Afekt. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 7

Название: Afekt

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 9788366736245

isbn:

СКАЧАТЬ kiedy była małoletnia, nie? – ciągnął Oryński. – Czyli jeszcze przed tym, jak trafiła do liceum.

      Chyłka układała sobie to wszystko w głowie. Wciąż nie wierzyła, żeby Patryk Hauer był zdolny do tego, co zarzucała mu dziewczyna. A więc jej wiarygodność należało podać w wątpliwość.

      Sam upływ czasu między zdarzeniem a próbą wyciągnięcia go na światło dzienne nie miał dla Joanny znaczenia. Doskonale wiedziała, że długa zwłoka nie przemawia na niekorzyść ofiary.

      – Potrzebujemy więcej informacji – oznajmiła.

      – Wyświetlić na niebie Kormakosygnał?

      – Nie. Kościotrup jest z Anką gdzieś za granicą w sprawie małego. Chyba w Wielkiej Brytanii.

      Oryński potrząsnął głową, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że planowali wyjazd od pewnego czasu.

      – Faktycznie – odparł. – W takim razie…

      – W takim razie zostaje nam albo wizyta w Pałacu Prezydenckim, bo to właśnie tam urzęduje jedyna osoba, która może coś wiedzieć, albo u twojej byłej dziewczyny.

      – Z dwojga złego wolałbym tę pierwszą opcję.

      Joannie nie umknęło, że nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Raczej jak próba zbudowania dystansu tam, gdzie go nie ma.

      – Wiesz, co robi teraz ta twoja Asia? – spytała Chyłka.

      – Pracuje gdzieś w Galerii Młociny, widziałem u niej na stories filmik z otwarcia.

      Joanna odstawiła kubek i wbiła wzrok w oczy Oryńskiego.

      – No co? – spytał.

      – Nie podejrzewałam cię o podglądanie swoich byłych na Instagramie. Głównie dlatego, że nie sądziłam, żebyś jakiekolwiek miał.

      – Nie podglądam, po prostu…

      – Ci się kliknęło.

      Kordian skrzywił się i poruszył nerwowo, jakby rzeczywiście coś przeskrobał.

      – Samo leci, jak już włączysz jedną relację.

      – Tłumaczyć się będziesz później – odparła Chyłka. – Teraz ustal, gdzie konkretnie możemy ją znaleźć.

      – Chyba w jednym ze sklepów obuwniczych.

      Joanna pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem szybko dopiła resztkę kawy i skinęła na Oryńskiego. Po kilku minutach byli już na parkingu podziemnym The Warsaw Hub i szli w kierunku czarnej iks piątki.

      Ledwo wsiedli do środka, Chyłka wybrała numer, który dziś rano zapisała w komórce, a potem włączyła głośnomówiący.

      – Nie spodziewałem się wieści tak szybko – rozległ się głos Mirka.

      – Nie dzwonię z odpowiedziami, tylko z pytaniami – odparła Joanna. – I jak tylko zaczniesz kręcić, rozłączam się, uprzednio kazawszy ci spierdalać.

      Odpowiedziała jej cisza, a Zordon posłał jej pytające spojrzenie. Większość klientów przełykała gorzką pigułkę, jaką była obcesowość Chyłki, ale szef sztabu człowieka, który miał zostać kolejnym prezydentem kraju, mógł nie być na to gotowy.

      – Więc? – rzucił Halski. – Dlaczego nie pytasz, tylko tracisz czas na milczenie?

      – Czekałam na reakcję.

      – W takim razie ją dostałaś. Wal śmiało.

      Joanna odpaliła silnik i wycofała z miejsca parkingowego tak szybko, że nie sposób było upewnić się, czy nic nie jedzie.

      – Dziewczyna, która was szantażuje, nie żyje od jakichś dziesięciu lat.

      – Słucham?

      – Zrobiła z siebie naleśnika na placu Wilsona.

      Mirek przez moment nie odpowiadał, przekazując komuś wiadomość. Być może bratu? Nie, Kazimierz Halski miał w tej chwili lepsze rzeczy do roboty niż samodzielne zapobieganie temu kryzysowi.

      – Ktoś najwyraźniej postanowił ją wykorzystać – dorzuciła Joanna. – Jak się z wami kontaktował?

      – Tylko mailowo, nie mieliśmy powodów sądzić, że…

      – Podeślij mi adres, z którego pisano.

      – Oczywiście – odparł szybko Mirek. – Ale w takim razie to chyba rozwiązuje sprawę?

      – Może.

      Znów rozległy się ciche głosy, a Chyłce przeszło przez myśl, że rozmówca musi zasłaniać ręką mikrofon.

      – Halo – mruknęła z niezadowoleniem.

      Przez moment żadna odpowiedź nie nadchodziła.

      – Hej! – krzyknęła Chyłka.

      – Już jestem.

      – To spręż się trochę, bo ewidentnie masz refleks szachisty korespondencyjnego.

      – Dobrze – odparł natychmiast Halski, jakby faktycznie nie chciał drażnić prawniczki. – Ale dlaczego mówisz, że to tylko może rozwiązywać sprawę? Było słowo przeciwko słowu, a teraz…

      – Słowo na waszą niekorzyść wypowiada ktoś inny.

      – No i? To tylko informacje z drugiej ręki.

      – O ile ten ktoś nie ma dowodów – zauważyła Joanna, wyjeżdżając na ulicę.

      Nawróciła na Towarowej, a potem skierowała się w stronę ronda Daszyńskiego i wcisnęła gaz do dechy. Żeby dostać się na Młociny, trzeba będzie przebić się przez całą Wolę, Żoliborz i Bielany, ale o tej porze nie powinno to zająć więcej niż dwadzieścia minut.

      – Nie można mieć dowodów na coś, do czego nie doszło – odezwał się ze spokojem Halski. – Tak samo było z Hauerem.

      – Tyle że dowody można spreparować.

      Rozmówca znów zamilkł, a Chyłka uznała, że najwyższa pora kończyć tę konwersację.

      – Możesz wybadać dokładniej tę sprawę Hauera? – rzuciła.

      – Nie – odparł bez wahania Mirek. – Dowiedziałem się wszystkiego, czego mogłem. Więcej wie chyba tylko jego żona. Ewentualnie ktoś z ich bliskiego otoczenia… o ile jakieś mieli w tamtym czasie.

      Chyłka zerknęła na Zordona i zaklęła w duchu. Jakiekolwiek informacje o tamtej sprawie mogłyby rozwiać choć część wątpliwości.

      – Postaraj СКАЧАТЬ