Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 42

Название: Krzyżacy

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ target="_blank" rel="nofollow" href="#n_721" type="note">[721] noc, płakałem i z rana,  

      Gdzieś mi się podziała, dziewucho kochana!  

      Nic mi nie pomoże, choć oczy wypłaczę,  

      Bo ciebie, dziewczyno, nigdy nie zobaczę.  

      Hej!  

      I to „hej!” runęło po lesie, odbiło się o pnie przydrożne, wreszcie ozwało się dalekim echem i ucichło w gęstwinach.

      A Maćko pomacał się znów po boku, w którym ugrzęzło niemieckie żeleźce[722], i rzekł stękając trochę:

      — Drzewiej ludzie byli mądrzejsi — rozumiesz?

      Po chwili jednak zamyślił się, jakby sobie przypominając jakieś dawne czasy, i dodał:

      — Chociaż poniektóry bywał i drzewiej[723] głupi.

      Ale tymczasem wyjechali z boru, za którym ujrzeli szopy gwarków[724], a dalej zębate mury Olkusza wzniesione przez króla Kazimierza i wieżę fary zbudowanej przez Władysława Łokietka[725].

      Rozdział dziesiąty

      Kanonik od fary[726] wyspowiadał Maćka i zatrzymał ich gościnnie na nocleg, tak że wyjechali dopiero nazajutrz rano. Za Olkuszem skręcili ku Śląskowi, którego granicą mieli wciąż jechać aż do Wielkopolski. Droga szła po większej części puszczą, w której pod zachód słońca odzywały się często, podobne do podziemnych grzmotów, ryki turów[727] i żubrów, nocami zaś pobłyskiwały spośród leszczynowej gęstwy oczy wilcze. Większe jednak niebezpieczeństwo niż od zwierza groziło na tej drodze wędrownikom i kupcom od niemieckich lub zniemczałych rycerzy ze Śląska, których zameczki wznosiły się tu i ówdzie nad granicą. Wprawdzie wskutek wojny z Opolczykiem Naderspanem[728], któremu pomagali przeciw królowi Władysławowi synowcowie[729] śląscy, większą część tych zameczków pokruszyły ręce polskie, zawsze jednak trzeba się było mieć na baczności i zwłaszcza po zachodzie słońca nie popuszczać broni z ręki.

      Jechali jednak spokojnie, tak że Zbyszkowi poczynała się już droga przykrzyć, i dopiero na dzień kołowej jazdy od Bogdańca posłyszeli za sobą pewnej nocy parskanie i tupot koni.

      — Jacyś ludzie jadą za nami — rzekł Zbyszko.

      Maćko, który nie spał, spojrzał na gwiazdy i odpowiedział jako człowiek doświadczony:

      — Świt niedaleko. Przecieżby zbóje nie napadali przy schyłku nocy, bo nade dniem czas im do domu.

      Zbyszko wstrzymał jednak wóz, uszykował ludzi w poprzek drogi czołem do nadjeżdżających, sam zaś wysunął się naprzód i czekał.

      Jakoż po pewnym czasie ujrzał w pomroce kilkunastu konnych. Jeden z nich jechał na czele, na kilka kroków przed innymi, ale widocznie nie miał zamiaru się ukrywać, albowiem śpiewał głośno. Zbyszko nie mógł dosłyszeć słów, ale do uszu jego dochodziło wesołe: „hoc! hoc!”, którym nieznajomy kończył każdą zwrotkę pieśni.

      — Nasi! — rzekł sobie.

      Po chwili jednak zawołał:

      — Stój!

      — A ty se siednij — odpowiedział żartobliwy glos.

      — Coście za jedni?

      — Coście za drudzy?

      — A czemu nas najeżdżacie?

      — A czemuż drogę zagradzasz?

      — Odpowiadaj, bo kusze napięte.

      — A u nas... wypięte — strzelaj!

      — Odkazujże[730] po ludzku, bo ci będzie bieda.

      Na to odpowiedziała Zbyszkowi wesoła pieśń:

      Jedna bieda z drugą biedą  

      Na rozstaju w taniec idą...  

      Hoc! hoc! hoc!  

      Na cóż im się taniec przyda?  

      Dobry taniec, chociaż bieda...  

      Hoc! hoc! hoc!  

      Zdumiał się usłyszawszy taką odpowiedź Zbyszko; a tymczasem pieśń ustała, ale ten sam głos spytał:

      — A jak się ta ma stary Maćko? Dycha jeszcze?

      Maćko przypodniósł się na wozie i rzekł:

      — Dla Boga, to jacyś swoi!

      Zbyszko zaś ruszył koniem naprzód:

      — Kto o Maćka pyta?

      — A somsiad[731], Zych ze Zgorzelic. Już z tydzień jadę za wami i rozpytuję ludzi po drodze.

      — Rety! Stryjku! Zych ze Zgorzelic tu jest! — zawołał Zbyszko.

      I poczęli się witać radośnie, Zych bowiem był istotnie ich sąsiadem, a do tego człowiekiem dobrym i powszechnie lubionym dla wielkiej wesołości.

      — No, jak się macie? pytał, potrząsając dłoń Maćka. — Hoc jeszcze, czyli już nie hoc!

      — Hej, już nie hoc! — odrzekł Maćko. — Ale rad was widzę. Miły Boże, to jakbym już był w Bogdańcu!

      — A co wam jest, bo jak słyszałem, to was Niemce postrzelili?

      — Postrzelili psubraty! Żeleźce[732] mi się między żebrami ostało...

      — Bójcie się Boga! No i co? A próbowaliście niedźwiedziego sadła się napić?

      — Widzicie! — rzekł Zbyszko — każdy niedźwiedzie sadło rai[733]. Byle do Bogdańca. Zara pójdę na noc z toporem po barcie[734].

      — Może Jagienka będzie miała, a nie, to poślę pytać.

      — Jaka Jagienka? Waszej przecie było Małgochna? — spytał Maćko.

      — Oo! co ta Małgochna! Na święty Michał będzie trzecia jesień, jak Małgochna na księżej grudziСКАЧАТЬ



<p>722</p>

żeleźce (daw.) — grot.

<p>723</p>

drzewiej (daw.) — dawniej.

<p>724</p>

gwarek (daw.) — górnik.

<p>725</p>

Władysław I Łokietek — (ok. 1260–1333), król Polski od 1320, przedtem długo walczył o zjednoczenie kraju po okresie rozbicia dzielnicowego.

<p>726</p>

fara, kościół farny — miejski kościół parafialny.

<p>727</p>

tur — wymarły dziki ssak z rzędu parzystokopytnych.

<p>728</p>

Władysław II Opolczyk (Ruski, Naderspan) — (ok. 1330-1401) książę opolski, znakomity administrator, prowadzący politykę prowęgierską. W roku 1391 skonfliktowany z Władysławem Jagiełłą, który pozbawił go lenn na terytorium Polski,

<p>729</p>

synowiec — syn brata.

<p>730</p>

odkazywać (z ros.) — odpowiadać.

<p>731</p>

somsiad — dziś popr.: sąsiad.

<p>732</p>

żeleźce (daw.) — grot.

<p>733</p>

raić (daw.) — zalecać.

<p>734</p>

barć — wydrążony w drzewie ul dla leśnych pszczół.