Pan Wołodyjowski. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pan Wołodyjowski - Henryk Sienkiewicz страница 15

Название: Pan Wołodyjowski

Автор: Henryk Sienkiewicz

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ białogłowy tych grotów boją jak pies sadła — szepnął pani stolnikowej Zagłoba. — Ale przyznaj, waćpani dobrodzika, żeś nie bez jakowychś ukrytych zamiarów te sikory tu przywiozła. Setne dziewki! Szczególniej ów hajduczek, żebym tak zdrów był! Chytrą Michał ma siostrzyczkę, co?

      Pani Makowiecka uczyniła istotnie bardzo chytrą minę, która zresztą zupełnie nie przypadła do jej prostodusznej, poczciwej twarzy, i odrzekła:

      — Myślało się o tym i o owym, jak to zwykle nam, niewiastom, na przebiegłości nie braknie. Mój mąż ma tu przyjechać na elekcję, a ja dziewczyny wcześniej zabrałam, bo Tatarów tylko u nas patrzeć. Gdyby zaś miało z tego co szczęśliwego dla Michała się zdarzyć, ofiarowałabym się piechotą do jakiego cudownego obrazu.

      — Zdarzy się, zdarzy! — rzekł Zagłoba.

      — Obie dziewczyny z wielkich domów i obie dostatnie, a i to coś w dzisiejszych ciężkich czasach znaczy...

      — Nie mnie taką rzecz trzeba powtarzać. Michałową fortunę wojna zjadła, choć wiem, że ma coś grosiwa na prowizji u wielkich panów. Braliśmy nieraz znamienite łupy, mościa pani, a choć się to na dyskrecję hetmańską oddawało, przecie część szła na podział, jak się to mówi u nas po żołniersku: „od szabli”. Na Michałową tyle nieraz wypadało, że gdyby był wszystko zachował, miałby dziś piękną fortunę. Ale to żołnierz nie patrzy na jutro, jeno dziś hula. A Michał byłby i wszystko przehulał, gdyby nie to, żem go zawsze powściągał. Powiadasz tedy waćpani, że to dziewki wielkiej krwi?

      — W Drohojowskiej jest senatorska krew. Prawda i to, że tam nasze pobrzeżne kasztelanie to nie krakowska, a są i takie, o których mało kto w Rzeczypospolitej słyszał; ale przecie, kto raz na krześle zasiadł, ten swój splendor i potomstwu przekazuje. Co zaś do paranteli[105], to Jeziorkowska prawie jeszcze Drohojowską przewyższa.

      — Proszę, proszę! Ja sam się od pewnego króla Masagietów wywodzę, więc lubię o czyimś pokrewieństwie posłuchać.

      — Z tak wysokiego gniazda Jeziorkowska się znowu nie wywodzi, ale jeśli waćpan życzysz posłuchać... bo my tam w naszych stronach każdego domu na palcach możemy wyliczyć koligacje... Owóż ona jest krewna: i Potockich, i Jazłowieckich, i Łaszczów. Widzi waćpan, to było tak...

      Tu pani stolnikowa rozgarnęła fałdy sukni i usadowiła się wygodniej, aby żadnej w ulubionym opowiadaniu nie znaleźć przeszkody; rozstawiła palce jednej dłoni, a wskazujący drugiej przygotowała do liczenia dziadków i babek, po czym zaczęła:

      — Córka pana Jakuba Potockiego, Elżbieta, z drugiej jego żony, Jazłowieckiej, wyszła za pana Jana Smiotanko, chorążego podolskiego...

      — Zakonotowałem! — rzekł Zagłoba.

      — Z tego małżeństwa urodził się pan Mikołaj Smiotanko, takoż chorąży podolski.

      — Hm! Piękna godność!

      — Ten był żonaty pierwszy raz z Dorohostaj... Nie! Z Rożyńską... Nie! Z Woroniczówną... Bodajże cię! Zapomniałam!

      — Wieczny jej pokój, jakkolwiek się nazywała! — rzekł z powagą Zagłoba.

      — A drugi raz ożenił się z Łaszczówną...

      — Tum go czekał! Jakiż był tego małżeństwa effectus?

      — Synowie im pomarli...

      — Każda radość krucha w tym świecie...

      — A z czterech córek najmłodsza, Anna, poszła za Jeziorkowskiego, herbu Rawicz, komisarza do rozgraniczenia Podola, któren był potem, jeśli się nie mylę, i miecznikiem podolskim.

      — Był, pamiętam! — rzekł z całą pewnością Zagłoba.

      — Z tego małżeństwa, widzisz waćpan, rodzi się Basia.

      — Widzę i to przy tym, że się w tej chwili z Ketlingowego szturmaka[106] przymierza.

      Jakoż Drohojowska i mały rycerz zajęci byli rozmową, a panna Basia mierzyła sobie dla rozrywki ze szturmaka ku oknu.

      Pani Makowiecka poczęła się na ten widok trząść i piszczeć.

      — Waćpan sobie nie wyimaginujesz, co ja mam z tą dziewczyną! Czysty hajdamaka[107]!

      — Żeby wszyscy hajdamakowie byli tacy, zaraz bym do nich przystał!

      — Jej nic w głowie, jeno oręż a konie, a wojna! Raz wyrwała się z domu na polowanie na kaczki, z guldynką[108]. Zalazło to gdzieś między trzciny, aż tu patrzy: trzciny się rozsuwają i co widzi?... Głowę Tatarzyna, który trzcinami pod wieś się przekradał... Inna byłaby się przestraszyła, a ta bieda kiedy nie gruchnie z guldynki. Tatarzyn chlup w wodę! Na miejscu, imainuj[109] sobie waćpan, go położyła... i czym?... kaczym śrutem...

      Tu pani Makowiecka poczęła się znów trząść i chychotać nad przygodą Tatarzyna, po czym dodała:

      — I co prawda, ocaliła nas wszystkich, bo cały czambulik szedł; ale że wróciwszy narobiła alarmu, więc mieliśmy czas z czeladzią w lasy uskoczyć! U nas tak ciągle!...

      Twarz Zagłoby oblała się takim zachwytem, że aż oko na chwilę przymrużył, za czym zerwał się, poskoczył do dziewczyny i nim się opatrzyła, pocałował ją w czoło.

      — To od starego żołnierza za tego Tatarzyna w trzcinach! — rzekł.

      Panienka potrząsnęła zamaszyście swoją płową czupryną.

      — Co? zadałam mu bobu! — zawołała swym świeżym, dziecinnym głosikiem, który tak dziwnie brzmiał wobec sensu jej słów.

      — Mójże ty hajduczku najmilszy! — rzekł rozrzewniony Zagłoba.

      — Ale co tam jeden Tatar! Waćpanowieście tysiącami ich nasiekli, i Szwedów, i Niemców, i Węgrzynów Rakoczego. Co ja tam przy waćpanach znaczę, przy takich rycerzach, jakich drugich w całej Rzeczypospolitej nie masz. Wiem doskonale! oho!

      — Będziem cię uczyć szabelką robić, kiedy masz taki animusz. Ja już trochę przyciężki, ale Michał to także mistrz.

      Panienka na taką propozycję aż podskoczyła w górę, następnie pocałowała w ramię pana Zagłobę i dygnęła małemu rycerzowi mówiąc:

      — Dziękuję za obietnicę! Już trochę umiem!

      Ale Wołodyjowski cały był zajęty rozmową z Krzysia Drohojowską, więc odpowiedział z dystrakcją:

      — Co tylko waćpanna rozkażesz!

      Zagłoba z rozpromienionym obliczem przysiadł się znów do pani stolnikowej latyczowskiej.

      — Moja mościwa СКАЧАТЬ



<p>105</p>

parantela (z łac. parens, parentis: rodzic płci męskiej lub żeńskiej, przodek) — pokrewieństwo, powinowactwo, zwł. ze znanym rodem; wyraz najczęściej używany w lm: parantele.

<p>106</p>

szturmak — tu: broń palna z rozszerzoną u wylotu lufą używana w XVII i XVIII w. w Europie.

<p>107</p>

hajdamak a. hajdamaka (daw.; z tur. hajdamak: napadać, grabić) — zawadiaka, hultaj, łobuz; Kozak; powstaniec kozacki, czyli uczestnik hajdamaczyzny, ruchu chłopskiego przeciw uciskowi szlachty polskiej na Ukrainie w XVIII w.

<p>108</p>

guldynka — rodzaj broni myśliwskiej, strzelba kulowa, gwintowana używana w XVII i XVIII w.

<p>109</p>

imainować a. imaginować (z łac. imaginare) — wyobrażać sobie.