Pan Wołodyjowski. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz страница 18

Название: Pan Wołodyjowski

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ Pan Zagłoba ugania się za nią po całej stajni.

      Jakoż Zagłoba, nie szczędząc pociech i perswazyj, nie tylko się uganiał za Baśką po całej stajni, ale wyparł ją wreszcie na dwór w tej nadziei, że ją prędzej do ciepłej izby namówi.

      Ona umykała przed nim powtarzając: — Otóż nie pójdę! Niech mnie zamróz chyci! Nie pójdę! nie pójdę!... — Na koniec dostrzegłszy już przy domu słup ze szczeblami, a na nim drabinę, skoczyła na nią jak wiewiórka i oparła się dopiero na skraju dachu. Tam siadłszy zwróciła się ku panu Zagłobie i na wpół już ze śmiechem zawołała:

      — Dobrze, pójdę, jeśli waćpan wleziesz tu po mnie!

      — A cóż to ja koczur jestem, hajduczku, żebym za tobą po dachach łaził? Tak to mi płacisz za to, że cię kocham?

      — I ja waćpana kocham, ale z dachu!

      — Dziad swoje — baba swoje! Złaź mi tu zaraz!

      — Nie zlazę[117]!

      — Śmiech, jak mi Bóg miły, żeby do serca tak brać konfuzję! Nie tobie, łasico utrapiona, ale Kmicicowi, któren za mistrza nad mistrze uchodził, Wołodyjowski to samo uczynił — i nie na żarty, lecz w pojedynku. Jemu najznamienitsi szermierze włoscy, niemieccy i szwedzcy nie dłużej jak przez jeden pacierz mogli dać opór, a tu jeden bąk taki do serca bierze przeprawę. Fe! Wstydź się! Złaź, złaź! Przecie ty się dopiero uczysz!

      — Ale pana Michała nie cierpię!

      — Bogać tam! Za to, że exquisitissimus w tym, co sama chcesz umieć? Powinnaś go tym bardziej kochać!

      Pan Zagłoba nie mylił się. Uwielbienie Basi dla małego rycerza wzrosło pomimo jej konfuzji, ale odrzekła:

      — Niech go Krzysia kocha!

      — Złaź, złaź!

      — Nie zlazę!

      — Dobrze, to siedź; powiem ci jeno, że to nawet i niepolitycznie pannie na drabinie siedzieć, bo ucieszny może dać światu prospekt[118]!

      — A nieprawda! — rzekła Basia ogarniając rękoma jubkę.

      — Ja tam stary, oczu nie wypatrzę, ale zaraz tu wszystkich zawołam, niech się dziwują!

      — Już zlazę! — wołała Basia.

      Wtem Zagłoba zwrócił się w bok domu.

      — Dalibóg, ktoś idzie! — rzekł.

      Jakoż zza węgła ukazał się młody pan Nowowiejski, który przyjechawszy konno, przywiązał konia przy bocznej furcie, sam zaś obchodził dom pragnąc wejść przez główne drzwi.

      Basia ujrzawszy go znalazła się w dwóch skokach na ziemi, lecz niestety było już za późno.

      Pan Nowowiejski widział ją zeskakującą z drabiny, więc stanął zmieszany, zdumiony, oblany rumieńcami jak panna; Basia stała przed nim tak samo. Aż nagle zakrzyknęła:

      — Druga konfuzja!

      Pan Zagłoba, rozbawiony wielce, mrugał czas jakiś swym zdrowym okiem, na koniec rzekł:

      — Pan Nowowiejski, naszego Michała przyjaciel i podkomendny, a to jest panna Drabinowska... tfu!... chciałem powiedzieć: Jeziorkowska!

      Nowowiejski przyszedł prędko do siebie, a że był to żołnierz bystrego dowcipu, choć młody, więc skłonił się i podniósłszy oczy na cudne zjawisko, rzekł:

      — Dla Boga! Róże na śniegu w Ketlingowym ogrodzie kwitną!

      A Basia dygnąwszy mruknęła sama do siebie:

      — Dla innego nosa niż twój!

      Po czym rzekła bardzo wdzięcznie:

      — Proszę do komnat!

      I sunęła sama naprzód, a wpadłszy prędko do izby, w której pan Michał siedział z resztą kompanii, zawołała robiąc przytyk do czerwonego kontusza pana Nowowiejskiego:

      — Gil przyleciał!

      Za czym siadła na stołku, złożywszy ręce w małdrzyk[119], a buzię w ciup, jak przystało na skromną i przystojnie wychowaną panienkę.

      Pan Michał przedstawił młodego przyjaciela siostrze i Krzysi Drohojowskiej, a ów ujrzawszy drugą pannę, chociaż w odmiennym rodzaju, lecz równie niepośledniej urody, zmieszał się po raz wtóry; pokrył to jednak ukłonem i dla dodania sobie fantazji ręką do wąsów, które mu jeszcze nie rosły, sięgnął.

      Zakręciwszy tedy palcami nad wargą, zwrócił się do Wołodyjowskiego i opowiedział mu cel swego przybycia. Oto pan hetman wielki pilnie pożądał widzieć małego rycerza. O ile pan Nowowiejski się domyślał, chodziło o jakąś funkcję wojskową, hetman bowiem odebrał świeżo kilka listów, mianowicie od pana Wilczkowskiego, od pana Silnickiego, od pułkownika Piwo i od innych komendantów na Ukrainie i Podolu rozrzuconych, z doniesieniami o krymskich wypadkach, które nie zapowiadały się pomyślnie.

      — Sam chan i sułtan Gałga, który z nami u Podhajec paktował — mówił dalej pan Nowowiejski — chcą paktów dotrzymać; ale Budziak szumi już jako ul na wyroju[120]; białogrodzka orda również się burzy; ci nie chcą ni chana, ni Gałgi słuchać...

      — Już mi to pan Sobieski konfidował[121] i o radę pytał — rzekł Zagłoba. — Co tam mówią teraz o wiośnie?

      — Powiadają, że z pierwszą trawą ruszy się na pewno to robactwo, które znowu trzeba będzie wygnieść — odpowiedział pan Nowowiejski.

      To rzekłszy okrutnego marsa[122] postawił i począł wąsy tak kręcić, że aż mu górna warga poczerwieniała.

      Basia, patrząc bystrze, spostrzegła to zaraz, więc zasunęła się nieco w tył, by jej pan Nowowiejski nie widział, i dalej także wąsy kręcić naśladując młodocianego kawalera.

      Pani stolnikowa zgromiła ją zaraz oczyma, lecz jednocześnie poczęła drgać tamując usilnie śmiech; pan Michał również wargi przygryzał, a Drohojowska spuściła tak oczy, że aż jej długie rzęsy rzucały cień na policzki.

      — Waćpan — rzekł Zagłoba — młody człek, ale doświadczony żołnierz!

      — Mam dwadzieścia dwa lat, a siedm, nie wymawiając, ojczyźnie służę, bo w piętnastym roku w pole z infimy[123] uciekłem! — odpowiedział młodzieńczyk.

      — I ze stepem się zna, i trawami umie chodzić, i jak kania[124] СКАЧАТЬ



<p>117</p>

nie zlazę (reg.) — dziś popr.: nie zlezę.

<p>118</p>

prospekt — tu: widok.

<p>119</p>

złożyć ręce w małdrzyk — złożyć dłonie na krzyż, wnętrzem do siebie.

<p>120</p>

ul na wyroju — ul podczas rozdzielenia roju na dwie części, z których jedna ma opuścić ul wraz z młodą królową i założyć ul nowy; rozdzielaniu się roju pszczół towarzyszy wzmożone brzęczenie pszczół i szum.

<p>121</p>

konfidować — zwierzać się.

<p>122</p>

mars — surowy wyraz twarzy; od imienia boga wojny w mit. rzym., Marsa.

<p>123</p>

infima (daw.) — najniższa klasa w szkołach polskich.

<p>124</p>

kania — duży ptak drapieżny z rodziny jastrzębiowatych.