Название: Tajemnica Zegarmistrza
Автор: Jack Benton
Издательство: Tektime S.r.l.s.
Жанр: Зарубежные детективы
isbn: 9788835427827
isbn:
2
- Zostaje pan u nas jeszcze przez tydzień, panie Hardy? – spytała pani Greyson.
Starsza kobieta o surowej twarzy była właścicielką pensjonatu Lakeview. Gdy Slim wszedł do budynku, siedziała w ciemnym korytarzu. Był on zmarznięty i obolały po długiej jeździe. Na dodatek wciąż był wystraszony możliwością bliskiego spotkania z gwałtownie skręcającym Escortem, który niemal nie zrobił z niego krwawej papki. Ledwo udało mu się ujść z życiem. Teraz z kolei miał nadzieję, że nie będzie musiał z nikim rozmawiać przynajmniej do momentu wzięcia prysznica.
- Jeszcze nie wiem – odparł. – Czy mógłbym dać pani znać jutro?
- Tylko ja muszę wiedzieć, czy mogę przyjmować rezerwacje na pański pokój.
Slim nie widział w czteropokojowym pensjonacie żadnych innych klientów. Wymusił uśmiech na twarzy, który posłał pani Greyson. Jednak gdy mijał ją idąc w kierunku schodów, zatrzymał się na chwilkę.
- A właśnie… Nie wie pani może, czy są tu gdzieś jacyś rzeczoznawcy?
- Rzeczoznawcy? Czego?
Slim uniósł nadgarstek i pomachał kobiecie przed oczami zwykłym zegarkiem, który rok temu kupił na pchlim targu.
- Pomyślałem sobie, że może oddam go do lombardu – oznajmił. – Chyba czas na nowszy model.
- Ja sama mogę panu powiedzieć, ile wart jest taki zegarek. Nic – zmarszczyła nos pani Greyson.
- Ja mówię poważnie – uśmiechnął się Slim. – To rodzinna pamiątka. Należał do mojego ojca.
Pani Greyson wzruszyła ramionami, jak gdyby była świadoma, że mężczyzna coś kręci.
- Moim zdaniem marnuje pan czas, ale jeśli tak panu zależy, to jest ktoś taki w Tavistock. Co sobotę jest tam jarmark. Sprzedają na nim różne rupiecie i z pewnością znajdzie pan tam jakiegoś kupca.
- Gdzie jest to Tavistock?
- Po drugiej stronie Launceston. W Devon – to ostatnie stwierdzenie zostało wypowiedziane z taką niechęcią, jak gdyby życie poza Kornwalią było jedną z najbardziej haniebnych zbrodni.
- Dojeżdża tam autobus?
- Wynajmij pan po prostu samochód – westchnęła pani Greyson. – Kto to widział przyjeżdżać do Kornwalii bez samochodu?
Slim chciał już odpowiedzieć: „kto to widział prowadzić samochód bez prawa jazdy”, ale zaniechał tego pomysłu. Uprzedzenia jego gospodyni były już i tak wystarczająco głębokie. Nie musiał ich rozwijać, dostarczając jej wiedzy o odebranie mu uprawnień za jazdę pod wpływem.
- Już pani mówiłem, że staram się prowadzić ekologiczny tryb życia. Chcę wejść w kontakt z matką naturą.
- Pogratulować – westchnęła znowu. – No cóż… Na drzwiach pańskiego pokoju jest rozkład jazdy. Mówiłam już panu o tym.
Slim niczego takiego nie pamiętał. Niemniej, na drzwiach coś wisiało. Karta była jednak tak wyblakła, że ledwo dało się coś na niej odczytać. Prawdopodobnie rozkład ten zdążył się już zmienić kilkanaście razy.
- Dziękuję – odpowiedział, posyłając jej uśmiech.
- Szczerze, to nawet nie zdaje pan sobie sprawy z własnego szczęścia, że w Północnej Kornwalii działa teraz firma First Bus. Kiedyś do Camelford jeździł tylko jeden autobus tygodniowo. Odjeżdżał o 14:00 we wtorki, a do domu można było wrócić po tygodniu. Wyobraża pan sobie siedzieć tydzień w Camelford? Godzina to już za długo.
- Aż tak źle, co?
Pani Greyson nie wyczuła delikatnego sarkazmu u Slima.
- Przez lata nas omijano. Teraz to przynajmniej mamy dwa autobusy dziennie. Blair zrobił z tym porządek. Odkąd Torysi wrócili do władzy jest coraz gorzej. Najpierw zabrali się za basen morski w Bude, potem toalety publiczne w…
- Dziękuję, pani Greyson – powiedział Slim.
Kobieta odwróciła się w stronę kuchni. Jej usta wciąż poruszały się bezgłośnie, a słowa wydobywały się niczym krople wody z niedokręconego kranu. W końcu wzięła się za niezdarne przekładanie zwitków rachunków i kopert z zaświadczeniami bankowymi. Slim już miał nadzieję, że to koniec rozmowy, gdy nagle staruszka zatrzymała się i odwróciła.
- Czy dziś też zamierza pan wychodzić na kolację?
W Penleven był tylko jeden sklep, który zamykał się o 18:00. Był też pub, ale tam podawano jedzenie tylko do 20:30. Miał tylko pół godziny, aby zdążyć do swojego samotnego stolika albo trzecią noc z rzędu będzie musiał jeść chińską zupkę i kanapkę z tuńczykiem. Slim miał swoje powody, żeby wydłużyć swój pobyt w Kornwalii, lecz zrzucenie kilogramów nie było jednym z nich.
- Chyba tak – pokiwał głową.
- Tylko niech pan nie zapomni klucza – przypomniała kobieta, co zresztą robiła codziennie od trzech tygodni. – Nie będę specjalnie wstawała, żeby pana wpuścić.
3
Slim siedział w swoim czystym i zadziwiająco dużym pokoju, jak na pomieszczenie w budynku, robiącym wrażenie niewielkiego. Wyciągnął zegar ze swojego plecaka i rozpakował go z plastikowej torby.
W ogóle nie znał się na zegarach. W jego ostatnim mieszkaniu był jakiś tani, plastikowy, będący pozostałością po poprzednich lokatorach. Jeśli chciał dowiedzieć się, która jest godzina, i tak sprawdzał ją na swojej starej Nokii lub kupionych po przecenie zegarkach na rękę, które były zwykle tak zadrapane, że ledwo dało się z nich cokolwiek odczytać.
Znaleziony przez niego zegar miał kształt drewnianego prostopadłościanu, stylizowanego na zimową chatkę. Miał zwisający dach oraz otwór na dolnej ściance, z którego wystawało kiedyś wahadło. Na tarczy znajdowały się nieco zaplamione, metalowe cyfry rzymskie. Otoczona była zawijasami i żłobieniami, które przedstawiały zwierzęta i drzewa. Były tam również symbole, prawdopodobnie słońca i księżyca lub pór roku. Na półkolu za tarczą zegara był cienki pasek, który przypominał odwrócony półksiężyc, a może niedokończoną podkowę. Na jego powierzchni widniało kilka zadrapań. Cały zegar był pokryty grubą warstwą lakieru, który wygładzało się dokładnie papierem ściernym.
Slim pokręcił głową. Nigdy wcześniej nie spotkał się z ręcznie wykonanym zegarem. Skoro ktoś poświęcił tyle czasu na zrobienie tak złożonego dzieła, to dlaczego owinął je w plastikową torbę i zakopał gdzieś na wrzosowisku?
Co СКАЧАТЬ