspokoił przyjaciela Gordianus. – Wszystkim się zajmę, a ty uregulujesz ze mną rachunki później, jeśli zechcesz.
W tym samym momencie na progu stanął jeden z niewolników z atrium.
– Panie, królewski protonotariusz Magnus Aureliusz Kasjodor przybył na spotkanie.
Boecjusz zbladł. Kasjodor... Był z królem, gdy doszło do zdarzenia. Więc jednak incydent wzbudził zainteresowanie władz... Wiedzieli.
– Wprowadź go do gabinetu – polecił senator grobowym głosem.
Rozdział czwarty
Gdy niewolnik wyszedł, Boecjusz popatrzył na gości.
– Cieszę się, że zatrzymałem was odrobinę dłużej – powiedział. – Mogliście wpaść prosto na niego, a przecież był jednym ze świadków zdarzenia. Na pewno wszystko widział z bardzo bliska. Mógł rozpoznać Benedykta. Zresztą... niewykluczone, że nie przybył sam. Lepiej wyjdźcie przez drzwi ogrodowe. Gordianusie, zajrzyj do mnie wkrótce i przyprowadź ze sobą przyjaciela. Ogromnie go polubiłem. Mam nadzieję, że będę w stanie przyjmować gości – dodał z krzywym uśmiechem. – Bywajcie, przyjaciele. Gordianusie, znasz drogę. Nie muszę wołać niewolnika, aby was odprowadził.
Gdy wyszli, Boecjusz jeszcze przez chwilę stał nieruchomo i powoli oddychał, aby się odprężyć. Następnie powoli, miarowo ruszył do gabinetu.
– Boecjuszu, wybacz moje najście o tak późnej porze – przywitał się Kasjodor uprzejmie. – Jak jednak wiesz, nie jestem już panem swojego czasu. Przybywam w twoje progi z rozkazu króla.
– Podejrzewałem, że taka jest przyczyna twoich odwiedzin – przyznał Boecjusz.
W sąsiednim pokoju zabrzmiała salwa śmiechu.
– Masz gości, rzecz jasna – zauważył Kasjodor. – Czy znam któregoś z nich?
– Poznałeś chyba senatora Albinusa... o ile mnie pamięć nie myli.
– To prawda.
– Jest jeszcze kilku młodszych mężczyzn: Ekwitiusz, Florencjusz, Tertullus i inni.
– Część Młodych Lwów – dodał Kasjodor z uśmiechem.
– Zatem to określenie obiło ci się o uszy.
– Do Rawenny dociera sporo ciekawych informacji. Pragnąłbym poznać twoich przyjaciół, jeśli można.
Boecjusz uniósł brwi.
– Sądziłem, że przychodzisz z wiadomością dla mnie.
– Nie tyle wiadomością, ile zaproszeniem. Król pragnie spotkać się z tobą dzisiaj wieczorem.
Boecjusz powoli skinął głową.
– Jesteś niezwykle uprzejmym człowiekiem, Kasjodorze. Królewskie zaproszenie to rozkaz. Zważywszy na okoliczności, powinienem od razu ruszać w drogę. Powiem przyjaciołom, by wpadli innego dnia.
– Nie ma pośpiechu – zapewnił rozmówcę Kasjodor. – Król jest obecnie zajęty spotkaniem z rzymskimi duchownymi. Chodzi o skargi na biskupa Nucerii i kilka innych spraw. Nie chcemy, aby powtórzyły się problemy, które musieliśmy już raz rozwikłać, prawda?
Kilka lat temu diakon Laurencjusz został mianowany antypapieżem przez ogromnie wojowniczą mniejszość i w ten sposób prawowicie obrany papież znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie. СКАЧАТЬ